Po PFMŻ zostały tylko ruiny. Smutna historia upadku [VIDEO+ZDJĘCIA]
- 1/6
- następne zdjęcie

- O ile większość takich upadków w naszej nowożytnej historii rozchodziła się dużym echem jak w przypadku Zakładów Mechanicznych URSUS czy FMŻ, tak w przypadku Poznańskiej Fabryki Maszyn Żniwnych przedsiębiorstwo dogorywało w ciszy i spokoju - bez żadnych protestów, świateł fleszy i kamer. Z jakichś powodów nikt o tym nie mówił i tak PFMŻ pozostaje zapomniane po dziś dzień - mówi Mateusz Misiak w drugiej części filmiu przedstawiającego historię Poznańskiej Fabryki Maszyn Żniwnych opublikowanym na swoim kanale YouTube.
W pierwszym odcinku dotyczącym PFMŻ, Mateusz Misiak przedstawił historię firmy PFMŻ od momentu jej założenia, przez produkcję pierwszych snopowiązałek ciągnikowych WC-1, maszyn zielonkowych oraz orkanów - chyba najsłynniejszych maszyn produkowanych w na poznańskiej Starołęce. Druga część poświęcona została produkowanym w Poznańskiej fabryce przez ponad 10 lat sieczkarniom samojezdnym oraz problemom PFMŻ-u i smutną historią upadku zapomnianego dzisiaj producenta maszyn.
ZOBACZ TAKŻE: Po PFMŻ zostały tylko ruiny. „Chcę odkłamać historię i ocalić ją od zapomnienia"
Po PFMŻ zostały tylko ruiny. Pierwsza polska samojezdna sieczkarnia Z-310
PFMŻ po wypuszczeniu na rynek ciąganej sieczkarni Z-305 "Przemysław" pod kierownictwem inżyniera Zygmunta Frąckowiaka rozpoczęła pracę nad samobieżną sieczkarnią. Efektem było powstanie PFMŻ Z-310. Maszyna zadebiutowała na rynku w czasie Targów Poznańskich w 1971 roku, a jej seryjna produkcja rozpoczęła się rok później.
- Nie ustępowała ona w niczym ówcześnie produkowanym maszynom zachodnim, na których była z resztą wzorowana. Nie jest to jednak żadna kopia czy licencja jakiejkolwiek maszyny, gdyż w procesie jej konstruowania postanowiono zunifikować jej części z sieczkarnią Z-305 oraz Bizonem Z040 - zaznacza w filmie Mateusz Misiak.
Po PFMŻ zostały tylko ruiny. Z-310 - to dopiero początek
Pierwsze sieczkarnie Z-310 początkowo borykały się z dużą ilością usterek. Poprawiony typ maszyny zyskał jednak duże uznanie i zagościł na wielu rynkach zagranicznych.
- Na mocy współpracy z niemieckim Fahr, które to dość mocno współpracowało z polskimi zakładami, udzielając Polakom licencji na wiele swoich maszyn, PFMŻ produkowało sieczkarnie Z-310 pod marką Fahr jako model SFH140, który na eksport wyposażane były w niemieckie silniki Deutza. Z tego też powodu, sporo osób uważa, że sieczkarnie PFMŻ to konstrukcja licencyjna lub kopia jakiegoś Fahra, sam nawet przez dość długi czas miałem takie przypuszczenia, jednak w tym materiale chciałbym to zdementować: sieczkarnie PFMŻ to w pełni autorska konstrukcja, wzorowana co najwyżej pod kątem wizualnym na sieczkarniach New Hollanda - zaznacza Misiak.
W 1976 roku, do produkcji wdrożona została postępowa wersja pierwszej sieczkarni samojezdnej o oznaczeniu Z-320. W maszynie wprowadzono sporo istotnych zmian.
- Przede wszystkim wzrosła moc silnika - ze 100 do aż 137 koni mechanicznych. Poczciwego SW400 zmieniono na uturbiony silnik 6CT107 znany z Bizona Rekorda. W ten sposób wąskie gardło poprzedniczki zostało zlikwidowane - wyjaśnia Maheo780.
Przez pewien czas, modele Z-310 i Z-320 były produkowane równolegle, jednak w 1978 roku zaprzestano produkcji starszej maszyny, pozostawiając już tylko jej zmodernizowaną wersję. Zaledwie rok później, w 1979 roku polska sieczkarnia zyskała kolejny lifting, jednak model Z-325 nie został wyprodukowany w dużej ilości egzemplarzy. Podobnie było z sieczkarnią o oznaczeniu Z-330, będącą wynikiem współpracy PFMŻ z inżynierami z Czechosłowacji i Węgier.
- Maszyna powstała zupełnie od podstaw i podobnie jak ciężkie Ursusy produkowana miała być zarówno u nas jak i na Czechosłowacji. (...) Był to wyraźny skok jakościowy i wydajnościowy. Z330 posiadała dużo bardziej komfortową kabinę operatora a także silnik SW680 generujący moc aż 220KM. Imponująca była też wydajność, którą konstruktorzy przewidywali na ponad 100t/h - podkreśla Misiak.
Dlaczego więc model Z-330 nie zyskał uznania i nie został wyprodukowany na masową skalę?
- Nie udało mi się jednoznacznie ustalić dlaczego tak się stało, natomiast na jednym z czeskich forum czytałem wspomnienia jednego z pracowników zakładów Agrostroj, który mówił o współpracy jako wyjątkowo nieudanej i problematycznej. Konstrukcja miała posiadać wiele poważnych problemów wieku dziecięcego i wiele maszyn musiało wracać do fabryki na poprawki. Być może tu jest ukryta odpowiedź dlaczego PFMŻ poza dziesięcioma sztukami nigdy nie wprowadziła do produkcji seryjnej Z330 - tłumaczy.
Plan B
W 1981 roku hale montażowe zaczęła opuszczać zupełnie nowa konstrukcja o oznaczeniu Z-340.
- Z340 posiadała znany z Rekorda, uturbiony silnik o mocy 137 koni mechanicznych oraz nową, wentylowaną kabinę. Wraz z nią zadebiutowały też nowe przyrządy robocze. Nowością była też ulepszona rura wylotowa pozwalająca w większym stopniu kontrolować wyrzut materiału na przyczepę. Produkcja sieczkarni Z340 trwała od roku 1981 do 1984, bo jak niedługo później się okazało pomimo zmian konstrukcyjnych w dalszym ciągu była ona zbyt mało wydajna choćby w porównaniu do opracowanej wcześniej Z330 - wyjaśnia Matheo780.
Ostatnią polską sieczkarnią samojezdną został model Z-350 - czyli "większy brat" Z-340. Przez lata doczekał się on trzech odświeżonych wersji: Z350/1, Z350/2 i Z350/3, a och produkcja została zakończona w 1991 roku wraz z upadkiem zakładów.
Po PFMŻ zostały tylko ruiny. Problemy i upadek
- Mimo iż maszyny były całkiem dobre i naprawdę duża część produkcji przeznaczona była na eksport nie tylko do krajów bloku wschodniego, ale także i na zachód, gdzie PFMŻ stanowiło ciekawą alternatywę dla Fortschritta czy CLAAS-a, to niestety, ale Poznańskie zakłady dopadły te same problemy, które przyczyniły się do upadku Zakładów Mechanicznych Ursus jak i Fabryki Maszyn Żniwnych w Płocku - podkreśla Mateusz Misiak.
Ostatecznie 3 grudnia 1991 roku, dyrektor PFMŻ, inżynier Edward Klim wystąpił do poznańskiego sądu z wnioskiem o ogłoszenie upadłości kierowanej przez niego fabryki. Za powód swojej decyzji podał całkowitą zapaść na rynku maszyn rolniczych, nagły spadek eksportu maszyn do innych krajów oraz ogólną recesję gospodarczą w kraju, jaka wybuchła po 1989 roku.
- Stojące na placu gotowe maszyny oraz wyposażenie hal wyprzedane zostało przez syndyka z wolnej ręki, bez żadnych publicznych informacji czy przetargów - zaznacza Matheo780.
Jak wspomina, po ogłoszeniu upadłości pojawił się problem ze sprzedażą gruntów po dawnym PFMŻecie, gdyż jak się okazało PRL-owskie władze wybudowały zakłady na ziemi należącej do prywatnych osób, a po upadku PRL swoje roszczenia zgłosiło wiele spadkobierców i pełnomocników prawowitych właścicieli. Sprawa ma być nierozstrzygnięta aż do dzisiaj. A o PFMŻ nie pamięta już prawie nikt...
ZOBACZ TAKŻE: Lely Multipower - ciągnik z dwoma silnikami. 420 KM mocy [ZDJĘCIA]
- 1/6
- następne zdjęcie