Zbigniew Kuberka - trzoda chlewna to jego specjalność
Jakiej wielkości są hodowle, którymi się pan opiekuje?
Moi hodowcy mają od około 100 loch w cyklu zamkniętym do około 1300 macior.
Jest pan zwolennikiem cyklu otwartego czy zamkniętego hodowli?
W skali całego kraju, nad czym ja osobiście ubolewam, mamy do czynienia z faktem przekształcania wielu gospodarstw w cykle otwarte, a tym samym z silnym uzależnieniem się od rynku duńskiego, który dostarcza do naszego kraju rocznie ok. 5-6 milionów warchlaków przeznaczonych do tuczu. Dostawcami są również Holandia i Niemcy. Nie uważam, aby był to dobry trend dla osób zajmujących się cyklami otwartymi. Nie jest to dobre dla polskiego hodowcy, że stajemy się tuczarnią Europy, ale ten trend się niestety nasila. W skali kraju posiadamy dwa duże obszary skondensowanego chowu w cyklu otwartym - okolice Żuromina i Grabicy. Jeśli chodzi o cykle zamknięte, które osobiście uważam za bardziej stabilne ekonomicznie i bardziej przewidywalne, to również tutaj obserwujemy w tej dziedzinie rozwój, choć nie jest on tak dynamiczny, jak w przypadku cyklu otwartego.
Dlaczego uważa pan jako lekarz, że cykl zamknięty jest lepszy?
W dzisiejszej dobie stajemy się jako lekarze weterynarii powoli ekonomistami, choć bez dyplomu. Doradzamy hodowcom, jak efektywnie produkować świnie. Warchlak produkowany w cyklu zamkniętym jest w dużo mniejszym stopniu narażony na turbulencje zdrowotne, gdyż znane są statusy zdrowotne macior, a przez to całe stado jest zdrowotnie bardziej przewidywalne. Proces aklimatyzacji tych zwierząt zaczyna się właściwie już w dniu urodzenia, co ewidentnie poprawia wyniki produkcyjne. Przy warchlakach z zewnątrz zawsze musimy liczyć się z poważnymi i przykrymi niespodziankami dotyczącymi zdrowia. Nawet jeżeli osobniki wolne są od chorób typu PRRS – zespół rozrodczo-oddechowy świń czy APP – chorobę bakteryjną układu oddechowego, to mamy jeszcze zagrożenie innymi chorobami, a zwłaszcza wirusowymi, gdzie wprowadzenie do stada zwierząt o innym statusie zdrowotnym może powodować duże koszty leczenia, a co za tym idzie depresje u hodowcy.