Ziemia jest najważniejsza
Piotr Łukaszewski, który gospodaruje z synami na 250 hektarach, nie narzeka na tegoroczną suszę. - Zboża były rewelacyjne. Na niektórych polach pszenicy mieliśmy nawet 9 ton z hektara, a średnio: 7,5 tony - zapewnia.
Stosuje uprawę bezorkową konserwującą i to jest, zdaniem rolnika, jedno ze źródeł sukcesu. Ale gospodarz, uśmiechając się, wskazuje i drugie: - W naszym rejonie nie było sucho. Może dlatego, że mamy dobrego księdza, który umie się modlić.
Gospodarstwo w Potarzycy (powiat jarociński) zajmowało kiedyś 9,9 hektara. Ale teraz stale się powiększa. - Zakup ziemi, rozbudowywanie areału - to jest nasz główny cel - zapewnia Piotr Łukaszewski. Ten cel jest konsekwentnie realizowany. Razem z synami Patrykiem i Bartoszem oraz ojcem - Marianem rolnik uprawia dziś 198 hektarów ich własnej ziemi i około 50 hektarów - dzierżawionej. Do tego dochodzą usługi. W 1992 roku zaczynał od znacznie mniejszego areału. - Gdy syn poszedł na studia - opowiada pani Emilia, mama Piotra - mieliśmy 17 hektarów. I mówił: Mama, gdybyśmy mieli 50 hektarów, to by można gospodarować. A teraz 250 mu mało! Jak to wszystko poszło do przodu przez te lata! - dziwi się nestorka rodu. Intensywne inwestowanie w ziemię wymaga wsparcia kredytowego. - Właścicielami pełnoprawnymi będziemy się mogli poczuć, gdy spłacimy zobowiązania - podkreśla Piotr Łukaszewski. Od kogo nabywał grunty, skoro w Wielkopolsce ich brak? Od ówczesnej Agencji Nieruchomości Rolnych? - Z agencji nie kupiliśmy ani kawałka - informuje rolnik i wyjaśnia: - U nas była spółdzielnia, która w latach 90-tych zaczęła podupadać. I tak powoli kupowaliśmy ziemię, na początku od udziałowców tej spółdzielni - to były kawałki po 6-7 hektarów. Teraz kupujemy od prywatnych. 95% ziemi mamy w granicach 2 km od gospodarstwa. Jedno tylko pole - 17 hektarów - mamy 10 km dalej.
Rolnicy z Potarzycy prowadzą jedynie produkcję roślinną. Mają pszenicę, pszenżyto, rzepak, kukurydzę i buraki. Do niedawna siali także motylkowe, ale ze względu na problemy ze zbytem ograniczyli ich uprawę do poplonów. Areał zbóż nie przekracza 50% powierzchni gospodarstwa, tak aby można było stosować płodozmian. Rolnicy dbają bowiem nie tylko o ilość ziemi, ale także o jej jakość. Stosują jedną z odmian uprawy bezorkowej. - Nasza technologia nazywa się uprawą konserwującą, bardzo dbamy o glebę - wyjaśnia Piotr Łukaszewski. - To jest nasz potencjał, dobra gleba przynosi nam plony, czyli zysk. Uprawa orkowa może degradować glebę, zwłaszcza jeśli orki są źle wykonywane. My dbamy o glebę, szczególnie o życie biologiczne, mamy w glebie dużo dżdżownic, które do głębokości dwóch metrów ją spulchniają. Nie ma innego takiego narzędzia, które by to robiło. Żeby utrzymać te organizmy w glebie, trzeba mieć dobre pH. Dlatego siejemy wapno, zostawiamy słomę na polu. Jeśli ją zbieramy, to tylko pod takim warunkiem, że ktoś w zamian przywiezie obornik. System bezorkowy funkcjonuje w gospodarstwie od 10 lat. Rolnicy oceniają, że obniża znacznie koszty produkcji i daje oszczędność czasu na poziomie 50-70%.
Rolnik twierdzi, że namawia innych do zastosowania konserwującej uprawy bezorkowej, ale trudno mu zmienić ich przyzwyczajenia. - Gdy się orało pługiem od „Cegielskiego” ciągniętym przez konia, to orkę można było zrobić maksymalnie na 15 cm - i to była bardzo dobra orka - mówi. - Ja walczę z tymi nowymi, pięknymi pługami, które orzą na 30 cm i wszystko idealnie odwracają. I jest więcej zastoisk wodnych, i brak życia biologicznego w glebie. Piotr Łukaszewski podaje przykłady, kiedy to wykonanie orki na polu znacznie obniżyło plony: - Kolega pod buraki zaorał słomę, nawiózł obornik i zaorał. Słoma zrobiła taką matę, zaczęła butwieć, gnić, odgrodziła dostęp do wody i buraków praktycznie nie było. Inny kolega to samo zrobił z liśćmi buraka, zaorał je i zakisił. pszenica dała mały plon. My robimy tak, że rzucamy kredę po to, żeby podnieść pH, żeby nie doszło do zakiszeń, żeby następował rozkład. Mieszamy z ziemią i siejemy w to pszenicę. Liście zostają na wierzchu, jeszcze część sarny wybiorą. Bałagan na polu, ale dobrze rośnie.
Produkcja roślinna na 250 hektarach wymaga inwestycji w sprzęt. Te inwestycje u Łukaszewskich w dużej mierze odbywają się w oparciu o środki unijne z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. - Dzięki Unii bardzo dużo zyskaliśmy. Przede wszystkim przesiedliśmy się z ursusów na nowocześniejsze ciągniki i maszyny - mówi Piotr Łukaszewski. Dziś bazę maszynową stanowią między innymi: ciągniki Fendt 310 Vario (w 2009 r.), John Deere 7530 Premium ( w 2011 r.) i John Deere 6150R (w 2014r.), a także 3 przyczepy Wielton (w tym jedna skorupowa) i opryskiwacz John Deere 4000l z GPS. - Staramy się mieć sprzętu jak najmniej - przekonuje Piotr Łukaszewski - bo jest drogi, więc kupujemy to, co jest najbardziej potrzebne. Mamy trzy ciągniki, gdyby nie usługi, wystarczyłyby nam dwa. Moim zdaniem maszyny, które pozyskaliśmy dzięki funduszom unijnym, i tak są dla nas za wielkie. Jeśli siewnik jest wart 200 tysięcy, nie stać mnie, żeby obsiał tylko moje pole i potem stał. Dlatego rolnicy wykonują między innymi kompleksowe prace uprawowe na dodatkowych 500 hektarach. Sprzęt, którym dysponują, wyposażony jest w GPS, co powoduje, że podczas uprawy nie robi się nakładek, a tym samym zaoszczędza się na zakupie nasion, nawozów czy środków ochrony roślin. No i jest wygodnie: - Można pracować nawet nocą, zjeść w ciągniku kanapkę, a młodzi oglądają na telefonie filmy z Internetu - śmieje się Piotr Łukaszewski. Czy taki nowoczesny sprzęt często się psuje? - Nie ma usterek, ewentualnie okazuje się, że coś się przestawiło albo że trzeba wprowadzić nowy kod - wtedy Bartek się tym zajmuje. Mamy serwis i nawigacje John Deere zakupione oryginalnie z ciągnikami i nie możemy narzekać. Adam z serwisu, jeśli jest jakiś problem, to o pierwszej w nocy odbiera telefon. Rolnicy zamierzają stale unowocześniać bazę maszynową i zapowiadają kolejne zakupy. - Gdy mija dziesięć, piętnaście lat, to nawet, jeśli się tym ciągnikiem mało jeździło, to wchodzą nowe technologie, nowe wymagania i chce się czegoś lepszego - twierdzi rolnik.
Część ziemi Piotr Łukaszewski przekazał już swoim synom. Dzięki temu starszy - Patryk otrzymał 100 tysięcy złotych w ramach unijnego programu Młody Rolnik, a młodszy - Bartosz oczekuje na podpisanie umowy. Dopuszczenie młodych do gospodarowania przynosi wymierne korzyści. - Młody rolnik dostaje stówkę na inwestycje i ma wyższe dopłaty bezpośrednie. Za tę różnicę - pomiędzy mną - starym rolnikiem a młodym to syn praktycznie studia ukończył. To było 15 tysięcy więcej rocznie - wylicza Piotr Łukaszewski. W przypadku Patryka jednak ukończenie studiów wiąże się z rezygnacją z rolnictwa. - Starszemu synowi zostały jeszcze dwa lata i będzie kończył karierę rolnika. Został magistrem na Uniwersytecie Ekonomicznym i chce pracować w banku - mówi Piotr Łukaszewski. Całą ziemię należącą do rodziny przejmie więc kiedyś najmłodszy syn - Bartosz. Już dziś ma wpływ na dobór inwestycji. Jest zafascynowany rolnictwem precyzyjnym. I tą pasją zaraża ojca. - Taki mamy cel, żeby wprowadzić rolnictwo precyzyjne, potanić produkcję i ochronić środowisko przed niepotrzebnymi środkami. No, ale to są koszty. Potrzebny jest kombajn z monitorowaniem plonu, siewnik i rozsiewacz. Taki kombajn od razu mapuje pole i pokazuje, w którym miejscu, ile zebraliśmy. I wtedy na tej podstawie, i na podstawie badania gleby ustalamy dawki nawozowe - mówi Piotr Łukaszewski. W ramach programu Młody Rolnik Bartosz chce zakupić do gospodarstwa rozsiewacz umożliwiający precyzyjne dawkowanie nawozu. - Kosztuje on 100 tysięcy. Już mamy zamówioną firmę, mają nam porobić próbki z GPS-em, zaczynamy mapować pola, dzięki współpracy z firmą Baywa. Chcemy wejść w rolnictwo precyzyjne, ale szczerze mówiąc zbyt szybko na tym nie zarobimy, bo mamy za małe gospodarstwo. Przy 1000 ha to się wraca w roku - podkreśla Piotr Łukaszewski.
Dom Łukaszewskich to ostoja dla zgodnego życia trzech pokoleń. Seniorzy rodu: Emilia i Marian cały czas interesują się gospodarstwem, Marian chętnie jeździ ciągnikiem, tym bardziej że wyposażony jest on w GPS i klimatyzację. Żona Piotra - Danuta zajmuje się domem, piecze pyszne ciasta i robi rewelacyjną lemoniadę. Poza synami Danuta i Piotr mają jeszcze córkę - Paulę, która jest gimnazjalistką. Jeszcze nie wie, co chciałaby robić w przyszłości.
- Tagi: