Krzysztof Zarychta: Przywiązanie do ziemi wygrywa
Jest jednym z nielicznych na wsi, który uprawia ziemię i hoduje zwierzęta. Podczas gdy jedni odchodzą od rolnictwa, on startuje w kolejnych przetargach na dzierżawę ziemi od Skarbu Państwa i planuje powiększyć swój areał. Krzysztof Zarychta, rodem z Rataj (gm. Wąchock) oddaje całe swoje serce i wolny czas pracy na roli...
Na co dzień pracuje w zakładach mięsnych w Starachowicach i to praca przy rozbiorze mięsa stanowi jego główne źródło utrzymania. Kiedy we wsi Rataje (gm. Wąchock) pytamy o rolników, jego nazwisko jest wymieniane jako jedno spośród trzech, którzy się jeszcze uchowali. Pasję i zamiłowanie do pracy na roli odziedziczył po dziadkach. W gospodarstwie zawsze były ziemia, gdzie uprawiano zboże, sadzono ziemniaki. W obejściu nie brakowało konia, krowy, świń czy drobiu...
- Jeszcze za dzieciaka razem z ojcem braliśmy konia i jeździłem do roboty na polu. Zawsze to lubiłem. Tak zostało. Kiedyś, gdy gospodarstwa nie były jeszcze tak zmechanizowane, podstawę stanowił koń i ja od konia zacząłem gospodarzyć na swoim. Służył mi głównie do pracy w polu. Źrebaki do chowu trzymałem i sprzedawałem. Dwa lata temu zrezygnowałem z koni na rzecz bydła. Obecnie mam trzy byczki, krowę i jałóweczkę. Teraz już koniem nic się nie robi. Od tego są maszyny, łatwiej i szybciej. Mam kosiarkę, pług, rozrzutnik, talerzówkę, siewnik, sprężynówkę - wszystko to potrzebne do pracy na roli - mówi nasz rolnik.
Pan Krzysztof ma w sumie z dzierżawą 7 ha. Dobra ziemia, drugiej klasy znajduje się w Ratajach na terenie gm. Wąchock. Uprawia tam pszenicę, przeżyto i ziemniaki. Żyto głównie dla zwierząt, dla bydła, ziemniaki natomiast na handel. W zależności od roku, z jednego hektara może uzyskać ok. 6 ton ziemniaków. To dobre kartofle, uprawiane tradycyjnie, bez chemii. Wśród lokalnej społeczności rozchodzą się jak świeże bułeczki. Chętnych jest dużo, podobanie jak na "swoje" mleko prosto od krowy czy jajka, których w gospodarstwie też nie brakuje. Po podwórku "spaceruje" bowiem 40 kur.
- Poszedłem w bydło, zobaczymy, jaki będzie z tego interes. Hoduję i sprzedaję, albo do rzeźni na mięso. Teraz startuję w przetargu, chcę jeszcze wydzierżawić ziemię od Skarbu Państwa - mówi rolnik, który w odróżnieniu od pozostałych mieszkańców wsi nie myśli zwijać działalności rolniczej, tylko ją rozszerzać. - Ja po prostu to lubię, to moja pasja, poświęcam pracy na roli każdą wolną chwilę, dużo pomagają mi rodzice, żona zajmuje się dziećmi. Niemal każdy urlop spędzam na polu, chociaż staram się, by zawsze gdzieś dzieci zabrać i wyjechać na parę dni, żeby zobaczyły coś innego, nie tylko wieś - dodaje. - Jest ciężko - przyznaje - bo praca w polu do łatwych nie należy, ale jak się to lubi, to czysta przyjemność.
Motywacją do pracy w polu są na pewno dotacje unijne, z których rolnik korzysta. Bez tego ta działalność, byłaby kompletnie nieopłacalna.
- Przy takim gospodarstwie jak moje, bez dopłat nie byłoby szans się utrzymać. Na paliwo, opryski już jest. Dzięki dotacjom można zainwestować w sprzęt, nowe urządzenia rolnicze i myśleć o jakimkolwiek rozwoju. Inaczej nie byłoby za co robić. Trzeba by mieć przynajmniej 50 ha, żeby żyć tylko z ziemi. Nie wiem, czy bym podołał to wszystko ogarnąć, pogodzić z pracą w zakładach. Ale póki sił starczy, będę się tym zajmował, bo to moja pasja i hobby - dodaje nasz rolnik.
Czytaj także:
Marek Jasikowski i jego złotnicka pstra [ZDJĘCIA, VIDEO]