Kulawinkowie zbudowali nowoczesną oborę [ZDJĘCIA]
Ci rolnicy powiększą stado
W nowym budynku są krowy mleczne. Obecnie jest ich 60 . Z kolei młode sztuki są w starej części. - Będziemy jeszcze uzupełniać stado z własnego chowu - opowiada pan Michał. Pani Marzena dodaje: Chyba że się coś trafi, to kupimy. Obora jest wolnostanowiskowa. Dzięki temu krowy mogą się swobodnie poruszać. Obiekt jest przestronny i jasny. Nie ma tradycyjnych ścian z cegły. Boczne ściany są pokryte płytą warstwową i siatką. Jeśli potrzeba, spuszczane są kurtyny. Dzięki temu obiekt można zabezpieczyć przed deszczem czy silnym wiatrem. W najbliższym czasie zostanie do nich podłączony czujnik deszczu i wiatru, dzięki czemu kurtyny automatycznie będą się otwierać i zamykać. Zwierzęta mogą korzystać z czochradła, gdzie oczyszczają skórę i się relaksują. Również, kiedy poczują głód, mogą skorzystać z paszy. Jednak to, ile zjedzą, kontroluje komputer. Każda sztuka ma na szyi obrożę. Kiedy wchodzi do stacji paszowej, to wówczas odczytywany jest numer i wsypywana jest odpowiednia ilość pokarmu. Krowy oczywiście mogą korzystać z poideł.
Nowa obora, lżejsza praca
Nowy budynek to zarówno wygoda dla krów, ale także dla rolników. Dój zaczyna się o godzinie 6.00. Kiedy rolnicy przychodzą do zwierząt, to obornik jest już usunięty. A to za sprawą zaprogramowanych urządzeń. Zgarniacze pół godziny przed dojem się włączają i uprzątają odchody. Ta czynność powtarzana jest w sumie sześć razy na dobę. Zwierzęta stoją na ściółce słomiano-wapiennej. To pocięta słoma, która mieszana jest ze specjalnym wapnem i wodą. Takie rozwiązanie po pierwsze: pełni funkcję dezynfekcji obiektu, dzięki temu jest mniej much i innych owadów. Po drugie: obornik zgarniany jest do zbiornika na gnojowicę, w której się rozpuszcza. Taki nawóz wędruje na pola. Ściółka uzupełniana jest co 3-4 tygodnie.
- Dzięki temu praca przy zwierzętach nie zajmuje całego dnia. Jest praktycznie rano i po południu. Do południa podgarniana jest tylko pasza. Oczywiście przez cały czas w pracy pomagają nam moi rodzice - opowiada pan Michał.
W oborze - pracę panu Michałowi - usprawnia system zarządzania. Dzięki temu nie musi poświęcać aż tyle czasu np. na wykrywanie rui u krów. - My w komputerze to widzimy. Sprawdza się to w 95%, bo jeśli w komputerze jest pokazana większa aktywność danej sztuki, to oznacza, że jest ruja - tłumaczy rolnik. Usprawniony jest także dój, bo krowy są w budynku, gdzie jest hala udojowa. - Zanim postawiliśmy nowy budynek, to dój trwał ponad 2 godziny. Jałówki niechętnie chciały iść. A teraz dój trwa 1godzinę - opowiada małżeństwo.
Powiększają areał
Marzena i Michał Kulawinkowie posiadają 53 hektary, z czego około 30 hektarów jest dzierżawionych. Klasa gleb to IV, V i VI. - Ale tej IV klasy jest bardzo mało - mówi. Za hektar ziemi, klasy VI zapłacili około 40.00 zł. - Bo lokalizacja jest dobra, blisko gospodarstwa - tłumaczy rolnik. Mają 14 hektarów łąk, 26 hektarów to kukurydza, a 13 stanowią zboża. Zboże sprzedajemy, a część zostawiamy na własne potrzeby - opowiada.
Państwo Kulawinek mleko sprzedają do mleczarni Mlekowity za pośrednictwem grupy producentów. - Kiedy we wrześniu przechodziliśmy do Mlekowity, to różnica na litrze w cenie była o 0,10 zł na naszą korzyść w porównaniu z okresem, gdy kaliska mleczarnia była w Łowiczu. Cena dla rolników jeszcze się nie zmieniła i podwyżki się nie zapowiadają - mówi pan Michał.
Rolnicy nie zawsze mogą razem wyjechać
Marzena i Michał Kulawinkowie mają troje dzieci: Szymona, Natalkę i Piotrusia. Pani Marzena zajmuje się dziećmi i wymaganą dokumentacją. Podkreśla, że w pracy pomaga również system udostępniony przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Dzięki temu każde przemieszczenie może zgłaszać przez internet. Do biura powiatowego w Kaliszu udaje się jedynie po paszporty. Dzięki temu oszczędza czas. A co najważniejsze o każdej porze dnia może dokonać zmian i dotrzymać wymaganych terminów, jeżeli chodzi o informowanie agencji o zmianie miejsca pobytu danej sztuki.
Praca w gospodarstwie i obsługa zwierząt to również ograniczenia, jeżeli chodzi o wyjazdy na wakacje. - Ja z dziećmi wyjeżdżam każdego roku, a mąż to różnie, bo czasami i nowy sprzęt zawodzi. Ale zimą staramy się razem wyjeżdżać na narty - opowiada pani Marzena. Małżeństwo podkreśla: Możemy wyjechać razem, bo rodzice wtedy czuwają nad wszystkim.