Młody rolnik od jabłoni
Pytany o trudności, odpowiada, że największe problemy przysparza brak stabilizacji rynku. W tym roku, z powodu przymrozków, owoców jest zdecydowanie mniej, przynajmniej o 40-50%, ale za to mają wyższe ceny skupu, więc sezon zakończy się na plusie. Jabłko przemysłowe sprzedaje za 90 gr, a owoce, które trafią w nieprzetworzonej formie prosto do konsumenta, od 1,50 do 2 zł. Jabłka skupuje Spółdzielnia Ogrodnicza Ziemi Sądeckiej, hurtownia w Zakopanem, trochę owoców zbywa się też w ramach sprzedaży bezpośredniej.
Takiej ceny jabłek nie pamiętają tutejsi sadownicy od ładnych paru lat, mniej więcej od 2002 roku, ale były też lata z tak niskimi stawkami skupu, że pojawiały się myśli o braku perspektyw dla tego biznesu. - Za jabłko do jedzenia dawano nam 80 groszy, a za przemysłowe 40 groszy. To z trudem zwracało nawet koszty produkcji, a gdzie tam było mówić o jakimkolwiek zysku – wspomina pan Krzysztof. - Wprawdzie skupujący zawsze trochę marudzą: teraz jabłek jest mniej, ale są większe, to hurtownicy chcą mniejszych owoców, bo takie są lepsze dla dzieci. Gdy była susza i jabłka urosły słodkie, ale małe, pytano nas o większy owoc. Tak czy siak jabłka jednak schodzą i nawet w okresie przestoju nie leżą za długo w chłodniach.
Przez wiosenne przymrozki plony były jednak znacznie mniejsze. Śliwek zebrali Kurzejowie mniej o 90%, wiśni 80%, a porzeczki tylko 20% tego, co było w ubiegłym roku. Dlatego parę dni temu pan Krzysztof złożył wniosek w ARiMR o pomoc dla producentów, w których gospodarstwach, w wyniku przymrozków zostały zniszczone drzewa i krzewy owocowe. Gospodarstwo było ubezpieczone, zatem dopłata może wynieść ok. 2 tys. zł do hektara przy uprawie drzew, a przy krzewach - 1 tysiąc.
Szkody powodują też dziki i sarny, które bez trudu radzą sobie z pokonaniem ogrodzeń, czy szkodniki, jak np. bawełnica. Poza przymrozkami zdarzają się gradobicia czy susze – w sadownictwie, jak i w innych działach rolnictwa, trudno przewidzieć plony. - Zbyt dużo zależy od czynników, na które człowiek wciąż nie ma wpływu – podsumowuje rozmowę na temat problemów Krzysztof Kurzeja.
Na drzewach u Kurzei rosną idaredy, championy, jonagoldy, co 10-11 lat drzewa trzeba wymieniać, bo przestają efektywnie owocować. Jabłek zbiera się tu ok. 100 ton rocznie, praca w sezonie trwa po kilkanaście godzin dziennie. Jedynym wolnym dniem jest niedziela. Trochę mniej obowiązków związanych z sadem jest w maju i czerwcu, ale wtedy znowu zaczyna się koszenie i opryskiwanie. Młody rolnik z Czerńca korzysta z pomocy rodziny, bo o robotników coraz trudniej. Poza tym zysk zostaje wówczas u swoich. Na urlopie Krzysztof Kurzeja był ostatnio parę lat temu, nawet nie pamięta dokładnie kiedy, ale nad morzem. Jednak ani myśli narzekać! - Zbieranie jabłek polubiłem od dziecka. Do porzeczek nie miałem jakoś zapału, ale praca przy jabłoniach zawsze paliła mi się w rękach. Czy myślałem, by w przyszłości zająć się czymś innym? Nie, swoje życie związałem z tą ziemią, i z tym sadem. Cieszy mnie to, jak jabłko rośnie. To olbrzymia satysfakcja, gdy efekty są widoczne gołym okiem. Pracuję u siebie, dla siebie, jestem niezależny i dobrze sobie radzę - opowiada Krzysztof.