Grzechowiakowie - z warzyw przeszli na uprawę kwiatów
Pogoda może być sprzymierzeńcem, ale i wrogiem
Latem, już w lipcu zaczyna się hodowla chryzantem: doniczkowych i ciętych. Trzeba wszystko tak zaplanować, żeby zakwitły w październiku. Tutaj znaczenie mają lata doświadczeń. - Choć trzeba przyznać, że jest teraz moda, aby groby dekorować różami. Staje się to coraz bardziej popularne. Na szczęście są osoby, które lubią nasze tradycyjne chryzantemy – mówi pani Małgosia. Wiele zależy też od pogody. Jeśli zdarzą się przed 1 listopada przymrozki, klienci często decydują jednak o zakupie sztucznych kwiatów. – Tak więc aura może być naszym sprzymierzeńcem albo wrogiem – podkreśla pan Mirek Grzechowiak.
Coraz trudniej też o pracowników do ogrodnictwa. Właściciele gospodarstwa pomyśleli więc o zakupie doniczkarki. Maszyna bardzo ułatwiła by im pracę.
- Składaliśmy wniosek o dofinansowanie na zakup doniczkarki z Unii, ale został odrzucony. Odpisano nam, że mamy za duży metraż, jak na dopłatę dla małych gospodarstw i że za dużo na tym zarabiamy, aby pomoc otrzymać. Ale odwołaliśmy się i mam nadzieję, że będzie dobrze – mówi pani Małgosia.
Czytaj także: Sylwia i Sławomir Maniakowie - producenci kwiatów
Lubią swoją pracę, lubią kwiaty i ludzi
Pani Małgosia ukończyła studia na wydziale ogrodnictwa Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Jej mąż pochodzi z gminy Dominowo pod Środą Wlkp., gdzie rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. – Jeździmy też na szkolenia, na wystawy kwiatów. Dużo czytamy, ale najważniejsza nauka odbywa się metodą własnych prób i błędów – uważa pan Mirek. Dla nich to nie jest tylko praca, ale też pasja. – Nie wyobrażam sobie wstać, iść do tych szklarni, bo muszę, i wyjść na koniec dnia, z ulgą, że już. U nas tak to nie działa – dodaje ogrodnik. Ze swoimi kwiatami jeżdżą też na giełdy, targowiska. Lubią mieć kontakt z klientami, doradzać, jak zajmować się roślinkami. Oboje są bardzo weseli, uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni do życia.
Poznali się na....giełdzie!
Jak przystało na małżeństwo ogrodnicze, poznali się właśnie na giełdzie. Na poznańskim Franowie.- Stałam całą noc, koło takiego faceta, ale on słowa do mnie nie powiedział, tak więc ja też się nie odzywałam - śmieje się pani Małgosia. Jej mąż precyzuje, że w tamtym czasie na giełdę do Poznania przyjeżdżało wielu ogrodników z Pleszewa, a on miał tam wykupione na stałe swoje miejsce - jak wielu gospodarzy z jego okolic.
- Znaliśmy się tam wszyscy, wiedzieliśmy, że danego dnia tej czy tamtej osoby nie będzie. Więc powiedziałem Gosi, że może sobie tu stanąć, bo sąsiada nie ma. Nikt jej więc stamtąd nie wygoni. I to było tyle. Nie zamieniliśmy nawet słowa – dodaje.
Czytaj także: Leśny azyl Beaty i Grzegorza Szablewskich
"Tańczyłem tylko z nią"
Pół roku później pan Mirek przyjechał na dyskotekę do Pieruszyc, z kolegą i jego narzeczoną, która pochodziła z tych okolic. - Wydawało mi się, że to koniec świata jest. Kiedyś rozmawiałem na giełdzie z panią z Pleszewa, mówiła, ile godzin ona tu jedzie, więc myślałem, że to strasznie daleko! – opowiada pan Mirek z uśmiechem. Poprosił panią Małgosię do tańca, bo zauważył, że zerka w jego stronę. Potem wyjawiła, że spoglądała, bo pamiętała go z giełdy. - Przypomniałem ją sobie. Tańczyłem tylko z nią, ale pojechałem do domu nawet bez numeru telefonu... - wspomina pan Mirek. Niecały rok później zobaczył ją znowu na giełdzie w Poznaniu i już nie pozwolił odejść. Było to prawie 19 lat temu.
Medycyna, aktorstwo czy muzyka?
Państwo Grzechowiakowie mają dwoje dzieci: Magdę - 14 lat i Miłosza - 11 lat. - Nasze dzieci nie będą pracowały w gospodarstwie. Tak sobie postanowiliśmy, a one się z tym zgadzają - mówi pani Małgosia. - Po prostu nie widzimy przyszłości dla nich w tej branży. Chcielibyśmy, aby zdobyli swoje wymarzone zawody i szli swoimi drogami - dodaje pan Mirek. Magda uczy się w gimnazjum oraz w I klasie szkoły muzycznej II stopnia w Kaliszu. Gra na skrzypcach oraz na altówce. Marzy jej się jednak medycyna. Konkretnie chirurgia plastyczna. Jeśli jednak by się nie udało, chce związać swoją przyszłość z muzyką. Miłosz gra w pleszewskiej szkole - na akordeonie. Tak, jak jego tata, który jednak uczył się trochę w ognisku i potem prywatnie. Miłosz nie ma jeszcze sprecyzowanych planów, ale myśli, że mógłby zostać aktorem. Lubi wymyślać scenki i występować przed kolegami i koleżankami. Pan Mirek z dziećmi od czasu do czasu występują razem. Mama jest ich wierną słuchaczką i fanką.