Hodują krowy w Poznaniu [VIDEO]
Budynek ograniczeniem
Udój jest przeprowadzany na hali udojowej 2x4.
- Krowy są dzielone na dwie grupy. Sam dój trwa około 2,5 godz., jeżeli oczywiście w jego czasie nie wydarzy się nic nieprzewidzianego
- tłumaczy Sobczak zaznaczając, że po jego zakończeniu, każdorazowo hala jest dokładnie myta myjką ciśnieniową. Wraz z dojem daje to 3 godziny pracy na jeden raz.
- W sumie na dzień jest to więc 6 godzin pracy. Niestety, nie jesteśmy w stanie w żaden sposób rozbudować hali gdyż ogranicza nas budynek. Jesteśmy zmuszeni do pracy na takiej powierzchni, jaką mamy - zaznacza pani zootechnik.
To właśnie kilkudziesięcioletni już budynek jest największym ograniczeniem w codziennej pracy w instytucie. Kilkanaście lat temu został on przerobiony z obory uwięziowej na wolnostanowiskową i zmodernizowany.
- Posiadamy także okólnik, z którego zwierzęta mogą korzystać dobrowolnie przez cały czas. Mają wtedy większą przestrzeń do swobodnego poruszania się - wyjaśnia Beata Sobczak.
Jak zaznacza, mimo że budynek, w którym utrzymywane jest bydło, nie jest zbyt wysoki, to do środka udaje się wjeżdżać wozem paszowym.
- Maszyna była specjalnie dopasowana do budynku. TMR podajemy krowom dwa razy dziennie. W chłodniejszym okresie pierwszy wóz paszowy jest przygotowywany około godz. 7 rano, a drugi między 10, a 11. Gdy na dworze robi się cieplej, to drugi wóz jest przygotowywany i podawany przed godz. 15 - przed popołudniowym udojem
- opowiada Sobczak wyjaśniając, że taka strategia jest spowodowana dbaniem o to, aby pasza się nie zagrzewała, a materiał dostępny dla krów był cały czas świeży.
- Ze względu na ograniczone możliwości, jakie daje nam budynek, mamy tylko jedną grupę żywieniową dla krów mlecznych. Chciałabym to podzielić na chociaż dwie grupy, ale niestety jest to niemożliwe. Dlatego też na stole podajemy zwierzętom dawkę TMR-u ustawioną na około 30 litrów mleka - zaznacza Beata Sobczak.
Porcja składa się z: kukurydzy, sianokiszonki, śruty zbożowej, śruty rzepakowej, śruty sojowej oraz młóta. Każda krowa ma ponadto dostęp do paszy treściwej w stacji paszowej, a jej ilość jest wyznaczana indywidualnie dla każdej sztuki.
- Codziennie krowy zjadają około 5 ton TMR-u oraz około 500 kg paszy treściwej, a młodzież około 2 tony paszy składającej się głównie z sianokiszonki i śruty rzepakowej - wylicza Beata Sobczak.
Przede wszystkim zdrowotność
Obecnie średnia wydajność stada oscyluje w granicach 10 tys. kg w laktacji.
- Rekordzistki w danym dniu potrafią dać ponad 50 litrów, a w laktacji osiągają wyniki przekraczające 12 tys. kg - informuje Sobczak.
Strategia instytutu nie polega jednak na windowaniu wydajności do maksymalnych wyników, a na dbaniu o zdrowotność zwierząt.
- Wiadomo, że im większa wydajność tym większe problemy ze zdrowiem, więc te wyniki, które mamy obecnie, jeśli chodzi o ilość mleka, nas w pełni satysfakcjonują. Muszę dodać także, że w stadzie zdarzają się krowy, które są już w 6, a jest nawet jedna sztuka w 7 laktacji. Stawiamy na długowieczność - wyjaśnia Beata Sobczak.
Instytut mleko z hodowli odstawia obecnie do mleczarni Mlekpol. Średnia ceny oscyluje w granicach 1,6 zł netto.
- Niestety, przy obecnych kosztach produkcji ta cena nie jest zbyt wysoka. Liczylibyśmy na jej podwyżkę, ale to nie do końca od nas zależy - zaznacza Sobczak.
Zwierzęta w oborze są utrzymywane na płytkiej ściółce. Codziennie po porannym doju z budynku usuwany jest obornik, następnie wykonywane jest ścielenie boksów i legowisk.
- I tak powtarzalnie, codziennie - dodaje pani zootechnik.
Beata Sobczak dużą wagę przywiązuje również do dbałości o racice.
- Jak przyszłam tutaj do pracy, to wprowadziłam taką zasadę, że korekcję robimy co 2-3 miesiące. W tej chwili wygląda to tak, że na jeden raz zabieg jest przeprowadzany u 15-20 sztuk, tak aby w przeciągu pół roku całe stado miało wykonaną korekcję. Jest ona przeprowadzana partiami ze względu na ograniczenia, jeśli chodzi o siłę roboczą - wyjaśnia.
Na co dzień obsługą stada w Instytucie Technologiczno-Przyrodniczym zajmują się cztery osoby, w tym: kierowniczka instytutu, księgowa, zootechnik i jeden pracownik na etacie, który pomaga w doju krów i przygotowuje dla nich TMR.
- Wspomagamy się pracownikami na umowę zlecenie - dodaje pani zootechnik.
Dodatkowe ręce do pracy są potrzebne między innymi w czasie dużego nagromadzenia prac polowych. Do instytutu należy w sumie ponad 300 ha ziemi, w tym 40 ha łąk.
- Głównie uprawiamy kukurydzę, aby zaspokoić potrzeby naszych krów. Ziemie należą do klas bonitacyjnych od IV do VI, ale najwięcej jest „piątki”. Jeśli chodzi o plony to oscylują one w granicach średniej krajowej - przyznaje Beata Sobczak.
Jak zaznacza, takie rezultaty udaje się uzyskiwać mimo braku wystarczającej ilości opadów w ostatnich latach.
- Coraz częściej mówi się o „stepowieniu” Wielkopolski… i faktycznie, często słyszymy, że dookoła pada, a u nas niestety nie - dodaje.
W związku z tak trudnymi warunkami, pracownicy instytutu podjęli w ostatnim czasie próbę uprawy w systemie bezorkowym i jest on nadzieją na dobre efekty w trudnych warunkach. - Na razie to tylko test, ale do tej pory efekty są zadowalające - twierdzi pani zootechnik.
Polski sprzęt w parku maszyn
W przypadku większości najtrudniejszych prac polowych, takich jak np. zbiór kukurydzy na kiszonkę instytut korzysta z usług. Nie oznacza to jednak, że w parku maszyn nie brakuje ciągników.
- Mamy dwa zagraniczne ciągniki: John Deere i Valtra, ale przeważają Ursusy, które mają już kilkadziesiąt lat, a nadal codziennie sprawnie działają i pomagają nam w pracy. Niestety, muszę przyznać również, że jesteśmy właścicielami nowej wersji Ursusa C-385 i od dłuższego czasu czeka on na serwis - mówi Beata Sobczak.
W codziennej pracy z bydłem przydatne są przede wszystkim dwa traktory: Ursus C-360 do wygarniania obornika i Ursus 1212 do pracy z wozem paszowym.
- Jak dbasz, tak masz. Mamy stare ciągniki, ale o nie dbamy i dlatego nadal nam one służą. Myślę, że to bardzo dobry sprzęt, a z uwagi na to, ilu mamy ludzi do pracy, zdecydowanie nam on wystarcza - kończy pani zootechnik.
- Tagi:
- hodowla
- bydło mleczne
- krowy