Wzruszająca historia o szybkim dorastaniu na wsi
- 1/6
- następne zdjęcie
Marcin i Józef mieli 16 i 14 lat, gdy nagle stracili ojca. Musieli wtedy szybko dorosnąć. I nie chodzi tutaj tylko o podtrzymanie na duchu mamy, pomoc młodszemu rodzeństwu czy świadomości, że tata już ich nigdy nie wesprze dobrym słowem. Czekało dość duże gospodarstwo. Do obrobienia było 50 ha pól, a do wydojenia i nakarmienia 40 krów.
O Janowskich ze Smogorzewa (powiat gostyński, woj. wielkopolskie) dowiaduję się przypadkiem na jednym ze spotkań polowych. - Tak, tak ci młodzi Janowscy to dobrzy gospodarze. Mają głowy na karku i są pełni zapału do pracy - przekonują mnie jeden z rolników. - Ich ojciec też taki był. Wpoił im, że w rolnictwo trzeba pokładać serce, dlatego udało im się. Nie zaprzepaścili tego, co im pozostawił - dodał inny uczestnik warsztatów.
Postanawiam więc o tym się przekonać. W październiku spotykam się z obecnie 32 - letnim Marcinem i jego mamą. 30 - letni Józef, który także pracuje w gospodarstwie, jest kilkaset kilometrów dalej. Tam, jak co roku, w okresie od początku września do końca października określanym przez Janowskich „akcją kukurydzianą”, pracuje dla firmy świadczącej usługi koszenia. - Jeździ sieczkarnią, powinien za kilka dni wrócić. Jest to praca sezonowa, więc firma, która tym się zajmuje, nie mogłaby zatrudnić człowieka na cały rok. . W pozostałe miesiące Józef jest na miejscu i pracuje tutaj - tłumaczy Marcin Janowski.
- 1/6
- następne zdjęcie