Udało im się podnieść średnią wydajność z 6 do 11 tys. kg [VIDEO]
Historia fermy bydła mlecznego Top Farms Głubczyce zlokalizowanej w województwie opolskim, w pobliżu granicy naszego państwa z Czechami rozpoczyna się w 1999 roku. Obecnie firma działa na 11 tys. hektarów i utrzymuje 2 tys. krów mlecznych.
- Pierwotnie nasza firma była Państwowym Gospodarstwem Rolnym, które zostało w 1999 r. przejęte przez udziałowców. Od tego czasu pracujemy w typowo komercyjnym wydaniu - mówi nam Łukasz Trojak - dyrektor działu produkcji zwierzęcej w firmie Top Farms Głubczyce. - Moją rolą jest nadzór nad bydłem mlecznym. W sumie na całe stado składają się trzy fermy położone w miejscowościach: Widok, Ciermięcice i Nowe Gołuszowice - tłumaczy Trojak, zwracając uwagę na to, że największym problemem w pracy jest obecnie siła robocza. - Ilość osób, które chcą pracować na fermach, znacząco się ograniczyła. Nie jest to atrakcyjna praca pod względem jakości i komfortu, ale można bardzo dobrze zarobić. Mimo to chętnych jest coraz mniej, nie mówiąc już o osobach wykwalifikowanych w tym kierunku - zwraca uwagę Łukasz Trojak. Praca przy krowach mlecznych trwa przez praktycznie całą dobę. - Mamy dwie zmiany: od 3 rano do 11 i od 11 do 19. Odpowiadają one za udój, natomiast paszowcy pracują mniej więcej w 8 godzinnym zakresie pracy - od 6 do 14 - wyjaśnia Trojak, który dodaje także, że w nocy jest na fermie również pracownik nadzorujący i pilnujący wycieleń oraz podrzucający zwierzętom paszę. - Udój jest u nas bardzo czasochłonny. Dla przykładu, na fermie Widok, na środku gospodarstwa zainstalowana jest hala udojowa typu rybia ość 2x20, czyli w sumie 40 stanowisk. Doimy z wydajnością 112-114 krów na godzinę, co przy całym stadzie liczącym tam 850 krów daje w sumie 6 godzin jednorazowo, czyli 12 godzin dziennie - tłumaczy Łukasz Trojak, wskazując na to, że w ciągu dnia przerwa technologiczna między dojami trwa tylko 2,5 godziny. - Do prac remontowych pozostaje jeszcze noc - uzupełnia. W sumie przy obsłudze zwierząt na jednej z trzech ferm pracuje około 20 osób.
W związku z brakiem siły roboczej dyrektor działu produkcji zwierzęcej w firmie, mówiąc o przyszłości, nastawia się na rozwiązania w pełni zautomatyzowane - nowoczesne technologie nie będą według niego wielkim przywilejem, ale w pewnym sensie koniecznością. - To będzie coraz trudniejszy kawałek chleba. Automatyzacja to jedyna droga, która pozwoli w ogóle utrzymać produkcję mleka w Polsce - uważa Łukasz Trojak i dodaje: - Moje obawy dotyczą całości produkcji zwierzęcej, tego jak będziemy odbierani jako hodowcy, jak będą odbierani rolnicy i z kim będą porównywani. Obecnie nie jest z tym najlepiej... jesteśmy tą gorszą częścią społeczeństwa.
Ferma Top Farms Głubczyce odstawia mleko do dwóch mleczarni: OSM Bieruń oraz OSM Radomsko. - Jesteśmy po dwóch dużych przygodach związanych z pandemią. Był taki okres pod koniec marca, gdy ceny spadły do bardzo niskich wartości i opłacalność całej porodukcji stanęła pod dużym znakiem zapytania. Teraz powoli się to odbudowuje - przyznaje Łukasz Trojak. Jak zaznacza, przy tak dużych ilościach mleka, które produkowane są przez fermę, różnica kilku groszy na jednym litrze robi potężne różnice. Dziennie Top Farms Głubczyce odstawia do mleczarni około 51 tys. litrów mleka, w sumie w skali roku jest to ponad 18 milionów litrów. - Obecnie nasza wydajność delikatnie przekracza 11 tys. kg od sztuki. Porównując to do stanu 6 tys., od którego zaczynaliśmy w 2000 roku, jest to naprawdę duży postęp - tłumaczy Trojak, który za najważniejsze czynniki poprawy wydajności zwierząt uznaje dobrostan i odpowiednią pracę hodowlaną. - Być może dzisiaj wydajność byłaby jeszcze wyższa, ale trzeba też zauważyć, że od mniej więcej 3 lat zmieniły się oczekiwania konsumentów. Wcześniej na życzenie produkowaliśmy praktycznie białą wodę, więc jeśli chodzi o plan hodowlany, to szliśmy w nasienie buhajów, które gwarantowały przede wszystkim wydajność. Teraz tendencja się zmieniła i wszyscy oczekują tłustego mleka - opowiada Łukasz Trojak, wyjaśniając nam zmiany w programie hodowlanym, których musiał dokonać jako dyrektor działu produkcji zwierzęcej wraz z firmą Top Gen dostarczającą nasienie: Zaczęliśmy inseminować krowy nasieniem byków, które gwarantują podniesienie suchej masy, czyli podniesienie zawartości tłuszczu w mleku. Nie chodzi nam już o szybkie windowanie wydajności, ale o to, żeby mleko było jak najlepszej jakości. Musimy znaleźć złoty środek między tym, ile krowa powinna dawać mleka, a jednocześnie ile powinno być w nim tłuszczu i białka. Po zmianach mleko, które produkowane jest przez krowy na fermach firmy Top Farms Głubczyce, uzyskuje coraz lepsze zawartości tłuszczu: średnio jest to 3,6% w skali roku. - To już 4 lata odkąd zmieniliśmy podejście do pracy hodowlanej. Każda decyzja w kwestii genetyki przynosi efekty mniej więcej po takim właśnie czasie. Nie da się zatrzymać tego procesu w połowie drogi, dlatego musimy podejmować bardzo przemyślane decyzje - wyjaśnia Trojak, który prawdziwy postęp w pracy nad genetyką datuje na 2005 rok. To wtedy na fermie rozpoczęto przygodę z nasieniem seksowanym, które praktycznie gwarantuje, że w przyszłym pokoleniu urodzi się cielę wybranej wcześniej płci. - Byliśmy w tym kierunku prekursorami, zresztą z dużą skutecznością. Na dzisiaj są to wyniki rzędu 1,2-1,3 słomki nasienia seksowanego na jałówkę - przyznaje Trojak. Jak wspomina, ferma próbowała również stosować embriotransfer, ale ostatecznie zrezygnowano z tej metody, ponieważ okazała się ona zbyt droga. - Mamy za sobą szereg różnych zabiegów, ale najkorzystniej wypada u nas nasienie seksowane. Używamy go przede wszystkim do inseminacji jałówek, ale także do krów w pierwszej laktacji i wartościowych sztuk w wyższych laktacjach - wyjaśnia. Oprócz zawartości tłuszczu i białka w mleku, program hodowlany nastawiony jest na wybieranie buhajów, które będą gwarantowały w kolejnych pokoleniach krowy średniego pokroju. - Chodzi o to, żeby nie pobierały aż tak dużo paszy, ale żeby efektywnie ją wykorzystywały. To muszą być bezpieczne krowy w ogólnym rozumieniu - mówi Trojak. TMR, którym karmione są zwierzęta składa się obecnie z: kiszonki z kukurydzy, kiszonki z lucerny i traw, wysłodków buraczanych, młóta browarnianego oraz pasz treściwych i dodatków mineralnych. - Nasze krowy pobierają średnio około 55 kg paszy - w tym 27% suchej masy. Jedna ferma potrzebuje na sezon około 8 tys. ton kiszonki z kukurydzy. Skarmiamy bardzo duże ilości pasz 0- mówi Trojak, który bezpośrednio współpracuje z działem roślin paszowych - składając mu każdego roku zamówienie ilościowe i jakościowe na paszę potrzebną dla bydła. W sumie Top Farms Głubczyce gospodaruje na areale 11 tys. hekarów. Nie wszystkie uprawy są jednak przeznaczane na paszę. - Do produkcji zwierzęcej wystarcza materiał zebrany z około tysiąca ha - w tym 600 ha kukurydzy na kiszonkę, LKS lub ewentualnie CCM. Generalnie jeśli chodzi o wszystkie grunty to są one wokół naszych ferm, co mimo wszytko oznacza, że skrajne użytki są od siebie oddalone o prawie 40 km - przyznaje Łukasz Trojak, który na zakończenie wyjaśnia też strategię firmy dotyczącą parku maszynowego. - Bardzo niewiele sprzętów jest naszych. W większości korzystamy z usług. Nawet wóz paszowy jest w najmie. Przy tak dużej ilości pracy, maszyny wymagają konkretnego traktowania. Lepiej dać to w ręce osób, które się na tym znają - kończy Trojak.