Rolniczka z krwi i kości! [ZDJĘCIA]
Rodzinne tradycje w gospodarstwie rolnym
Rolnicze tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenie są obecne w rodzinie pani Doroty. Uprawą i hodowlą zwierząt zajmuje się brat Marcin, ziemię uprawia również siostra Anna z mężem. Pani Dorota pozostała na tzw. ojcowiźnie.
- Za młodu nie myślałam o związaniu przyszłości z rolnictwem. Z wykształcenia jestem technikiem żywienia, ale w zawodzie nigdy nie pracowałam. Przez jakiś czas jako cukiernik-piekarz. Ale krótko. Wypadło na mnie i zostałam w gospodarstwie, które prowadził mój tato Stanisław, a wcześniej jego rodzice.
Czytaj także: Kobietom rolnictwo nie jest obce! [ZDJĘCIA]
Konie, świnie, bydło i drób
Przez lata rolnicy z gminy Pawłów próbowali gospodarzyć na różne sposoby. Dopóki żył ojciec pani Doroty w zagrodzie były konie, które były pasją dziadka. Hodowali też świnie, ale słaba koniunktura na wieprzowinę wyparła tę dziedzinę produkcji. Obecnie trzymają głównie bydło (5 krów i 4 byczki) oraz drób (kaczki, kury, a nawet gołębie, które są pasją męża pani Doroty). Na 10 ha uprawiają natomiast zboże (pszenica, jęczmień i żyto) - na potrzeby inwentarza, ale również sprzedają do skupu. I chyba na tym poprzestaną...
- Najpierw to była konieczność. Kiedyś dzieci miały więcej obowiązków koło domu. Roboty byłam nauczona od dziecka - mówi o pracy na roli pani Dorota. - Teraz, jak człowiek się nauczył, przyzwyczaił to już nie wyobraża sobie robić niczego innego. Ale to bardzo ciężka praca - to najcięższy kawałek chleba. W polu to robota od wiosny do jesieni, ale jak się utrzymuje oborę, to cały okrągły rok. Nie ma wolnego w niedzielę czy święta. Zwierzęta rządzą się swoimi prawami, trzeba iść, obrządzić, dać jeść - mówi gospodyni.
Uprawa truskawek i malin
Zdaniem pani Doroty, wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby rolnik miał tzw. pewność jutra. Tymczasem niestabilność cen, ciągłe ruchy w polskiej gospodarce powodują, że nie wiadomo, w co zainwestować, co uprawiać i hodować, by się opłacało.
- Nie wiadomo, na co się nastawić. Liczyliśmy na hodowlę bydła, ale ceny poszły w dół. Teraz lepiej sprzedawać zboże. Jak długo się to utrzyma - nie wiadomo. A nawozy, opryski, ropa do maszyn kosztują - ceny idą w górę, że jakby podsumował to co człowiek zarobi to ciężko byłoby utrzymać pięcioosobową rodzinę (pani Dorota ma trzech synów). Dlatego mąż dorabia zagranicą - mówi gospodyni z gminy Pawłów.
- Uprawiamy też truskawki (20 arów) i maliny (10 arów). W sezonie pomagają mi synowie, ale nie garną się do pracy w polu. Zresztą, ze swojej perspektywy, radzę im, by się lepiej skupili na nauce, niż robili w polu. Bo jak gospodarstwo się rozwija, to człowieka cieszy, ale skąd na to wszystko dobierać? Dziś bez maszyn w rolnictwie byłoby bardzo ciężko. Ale jak staramy się skorzystać z jakiegoś dofinansowania, to albo czegoś za dużo, albo czegoś za mało i stale nie mieścimy się w kryteriach, jakie są wymagane.