Paweł Kuliński: badajmy glebę dla zysku i środowiska
Produkcja roślinna, usługi rolnicze oraz licencjonowane doradztwo w firmie oferującej preparaty mikroorganiczne. Paweł Kuliński z Dąbrowy (woj. wielkopolskie) nieustannie ma pełne ręce pracy.
Rolnik z powiatu krotoszyńskiego uprawia pszenicę na 20 ha, rzepak na 5 ha i pszenżyto na 7 ha. Oprócz tego od 8 lat prowadzi także firmę. Świadczy w niej usługi innym rolnikom w zakresie oprysków oraz zbioru i transportu płodów rolnych. - Posiadam dwa ciągniki, dwa wozy transportowe, opryskiwacz oraz agregat talerzowo-uprawowy. Pozostałe maszyny, a więc kombajny i sieczkarnię wynajmuję - tłumaczy Paweł Kuliński. Od kilku dobrych lat pracuje także dla firmy oferującej preparaty mikroorganiczne.
Jaka sytuacja na polach?
W związku z szeroką działalnością, jaką prowadzi, ma często okazję rozmawiać z rolnikami. Wielu z nich obawia się tego, jakie będą tegoroczne plony przez bardzo niskie temperatury, które nawiedziły Polskę w marcu.
Czytaj także: Rolnik, społecznik, samorządowiec
- Uważam, że kondycja roślin uzależniona jest od terminu siewu i od stopnia mrozoodporności wysianych nasion. Jeśli system korzeniowy nie jest odpowiednio rozwinięty i pojawiły się niskie temperatury, może dojść do ubytków. Zwłaszcza, że nie ma okrywy śnieżnej, dlatego spodziewamy się przesiewów - stwierdza Paweł Kuliński. Te osoby, które zaryzykowały i wybrały odmiany pszenicy o niższej mrozoodporności, teraz mogą być w tarapatach. - Takich rolników, w mojej opinii, nie jest wielu. To jest zbyt ryzykowny sport - komentuje mieszkaniec Dąbrowy.
Szykuje się rewolucja w rolnictwie. Będziemy stosować mniej oprysków i nawozów?
Rolnicy nie badają gleby na polach
Paweł Kuliński zwraca uwagę na to, że świadomość rolników w zakresie konieczności badania gleby jest dramatycznie niska. - Niewielki odsetek bada zawartość węgla w glebie, a więc próchnicy. Delikatnie to się zmienia, ale jest to dalej na bardzo kiepskim, żeby nie powiedzieć - tragicznym poziomie. Rolnicy stosują nawozy nieświadomie, na oko i szablonowo, bo tak łatwiej. Często sugerują się literaturą, która mówi, że na hektar ziemi trzeba podać daną wartość pokarmową, by zebrać odpowiedni plon. Nie pomyślą, że dane książkowe mogą nie odpowiadać temu, co mamy w glebie. Wielokrotnie nie analizują, czy to działa czy nie oraz jakie są z tego tytułu korzyści - mówi Paweł Kuliński i przekonuje, że po zbadaniu gleby można byłoby polepszyć jej kondycje i powiększając plon.
- Ubolewam nad tym, że doradcy nie mają specjalistycznej wiedzy w tym zakresie, by powiedzieć rolnikowi: „zmniejsz dawkę tego, dodaj więcej tego”. A firmom chemicznym nie zależy na tym, by rolnik był świadomy, a raczej, by kupował i stosował jak najwięcej chemii - stwierdza Paweł Kuliński.