Uprawiają 400 ha przy granicy z Białorusią. Szkody wyrządzają... [VIDEO]
Bracia Marcin i Mateusz Nowiccy prowadzą gospodarstwo rolne położone w miejscowości Rutka (woj. podlaskie), która jest oddalona o zaledwie kilkanaście kilometrów od granicy z Białorusią. Jak wygląda praca na tym terenie? Z jakimi problemami zmagają się gospodarze?
Podlaskie gospodarstwo braci Nowickich odwiedziliśmy w połowie października. Na miejsce dotarliśmy około południa, w piękny słoneczny, jesienny dzień. Nawigacja doprowadziła nas do otoczonej lasami Rutki, w której odnaleźliśmy kilkanaście kolorowych, drewnianych domów, jednak nie potrafiła odnaleźć dokładnej lokalizacji gospodarstwa. O pomoc poprosiliśmy mieszkankę miejscowości - starszą panią, która, stojąc przed swoim domem, z ciekawością przyglądała się naszemu charakterystycznie oklejonemu samochodowi. Z uśmiechem na twarzy pokierowała nas na pobliską polną dróżkę. Wjechaliśmy w nią i tuż za zakrętem ujrzeliśmy cel. Przywitał nas ojciec braci Nowickich. Poprowadził nas na pobliskie pole. Macin i Mateusz akurat pracowali: jeden był zajęty zbiorem kukurydzy na ziarno, a drugi w tym samym czasie na sąsiednim użytku wykonywał siew pszenicy. Kiedy dojechaliśmy do pola, młodszy z braci - Marcin specjalnie dla nas przerwał swoje zajęcie by porozmawiać. Skierował nas na pole w sąsiedniej miejscowości Tofiłowce. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do domu. Nowicki chciał przebrać ubrania robocze, gdyż jak stwierdził - nie chce, żeby wszyscy kojarzyli Podlaskich rolników z Gienkiem i Andrzejem, bohaterami słynnego serialu telewizyjnego "Rolnicy. Podlasie". Gdy tylko opuściliśmy Rutkę na drodze przed nami zobaczyliśmy... potężnego żubra. Zwierzę jak gdyby nigdy nic stało sobie na skraju drogi. Kiedy zobaczyło samochód, przebiegając przez skrzyżowanie uciekło do lasu. Nie udało się go nam więc sfotografować. Sam rolnik przyznał, że taki widok nie jest codziennością na drodze. Co innego na polach. - Żyje w naszej okolicy stado około 20 żubrów. Często można je spotkać na polach i potrafią one wyrządzać szkody, a my z nimi nie możemy w żaden sposób walczyć, bo jak wiadomo, są pod ochroną... Na szczęście nie są to dla nas duże straty, także nie ma na co zbytnio narzekać - stwierdził rolnik.
Uprawiają 400 ha przy granicy z Białorusią. Bezorkowo już od 6 lat i na różne sposoby...
Na polu w miejscowości Tofiłowce rozpoczęliśmy rozmowę z Marcinem Nowickim na temat upraw prowadzonych w gospodarstwie. - Mamy głównie zboża: żyto, pszenżyto i pszenicę. Siejemy także rzepak oraz kukurydzę, a w tym roku po raz pierwszy postawiliśmy na słonecznik. Wyszło nam to na tyle dobrze, że w przyszłym roku będziemy zwiększać areał tej uprawy - wyjaśnił Nowicki, zaznaczając, że pola, które uprawiają, są bardzo zróżnicowane pod względem klas bonitacyjnych. - W przewadze są to V i VI klasa. Mamy też sporo "czwórki" i na małym areale trochę "trójki". Mamy bardzo duże rozdrobnienie kawałków. Musimy się starać, żeby to jakoś spinać i uprawiać - tłumaczył rolnik. Między innymi dlatego bracia postawili w swoim gospodarstwie na stosowanie uprawy bezorkowej. - Przede wszystkim jest to dla nas oszczędność czasu. Mamy mniej przejazdów na polu, przez co oszczędzamy też paliwo, chociaż w tym wypadku dużo zależy od warunków. Jeżeli są lata mokre, to mniejszego spalania paliwa nie widać, ale mamy oszczędność wody i nawozów - wyjaśnił Nowicki.
Uprawa bezorkowa w gospodarstwie braci Nowickich jest prowadzona na różne sposoby. - Najczęściej stosujemy agregat 3-belkowy, po którym idzie brona talerzowa i siew siewnikiem na redlicy talerzowej. W ostatnich dwóch sezonach testowaliśmy jednak również uprawę pasową - zaznaczył Marcin Nowicki. - Uważam, że jest to bardzo dobra alternatywa dla pługa, natomiast w pasówce bardzo dużo zależy od warunków na polu. Rok 2021 był u nas bardzo mokry. Żniwa kończyliśmy we wrześniu. Z racji tego, że na polach było mokro, to trzeba było je przesuszać talerzówką, ale miejscami podczas testów agregatu do strip-tillu i tak nie dało się wjechać - tłumaczył rolnik. Jak podkreślił, według niego to jest główny minus tego typu uprawy. - Pole łatwiej jest przygotować i przesuszyć za pomocą pługa... Ale też zdaję sobie sprawę z tego, że maszyna do strip-tillu jest praktycznie kompletna. Wszystko robimy w jednym przejeździe. Oszczędzamy też nawóz, co jest bardzo ważne przy dzisiejszych chorych cenach, a poza tym możemy zejść z obsady roślin - zaznaczył Nowicki.
... ale pług w gospodarstwie pozostanie
- Jeśli chodzi o pług, to myślę, że on pozostanie w naszym gospodarstwie. Jesteśmy na nim wychowani od dziada, pradziada - stwierdził z uśmiechem rolnik. Zaznaczył jednak, że taka decyzja nie jest podyktowana wyłącznie przywiązaniem i sentymentem. - Mamy duże rozdrobnienie kawałków. Przy każdym z nich jest jakaś miedza, która potęguje rozsiewanie się chwastów. Zauważyłem, że mimo dobrej ochrony herbicydowej, przy miedzach presja chwastów jest większa, szczególnie w uprawie bez pługa - przyznał Nowicki. - Wymyśliłem więc, że moglibyśmy go stosować tylko do przejechania przy miedzy, żeby to odorać i ochronić te 3 metry pola od miedzy od chwastów, a przy okazji zostawić bruzdę do odpływu wody - dodał.
Uprawiają 400 ha przy granicy z Białorusią. Najmocniejszy ciągnik Steyr
- Największy ciągnik w gospodarstwie, to 200-konny Steyr. Jest on dosyć ciężki, bo ma 9 ton i przy siewach rzepaku dobrze radził sobie z 3 metrowym agregatem do uprawy pasowej marki Czajkowski - podkreślił rolnik zaznaczając jednak, że w przypadku nabycia tego typu maszyny, razem z bratem musieliby jednak pomyśleć o mocniejszym koniu pociągowym. - Na pewno musiałby być większy ciągnik, bo chcielibyśmy mieć szerszy agregat - wyjaśnił. Oprócz Steyer-a, w parku maszyn braci Nowickich można znaleźć jeszcze kilka ciągników oraz kombajn marki John Deere. Nie brakuje także tradycyjnego Ursusa. Jak jednak podkreśla Marcin Nowicki, cały czas z bratem stara się rozwijać gospodarstwo i inwestować w nowe technologie. - Jest się nad czym zastanawiać. Często główkujemy na temat nowych technologii, czy i kiedy pojawią się one w naszym gospodarstwie - podsumował rolnik z Podlasia.