Zalarscy i ich Zakład Przetwórstwa Mięsnego "Płatek"
Niedawno Zalarscy podpisali z ARiMR umowę. Wnioskowali o środki z „dużego przetwórstwa”.
- Niełatwo było uzyskać dofinansowanie, bo ocenie poddawana jest innowacyjność, wymogi ochrony środowiska, długofalowe umowy z dostawcami. Udało się. Pewnie dlatego, że unijne fundusze pozyskujemy już od lat i mamy spore doświadczenie – opowiada pan Janusz.
Zalarscy bazują na dorobku rodzinnego zakładu i tradycyjnych produktach.
Firmę uruchomili rodzice pani Marzeny, z domu Płatek. Okręg ten słynął z rzeźników już przed II wojną światową, historia w tej rodzinie sięga okupacji niemieckiej. Babcia Płatkowa przenosiła wówczas do Jaśkowic przez Wisłę po 20 kg wyrobów.
Młodzi Zalarscy nie szukali się daleko, domy ich rodziców dzielił zaledwie kilometr, połączyli doświadczenie wędliniarskie z rolniczym. Ich gospodarstwo ma 45 ha, niedawno powiększyli je o kolejne parę hektarów. Głównymi kierunkami produkcji jest uprawa kukurydzy, pszenicy i pszenżyta, jako baza paszowa dla produkcji tuczników w cyklu otwartym. W chlewni jest ich 250.
Zamiłowanie do uprawy ziemi przejął po ojcu średni syn, 5-letni Kacper.
- Traktor i żniwa to dla niego najlepsza zabawa. Tego lata, po 12 godzinach na ciągniku, nie chciał bynajmniej wracać do domu, ale zobaczyć, jak wygląda w polu w nocy – opowiada dumny tato.
Najstarszy, 8-letni też chętnie włącza się w pracę. W wakacje składa kartony na produkty, ubija cebulę, nosi towary. I dorośli Zalarscy, i trójka ich dzieci w dalszym ciągu lubią swoje wędliny i chętnie je jedzą.
- To w tłuszczu jest smak – mówi Marzena Zalarska. - Czasem tylko dzieciom kupuję w sklepie parówki, bo tych nie produkujemy, a dzieci za nimi przepadają.
Kłopoty? Niestety kiełbasa lisiecka jest podrabiana, zdarzyło się już właścicielowi „Płatka” zamawiać „własną” kiełbasę od … łódzkiego producenta. Plany? Janusz Zalarski myśli o przestawieniu produkcji rolnej na ekologiczną i odbudowę świńskiej rasy rodzimej. Wtedy mięso byłoby jeszcze lepsze.