Gmerkowie - z hodowlą loszek zarodowych
Maria i Andrzej Gmerkowie z Biskupic Ołobocznych (powiat ostrowski, woj. wielkopolskie) ponad 40 lat prowadzili hodowlę loszek zarodowych. Teraz zajmują się tym ich córka Karolina z mężem.
- Będę wspierał córkę w kontynuowaniu rodzinnej tradyjcji - zapewnia pan Andrzej.
Z hodowlą loszek związani od pokoleń
Państwo Gmerkowie niedawno przekazali gospodarstwo swoje córce i zięciowi. Jednak przez cały czas pomogają w pracy. - Nie wyobrażamy sobie, żeby nic nie robić. Z ziemią zawiązani jesteśmy od dziecka - podkreślają. Gospodarstwo odziedziczyli po rodzicach pana Andrzeja. Był to 1974 rok. - Czyli 44 lata temu. My otrzymaliśmy ziemię, kiedy byliśmy w wieku córki, dlatego uznaliśmy, że trzeba przekazać młodym. A młodzi niech się czują gospodarzami. Zięć jest chętny do pracy w rolnictwie - nie kryje zadowolenia pani Maria.
Sprawdź aktualizowane dziś ceny żywca wieprzowego TUTAJ
Państwo Gmerkowie swoją przygodę z rolnictwem ropoczęli od 18 hektarów. Z czasem areał powiększano. Obecnie jest ponad 50 hektarów wraz z dzierżawą. Przez cały czas na polach uprawiano zboża i kukurydzę. - To są grunty słabej klasy i nic innego by nie urosło - opowiada pan Andrzej. Zebrane zboża przeznaczano na paszę.
Czytaj także: Zdzisława i Tadeusz Brussowie - nastawieni na chów opasów i trzody chlewnej
Nie rezygnują z loszek zarodowych
Można rzec, że rodzina państwa Gmerków z trzodą chlewną związana jest od pokoleń. To dziadek pana Andrzeja rozpoczął hodowlę loszek zarodowych. - Ojciec prowadził, ja również i moja cóka także - podkreśla. Czy jest to opłacalna działalność? - Gdyby było większe zainteresowanie loszkami, to byłyby większe pieniądze. Zawsze coś zostanie. Poprzednie lata były lepsze, ale od kiedy rolnik może kupić nasienie i samemu przeprowadzać inseminację, to automatycznie spadła sprzedaż knurów i loszek - ubolewa. Wgospodarstwie loszki zapładniane są naturalnie. Materiał mateczny w gospodarstwie to locha rasy WPB I knury rasy PBZ.
- Od chwili pokrycia przez tuczniki wszysto jest dokumentowane. Zapisywany jest dzień porodu. Każda loszka jest zaumerowana. Na jednym uchu ma swój kolejny numer, a na drugim nr stada siedziby. Loszki, które się sprawdziły i nadają się do dalszej hodowli, są sprzedawane. Kiedy mają od 5,5-6 miesięcy, to przyjeżdża inspektor i bada na mięsność. Ocenia je pod względem wyglądu i podejmuje decyzję, czy się nadają na matkę, czy nie - tłumaczy hodowca trzody chlewnej.
Czytaj także: Jak przeprowadzić kwarantannę loszek?
Rocznie sprzedawanych jest od 80 do 150 loszek. Za jedną 110-kilogramową sztukę należy zapłacić około 750 zł. Taka sztuka jest sprawdzona pod kątem tego, jakie prosięta urodzi. - Ma tzw. rodowód - mówi pan Andrzej. Zaznacza, że nigdy nie chciał zrezygnować z hodowli loszek zarodowych. - Będę również wspierał córkę w kontynuowaniu rodzinnej tradyjcji - podkreśla pan Andrzej.
Rolnik sprzedaje też tuczniki. - Od tej loszki, która nie przechodzi testu, jeżeli chodzi o materiał hodowlany, to prosięta zostają w gospodarstwie i następuje tucz - wyjaśnia pan Andrzej.