220 loch w cyklu zamkniętym - bracia razem zajmują się tuczarnią
Właściciele chlewni przyznają, że praca w starych budynkach była dość uciążliwa. - Wiedzieliśmy, co jest potrzebne, co trzeba zmienić. W starych chlewniach brakowało nam miejsca na przebranie się. Zdecydowaliśmy się na budowę nowego obiektu, gdyż przeróbka starych pomieszczeń byłaby zbyt kosztowna (...) - podkreśla Mariusz Gacioch. Podkreśla, że nie bez znaczenia jest też obecna łatwość obsługi, dobre rozplanowanie pomieszczeń. - Na etapie projektowania konsultowaliśmy to również z firmą, która była odpowiedzialna za wyposażenie budynku - dodaje jeden z właścicieli gospodarstwa. Przyznaje, że na pewno uciążliwe jest przebierać się kilka razy dziennie. Teraz jednak stało się to już rutyną. - Nie wchodzimy w tych samych rzeczach. Robimy to również dla samych siebie. Czujemy się lepiej w czystych rzeczach, nie pachnących świniami, w obejściu. Stało się to przyzwyczajeniem. Po prostu - wchodzimy na chlewnię, przebieramy się. Robimy to kilka razy dziennie i nam to nie przeszkadza. Można się do tego przyzwyczaić, a nawet - powinno - podkreśla Mariusz Gacioch.
Bracia są przekonani, że zachowywanie zasad bioasekuracji przekłada się na efekty prowadzonej produkcji. - Wchodząc do budynku, nie wnosimy tyle zarazków. Budynki są czyste, po każdym rzucie myte i dezynfekowane. W nowej technologii jest też stosowana odpowiednia wentylacja, cały czas pod nadzorem. W starych budynkach tego wszystkiego brakowało - przyznają właściciele fermy trzody chlewnej.