Jak wygląda dzień pracy lekarza weterynarii?
Koń ze świerzbem i krowa przed owulacją
Już mamy wyruszać w teren, ale przed drzwiami gabinetu stoją dwie dziewczyny i koniecznie chcą pokazać zdjęcie swojego konia. Koń ma niestety świerzb i jest od jakiegoś czasu pod opieką weterynaryjną u pani Doroty, która specjalizuje się w leczeniu tych dużych zwierząt. Zdjęcie jest oglądane, dziewczyny chwalone za skuteczne zajmowanie się zarówno koniem, jak i jego świerzbem, wskazówki wydawane. Pani Agata pakuje sprzęt ultrasonograficzny i możemy wyruszyć w drogę - do pana Patryka i jego krów.
Pakujemy się do samochodu, w którym pani Dorota zrobiła trochę miejsca dla naszej trójki, ale jakoś tak dziwnie w nim pachnie, aby nie powiedzieć, że śmierdzi. Szefowa gabinetu pokazuje na swoją podrapaną rękę i tłumaczy, że zarówno ślady pazurów, jak i specyficzny zapach pochodzi z wczorajszej akcji interwencyjnej w ramach współpracy z Dolnośląskim Inspektoratem Ochrony Zwierząt. Wczoraj trzeba było ratować pokaźnego kocura, którego właściciel zamknął na cztery spusty i wyjechał na kilka dni. Czworonóg z radości, że go uwolniono, najpierw „uściskał” pazurami panią Dorotę, a potem zaznaczył swoim zapachem swój nowy teren, czyli jej samochód.
Klimatyzacja pracuje na najwyższych obrotach, a my ruszmy w trasę. W międzyczasie dzwoni telefon. Ktoś poszukuje możliwości zrobienia EKG u swojego psa. W gabinecie pani Doroty jest wiele sprzętu, ale EKG nie ma, stąd rada udania się do Wrocławia. Dojeżdżamy do gospodarstwa, w którym hodowane jest bydło mleczne. W pachnącej świeżą słomą oborze stoi spokojnie ok. 20 krów. Słychać ich równomierne, apetyczne przeżuwanie. Po sąsiedzku leży kilka cielaków, a na końcu stoi duma gospodarza – dorodny buhaj.
Pani Agata przebiera się między drzwiami samochodu. W ochronnym ubraniu wygląda jak płetwonurek. Na nogach gumiaki, na ramieniu urządzenie do wykonywania ultrasonografii. Sprawnie ubiera rękawicę po pachę, wkłada rękę do odbytu krowy i... w mgnieniu oka obłożona krowim łajnem przypomina zielonego ufoludka. Nie straszny jest jej smród ani litry kału płynące naprzeciw. Wytrwale szuka jajników, a w nich pęcherzyków znajdujących się w fazie przed-owulacyjnej. Jeszcze ok. 5 dni i krowa będzie gotowa, aby umówić ją na randkę z buhajem.
Młody gospodarz – pan Patryk chwali sobie współpracę właśnie z kobietami-lekarzami. -Wydaje mi się, że z racji tego, że są kobietami, to mają lepsze podejście do zwierząt. Wie pani, jak to jest: kobieta kobietę lepiej zrozumie - uśmiecha się zadowolony hodowca krów.
W czasie, gdy pani Agata nurkowała w zielonkawej otchłani, pani Dorota zaszczepiła trzy psiutki, które tutaj na gospodarstwie mają prawdziwy, wolny od łańcuchów psi raj. Jedziemy dalej.