Zaprezentowali Szwajcarom swoje gospodarstwo [FOTO]
Dariusz Kołaczkowski przyznaje, że gdy padła propozycja zaproszenia członków Swiss Beef do jego gospodarstwa, ci przyjęli to bardzo entuzjastycznie. - Szwajcarzy chcieli przede wszystkim na naszym przykładzie zobaczyć, jak funkcjonuje tradycyjne polskie gospodarstwo, w którym pracuje ojciec z synem, jaki jest podział ról - opowiada rolnik. Dlaczego ich tak to interesowało? - W Szwajcarii gospodarstwo nie przechodzi z ojca na syna. Syn przeważnie kupuje je od ojca. Zaciąga na to zazwyczaj kredyt, który jest nieoprocentowywany - 0,1%. Jak już gospodarstwo zostaje odkupione, to rodzice rolnika się z niego wyprowadzają albo do nowego miejsca albo szykują sobie mieszkanie w obrębie gospodarstwa, jeśli - oczywiście - jest taka możliwość - opowiada Rafał Kołaczkowski, który znaczą cześć roku spędza w Szwajcarii, pracując tam. Zwraca przy tym uwagę na inną interesującą sprawę. - Gospodarstwa w Szwajcarii nie są duże. Przeważnie jest to 20-30 ha. Takich po 200-300 ha tam praktycznie nie ma. Dominują pastwiska. Sam Oliver Engeli ma około 35 ha (łącznie z dzierżawą). Uprawia m.in. pszenicę, kukurydzę (siecze rocznie około 18 ha). Jego hodowla liczy 400 sztuk bydła mięsnego. Obora nie jest najnowsza, praca w niej jest jednak w pełni zautomatyzowana - mówi Rafał Kołaczkowski. Część członków Swiss Beef (podobnie jak inny szwajcarscy farmerzy) nie skupiają się jednak tylko na pracy w gospodarstwie. - Oni mają gospodarstwa, ale na jakieś 30% do 50% chodzą do pracy, bo u nich pracuje się na procenty, nie ma etatów. Można sobie iść nawet na 10% do pracy. Znaczna grupa rolników np. pracuje w czymś na kształt naszych SKR-ów - tłumaczy Rafał Kołaczkowski. - Wielu farmerów woli zatrudnić pracownika w swoim gospodarstwie, a samemu iść do pracy, bo tam są w stanie zarobić zarówno na swoje potrzeby, jaki i wypłatę dla pracownika. Taki model pracy funkcjonuje m.in. u Engeliego - dodaje.