Boberowie prowadzą gospodarstwo już od 100 lat [VIDEO]
Prowadzenie gospodarstwa skupionego na produkcji roślinnej na areale 160 ha i firma Agrobober sprzedająca nawigację do ciągników rolniczych - to dwa główne zajęcia Łukasza Bobera z miejscowości Mężenino-Węgłowice z woj. mazowieckiego.
- Jestem czwartym pokoleniem, które prowadzi gospodarstwo w tym miejscu. Rok temu obchodziliśmy stulecie istnienia - mówi Łukasz Bober. - Zaczął pradziadek, a następnie kolejne pokolenia kontynuowały pracę i dzisiaj ja z tatą wspólnie działamy dalej - dodaje. Gospodarstwo skupia się na produkcji roślinnej. - Jeżeli chodzi o strukturę zasiewów, to przeważają zboża: pszenica ozima i pszenżyto. Uprawiamy też rzepak i buraki cukrowe oraz kukurydzę z przeznaczeniem na ziarno. Działamy na glebach od klasy III do VI. Mamy typową mozaikę. W jednym miejscu ziemia jest taka, że można lepić garnki, a w drugim piasek jak na plaży - mówi z uśmiechem, zaznaczając, że jeśli chodzi o plony, w rzepaku średnia wieloletnia oscyluje w wysokości około 4 ton, pszenica daje 6-8 ton, pszenżyto - 5,5-7,5 t, buraki 60-80 t, a kukurydza 10-13 ton.
Mają dwa pługi, ale uprawiają bezorkowo
Zdecydowaną większość areału rolnik uprawia bezorkowo. - Pierwsze siewy w technologii bezorkowej wprowadził mój tata już 20 lat temu. W skrajnych sytuacjach, jeżeli był problem z zaoraniem pola po burakach cukrowych, następował przejazd agregatem lub kultywatorem, który rozluźni tę glebę po pszenicy ozimej w terminie około 20 października - mówi Bober. - Później chcieliśmy wprowadzać tę technologię chociażby po rzepaku, ale maszyny, które sprawdzały się w jesiennych i wilgotnych warunkach przy uprawie we wrześniu nie dawały sobie rady. Brakowało wtórnego zagęszczenia gleby - dodaje, zaznaczając, że wspólnie z ojcem poszukiwali rozwiązania tego problemu. - W końcu 10 lat temu zakupiliśmy agregat do głębokiej uprawy, z ciężkim wałem stalowym, który zapewnia dobre zagęszczenie gleby. Używamy go do dzisiaj. Widać dobre efekty. Pola, które były bardzo problematyczne w uprawie płużnej ze względu na duże bryły, które później musieliśmy kilkukrotnie doprawiać przed siewem przesuszając i ugniatając przy tym glebę, teraz w jednym przejeździe są gotowe do siewu - tłumaczy rolnik. - Poza tym widzimy, że regularna uprawa na głębokość 30 cm sprawia, że rzepak tworzy bardzo bujny i długi system korzeniowy - podkreśla.
W przypadkach uprawy niektórych pól i roślin według Łukasza Bobera bardzo trudno jest stosować technologię bezorkową, dlatego też w gospodarstwie nadal jest pług…, a nawet dwa pługi. - Jeden jest na stałe zintegrowany z wałem dogniatającym, który jest używany tylko do orki siewnej, a drugi jest bez wału. Używamy ich w skrajnych przypadkach, szczególnie późną jesienią, na przykład po zbiorze kukurydzy, albo w sytuacjach kiedy mamy do czynienia z ekstremalną suszą - zaznacza rolnik. - Kukurydzę siejemy w naszym gospodarstwie na glebach bardzo lekkich. Kiedy są one przesuszone, to jeżeli wykonamy jeden zabieg broną talerzową, a potem chcemy wjechać agregatem do głębokiej uprawy, okazuje się, że ziemia nie chce się mieszać z resztkami. Wtedy właśnie pług jest najlepszym sposobem zagospodarowania dużych ilości resztek. Chociaż jest przeze mnie używany niechętnie - tłumaczy.
Bez glifosatu - dzięki nawigacji?
- Stawiamy na mechaniczną walkę z chwastami. Od kilku lat nie stosujemy w ogóle glifosatu, a jeżeli już go wykorzystywaliśmy, to naprawdę awaryjnie, w sytuacjach, gdzie mieliśmy np. słabe wschody, coś nam wygniło, albo były jakieś zniszczenia gradowe i później na etapie żniw mieliśmy wtórne zachwaszczenie - mówi Łukasz Bober. Rolnik podkreśla, że w takiej strategii pomaga mu… nawigacja satelitarna, której używa w swoich ciągnikach i maszynach towarzyszących. - Inwestycja w nawigację wiązała się z tym, że posiadaliśmy opryskiwacz, który miał belkę o szerokości 21 metrów i jedynie 5 sekcji roboczych. W burakach, na klinach widać było wyraźne objawy fitotoksyczności i zahamowania wzrostu. Teraz, jak przeszliśmy na opryskiwacz z nawigacją, który zamiast 5 sekcji ma ich 12 przy takiej samej szerokości roboczej, nakładki są w zasadzie niezauważalne - twierdzi Bober, zaznaczając, że dzięki temu samo zwalczanie chwastów jest też dużo skuteczniejsze. - Nie jest tajemnicą, że w przypadku niektórych chwastów, jedna roślina potrafi wydać nawet kilka tysięcy nasion, więc jeżeli zostawimy sobie jakiś pas nieopryskany, to potem rozwozimy to po polu kombajnem czy podczas zbierania słomy - zaznacza.
Zrezygnował ze świń, postawił na firmę
W gospodarstwie Łukasza Bobera, które obecnie skupia się tylko na produkcji roślinnej, przed kilkoma laty była utrzymywana jeszcze trzoda chlewna, jednak ze względu na brak opłacalności i trudności związane z występowaniem w okolicy afrykańskiego pomoru świń, rolnik podjął z ojcem decyzję o rezygnacji z hodowli. Czas, który dzięki temu zyskał, poświęcił na rozkręcenie własnej działalności - firmy Agrobober, która zajmuje się sprzedażą nawigacji. - To był w zasadzie przypadek. Kupiłem ciągnik fabrycznie wyposażony w nawigację i po roku zadowolony z efektów zacząłem szukać „GPS-u” do drugiego traktora, który używaliśmy wtedy już od 10 lat. Na początku wybrałem zestaw testowy firmy FJ Dynamics, który bardzo dobrze się sprawdził. Poleciłem też tę nawigację kolegom, żeby zobaczyć, jak to się sprawdza w różnych warunkach - wspomina Bober. - Efekty dla wszystkich były bardzo zadowalające. Doszedłem do wniosku, że jest więcej takich osób, które poszukują tańszej alternatywy dla drogich nawigacji, do ciągników używanych, które nie wiadomo jak długo jeszcze będą pracować w gospodarstwie. I tak zaczęła się moja przygoda z prowadzeniem firmy - zaznacza rolnik, który sam korzysta z nawigacji już od ponad pięciu lat i widzi duże oszczędności. Jak duże według niego musi być gospodarstwo, aby warto było iść w tym kierunku? - Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka prosta i oczywista. Niektóre gospodarstwa, które mają 700 ha, dopiero przed rokiem poszły w tym kierunku, ale mamy też rolników, którzy uprawiają 15 ha i twierdzą, że to nie jest wcale duży wydatek. Wszystko zależy od rodzaju produkcji - mówi właściciel firmy Agrobober, przytaczając jeden z przykładów, który miał uruchamiając nawigację u rolnika: - Na jednym z pól, które było już obsiane i miało założone ścieżki przejazdowe, wyszło nam dzięki nawigacji, że na szerokści 180 metrów, jedna ścieżka opryskiwacza o szerokości 21 metrów była nadprogramowa. Ona fizycznie powinna być już u rolnika obok. To jest ponad 10% nakładek. Zakładając, że samo nawożenie na hektar to dzisiaj koszt około 3 tys. zł, mamy 300 zł oszczędności. Na tylko jednym hektarze, więc w przypadku gospodarstwa 100 hektarowego same oszczędności na nawozie pokryją koszt nawigacji w ciągu jednego roku - podkreśla Bober. Jak twierdzi, wśród wielu rolników utarło się przeświadczenie, że nawigacja jest przeznaczona do dużych ciągników i maszyn, ale według niego często właśnie przy mniejszych szerokościach roboczych, dzięki precyzyjnej jeździe idzie bardziej zwiększyć wydajność. - Zauważyłem to na przykładzie swojego grubera o szerokości 3 m. Jeżeli mamy nakładkę 10 czy nawet 20 cm, to w przypadku narzędzia 3 m procentowo ta nakładka bardziej zmniejsza wydajność, niż w przypadku narzędzia 6-metrowego. Mało tego, właśnie na małych działkach, gdzie trzeba wykonać dużo nawrotów, dzięki nawigacji możemy wjeżdżać w co drugi, trzeci przejazd. Dzięki temu nie musimy tyle zawracać, korzystać z rewersu.
Wszystkie kolory tęczy w parku maszyn
Jeśli chodzi o ciągniki używane w gospodarstwie Łukasza Bobera, to rolnik nie stawia na jedną markę. Posiada jednego New Holland-a, dwa John Deere-y, Deutz-Fahr-a i Valtrę. Jest także przedstawiciel stajni CLAAS - kombajn z nowej serii TRION. - Śmieję się, że mamy w parku maszyn wszystkie kolory tęczy. Ciągniki mają od 60 do 250 KM. W zasadzie każdy ma przypisaną do siebie konkretną pracę, żeby wszystkie zabiegi były wykonywane sprawnie - zaznacza Łukasz Bober. Na chwilę obecną cały areał obsługuje tylko ze swoim ojcem, nie zatrudniając na stałę nikogo do pomocy. - Dlatego też mamy to tak ułożone, żebyśmy mogli we dwóch wykonywać w tym samym czasie prace polowe, aby dotrzymać terminów agrotechnicznych - tłumaczy, zaznaczając, że jego ulubionym ciągnikiem jest najmocniejsza Valtra. - Wiadomo, że najwygodniej jeździ się największym traktorem, chociażby z tego względu, że jest on mniej podatny na nierówności. No i wiadomo, nowszy traktor, to też większy komfort pracy. Dzięki temu człowiek wysiada z niego po dziesięciu czy dwunastu godzinach pracy mniej zmęczony niż było to w przypadku starszych maszyn - kończy rolnik.