Przez 15 lat z ARiMR pozyskał w sumie 800 tys. zł
Skorzystał niemal ze wszystkich możliwych programów. - To mobilizuje człowieka. Jak ktoś daje, to szuka się, by dołożyć i idzie się do przodu - zapewnia.
Górka Kościejowska to niewielka wieś, ale Placków w niej dużo i wszyscy jakoś z rolnictwem związani. Dawno temu zaczynał tu ojciec Leszka Placka. On sam gospodarzy już od 50 lat. Pół wieku temu większość prac trzeba było wykonać ręcznie, a konie były nie mechaniczne, lecz żywe. Jaka to była radość i duma, gdy w gospodarstwie - i to jako w drugim w całej gminie - pojawił się traktor. - Kiedyś to trzeba było mieć chody albo duże pieniądze, żeby kupić porządną maszynę. Teraz to wszędzie nowocześnie i wygodnie - opowiada pan Leszek.
W 2005 roku synowi Grzegorzowi przekazał 7 ha. Ten wystąpił o premię dla młodych rolników i tak zaczęła się jego droga do obecnych 100 ha – jednego z największych gospodarstw w gminie Racławice. Przez kolejne 15 lat z ARiMR pozyskał w sumie 800 tys. złotych. Skorzystał już chyba ze wszystkich możliwych programów. - Tylko SAPARD odpuściliśmy. To były wielkie pieniądze do wyłożenia, w tedy był jeszcze strach, wypłacą czy nie wypłacą – opowiada. Z młodym rolnikiem poszło bardzo sprawnie, jak sam przyznaje - nie było trudno otrzymać środki. - Jedynym problem było to, że nie miał kto wniosku wypełnić. ODR ode mnie się uczył, jak to robić.
Za te pieniądze wybrukowali podwórko, zrobili oczyszczalnię, kupili traktor. Maszyny w gospodarstwie zmieniali już kilkukrotnie. Co jakiś czas przybywa areału i potrzeba maszyn o większej mocy. Ze współpracy z ARiMR są zadowoleni, ale woleliby, gdyby taki np. kombajn można było kupić „z zapasem”, a nie tak, jak teraz, że zakup musi być dostosowany do obszaru. - Polska nie jest jednolita i nie powinna być jedną miarą traktowana - postuluje Grzegorz Placek.
Czy jest zadowolony z unijnych programów? - To mobilizuje człowieka. Jak ktoś daje, to szuka się, by dołożyć i idzie się do przodu. Ja mawiam - wyznaje pan Grzegorz – że rolnik na zagrodzie równy wojewodzie. I racja, bo tu, na swoim gospodarstwie to on jest panem, to jego biznes. Sukcesy zawdzięcza sobie i rodzinie. Odpowiedzialność duża, pracy sporo, ale jak się udaje, to satysfakcja jest ogromna. - Gdyby tak jeszcze - dodaje - pewne były rynki zbytu i pogoda przewidywalna, to byłoby jak w tym powiedzeniu, że nic tylko żyć, nie umierać. Niestety bywa, że za towar bierze się grosze albo w ogóle nie można sprzedać - to taki warsztat pod chmurką. Lekarstwem na brak stabilizacji jest dywersyfikacja źródeł dochodów. Poza produkcją roślinną Grzegorz prowadzi zatem chów i hodowlę bydła. Ma tego 80 sztuk, w tym 30 krów dojnych, opasy i młodzież. Uprawia zaś buraka cukrowego, rzepak, pszenicę, kukurydzę i trawę.
Czy zawsze chciał być rolnikiem? Dziś ma 37 lat, ale wzorem wielu małych chłopców marzył, by zostać strażakiem. Wojsko też mu po głowie chodziło. Skończył jednak technikum rolnicze i … politologię na Wyższej Szkole Pedagogicznej. Przydało się jedno i drugie. Już trzecią kadencję jest radnym powiatowym, kieruje Komisją Rolnictwa, działa też w Izbie Rolniczej. Ma czwórkę dzieci. Najstarsza córka Lena jeszcze do niedawna mówiła, że będzie rolniczką jak tato, tylko „tej śmierdzącej gnojówki wozić nie będzie”. Może schedę przejmą kiedyś 3-letnie teraz bliźniaki. Chłopcy już śmieją się od ucha do ucha na widok ciągnika. Strażackie marzenia też się właściwie spełniły, bo całkiem niedawno Grzegorz Placek został prezesem OSP we wsi.
W gospodarstwie pomaga ojciec i brat Marek, który zainwestował – też z pomocą unijnych środków – w biznes usług dla rolnictwa. W tak rolniczym powiecie jak miechowski pracy nie brakuje. Żona Grzegorza - Magda i bratowa - także Magda, wychowują jeszcze małe dzieci, ale sił i czasu wystarcza im jeszcze na działalność w kole gospodyń wiejskich. W tej małej wsi udało im się zmobilizować do wspólnych działań 76 osób! Jedenaście z tego to Plackowie. Bratowa Magda jest przewodniczącą KGW i sołtysem wsi. Koło zarejestrowała w ARiMR w ubiegłym roku. Za pierwszą dotację, w wysokości 5 tys. zł, panie kupiły stroje i naczynia. Zdążyły jeszcze wystąpić na kiermaszu bożonarodzeniowym. Dalsze plany pokrzyżował koronawirus i stan epidemii, ale już myślą, jak wspólnie z druhami strażakami zdobyć środki na remont starej remizy. Potencjał jest, bo to duży budynek, kiedyś będzie wspaniałą siedzibą obu organizacji.
Jakie plany? Grzegorz Placek myśli o zakupie paszowozu, bo ułatwiłby obsługę bydła. - Może uda się jeszcze w tym PROW-ie - zastanawia się na głos. Z takim talentem do gospodarki i z taką rodziną zrealizuje z pewnością jeszcze niejedno marzenie.