Dlaczego warto zainwestować w aplikator do gnojowicy?
Gnojowica to bardzo cenny i łatwo dostępny nawóz. Jej rozlewanie wymaga jednak zastosowania odpowiedniego sprzętu, który umożliwi wykorzystanie naturalnych składników w maksymalnym stopniu.
- Najważniejszym aspektem w kontekście użytkowania aplikatorów jest zminimalizowana utrata azotu, który ma tendencję do szybkiego ulatniania się. Znacznie mniejszy jest także odór unoszący się w powietrzu - mówi Albert Ciszek z firmy Samson Agro.
Informacje tę potwierdza i uzupełnia Mariusz Janik, doradca techniczny firmy Joskin.
- Rozlewanie naglebowe (nie rozbryzgowe!) znacznie ogranicza zanieczyszczenie roślin... Są już kraje, w których rozlewanie tradycyjne płaszczowe jest zakazane. W Polsce jeszcze nie ma takich rygorów. Często jednak nasi klienci mówią o problemie z zapachem, który staje się przyczyną konfliktów międzysąsiedzkich - zaznacza Janik.
Przedstawiciel firmy Joskin zwraca uwagę, że w jego firmie opracowywanie i wdrażanie na rynek aplikatorów rozpoczęło się już w latach 1988-1992.
- Na tę decyzję miała wpływ Holandia, jako duży odbiorca naszych maszyn i kraj, w którym już w tamtych latach wprowadzono obowiązek (!) aplikacji doglebowej - mówi Mariusz Janik.
Przez ten czas ilość dostępnych dla rolników rozwiązań na rynku bardzo się poszerzyła i dzisiaj wybierać można wśród bardzo szerokiej gamy aplikatorów. Przez te najprostsze, naglebowe, w przypadku których nawóz jest rozlewany na użytki zielone bądź pola za pomocą ciągnących się po nich węży, po doglebowe, dzięki którym gnojowica jest wstrzykiwana bezpośrednio w glebę. Urządzenia te różnią się sposobem mocowania, szerokością i wydajnością, a także zapotrzebowaniem na moc ciągnika. Przede wszystkim jednak kluczowa wydaje się być dla odbiorców cena, a ta waha się od kilku tysięcy zł, aż do takich wartości, które przewyższają koszt całego wozu asenizacyjnego.
- Ceny mają związek z konstrukcją. Im większa szerokość rampy tym wyższa cena. (Maksymalnie szerokość robocza w przypadku ramp Samson to aż 36 m). Jeżeli chodzi o narzędzia spulchniające ziemię, to najkorzystniejsze cenowo są maszyny sztywne - 3-4 metrowe. Jeśli szerokość się zwiększa, dochodzi ich składanie, a cena rośnie
- mówi Albert Ciszek, zaznaczając, że wpływ ma na ostateczny koszt ma również zastosowana w urządzeniach technologia.
- To dotyczy głównie ramp łyżwowych, które podczas pracy za pomocą specjalnej końcówki nacinają darń i wtłaczają tam ciecz. W ich przypadku ceny są najwyższe - przyznaje Ciszek.
Czy opłaca się inwestować aż tak duże pieniądze w tego typu urządzenia?
Jak się okazuje - tak. Rozlewając gnojowicę w sposób tradycyjny, rolnik może stracić bezpowrotnie nawet 50% azotu amonowego dostępnego pierwotnie w cieczy. Stosując aplikatory, straty te można ograniczyć nawet o 90% co sprawia, że oszczędzić można z kolei na stosowanych nawozach mineralnych.
Według Alberta Ciszka na chwilę obecną w Polsce największym powodzeniem cieszą się aplikatory doglebowe redlicowe i naglebowe, czyli rampy z wężami wleczonymi o szerokościach od 9 do 15-18 metrów. Informację tę potwierdza Mateusz Janik, który wymienia najpopularniejsze urządzenia wybierane z asortymentu reprezentowanej przez siebie firmy:
- Klienci najczęściej wybierają z ramp modele Pendislide i Penditwist o szerokościach 6, 7.5, 12, 15 i 18 m, a jeśli chodzi o aplikację doglebową, to bardzo popularne są: Terraflex2 o szerokościach 4.4 i 5.2 m oraz aplikator łąkowy Solodisc o szerokościach od 5.2 do 6.8 m - wylicza Janik.
Czym kierować się przy wyborze aplikatora?
Najważniejszym kryterium jest rodzaj uprawy. Na łąkach najlepiej sprawdzą się rampy z wężami lub z łyżwami. W przypadku pól uprawnych zdecydowaną przewagę mają aplikatory redlicowe oraz talerzówki.
- Coraz większym zainteresowaniem cieszą się rampy typu Strip-till
- zaznacza Albert Ciszek, potwierdzając coraz większą popularność uprawy bezorkowej. Kolejnym elementem układanki jest sam wóz asenizacyjny.
- Chcąc doposażyć swoją "beczkę" w aplikator, przede wszystkim należy sprawdzić, czy posiadany wóz asenizacyjny jest dostosowany do montażu osprzętu tylnego. Ważna jest także jego pojemność, ponieważ nie do każdej maszyny można podłączyć dowolny aplikator. Chodzi tutaj zarówno o moc ciągnika, jak i o kwestie wytrzymałościowe wozu asenizacyjnego, jego rozmiaru, masy - informuje doradca techniczny firmy Joskin Mateusz Janik.
Albert Ciszek dodaje, że praktycznie każda nowo wyprodukowana "beczka" jest wyposażona w tzw. przygotowanie do układu zawieszenia.
- Nawet po zakupie możemy domontować więc tylny TUZ w celu dołączenia aplikatora
- zaznacza Ciszek, dodając, że domontowanie „przygotowania” do zawieszenia aplikatora podnosi jednak ostateczny koszt, który maksymalnie może wtedy przekroczyć nawet 300 tys. zł.
Bez względu na rodzaj aplikatorów, ważny i bardzo pożyteczny jest element łączący wóz asenizacyjny z urządzeniem aplikującym. Chodzi o rozdzielacz, którego praca bardzo zwiększa wydajność i zapobiega uciążliwemu zapychaniu się węży. Rozdzielacz w ofercie najpopularniejszych firm, jak np. Joskin odpowiada nie tylko za miksowanie gnojowicy zawierającej ciała włókniste, ale również zapewnia systematyczne cięcie wszystkich ciał obcych w niej występujących oraz równomierne rozprowadzenie nawozu do poszczególnych węży spustowych. Ponadto urządzenie ma zbierak kamieni, aby oddzielać od przepływającej cieczy wszelkie niepożądane elementy.
Ciągnik da radę?
W przypadku stosowania ramp wężowych zapotrzebowanie na moc nie wzrasta znacząco. Jeśli jednak zdecydujemy się na aplikator z kultywatorem bądź talerzówką należy założyć duży zapas mocy ciągnika.
- Dla przykładu, brona talerzowa 4 m wymaga ciągnika o mocy minimum 150-179 KM. Jeśli dołożymy do tego wóz asenizacyjny o pojemności ok. 18 tys. litrów, aplikacja doglebowa na odpowiednią głębokość potrzebuje około 40% większej mocy - wyjaśnia Albert Ciszek.
Największej mocy ciągnika wymagają najdroższe i najbardziej rozbudowane urządzenia. Według producentów, zależnie od typu aplikatora może to być nawet 30-40 KM na metr szerokości roboczej urządzenia.
- Nikt dokładnie tego jeszcze nie policzył, bo zależy to od danego rodzaju aplikatora - czy tnie on ziemię zębami, czy talerzami. Znaczenie mają również ukształtowanie terenu i rodzaj gleby. Rampy rozlewające poza własną masą nie stawiają znaczącego oporu związanego z pracą, ale inaczej jest właśnie z aplikatorami doglebowymi
- podaje Mateusz Janik podkreślając, że w przypadku tych urządzeń mamy do czyeniani ze znaczącymi oporami.
- Źródła podają wartości: 3 KM mocy na ząb, 20 KM/m dla szerokiej gęsiostópki i nawet 30 KM/m dla aplikatorów doglebowych talerzowych. My przyjmujemy 10 KM na metr bieżący aplikatora Terraflex - tego najpopularniejszego wśród naszych klientów. Daje to w przeliczeniu 3-4 KM na jeden ząb
- wyjaśnia specjalista podkreślając, że rolnik powinien mieć na uwadze to, że dzięki urządzeniom takim jak kroje talerzowe, zęby sprężynowe czy też gęsiostópki przy jednym przejeździe nie tylko aplikuje się do gleby nawóz, ale także wykonuje np. uprawę pożniwną.
- Bardzo ważne jest właśnie to, jaki rodzaj upraw chce się nawozić - czy będą to uprawy zielone, łąki czy też ścierniska - kończy Mateusz Janik.
Wyróżnić można 3 sposoby dystrybucji gnojowicy:
- rozlewanie tradycyjne za pomocą wylewki (stosowane powszechnie, ale najmniej efektywne)
- rozlewanie za pomocą ramp z wężami wleczonymi (niesie za sobą wiele korzyści: znacznie lepiej wykorzystywany jest azot i inne składniki, może być wykonywane rampami o szerokości nawet 36 metrów - największa dostępna szerokość na rynku, w firmie Samson)
- aplikowanie doglebowe (talerzówki, kultywatory lub rampy łyżwowe - metoda ta charakteryzuje się najlepszym wykorzystaniem naturalnego nawozu