Ma indyki i 1.000 krów - dzięki biogazowni ma energię i dobry nawóz (FILM)
- Najpierw były indyki, później - krowy. Zwiększaliśmy też areał. Następnym krokiem było postawienie biogazowni - mówi Paweł Waligórski, właściciel gospodarstwa w Ruchocicach, w Wielkopolsce.
Hodowlę indyków prowadzi od 2012 roku. - Posiadamy dziesięć obiektów inwentarskich, w tym 8 tuczarni i 2 odchowalnie - mówi właściciel. Ferma znajduje się na 30 metrach kw. Roczna produkcja wynosi 480 tys. sztuk indyczek.
ZOBACZ FILM - DBAŁOŚĆ O BIOASEKURACJĘ NA FERMIE MUSI BYĆ NAWYKIEM
HODOWCA INDYKÓW DBA O ICH ZDROWOTNOŚĆ I SPOŻYCIE PASZY
Dlaczego indyki? - Ich hodowla nie jest najłatwiejsza - przyznaje Paweł Waligórski. - Mam jednak swoją ubojnię, poza tym uważam, że indyki to przyszłościowy gatunek. Coraz większe jest ich spożycie. Mięso ma cenione walory smakowe, niską zawartość tłuszczu i wysoką - białka. Jest coraz bardziej popularne na stołach całej Europy. Nasze indyki trafiają do sieci handlowych we wszystkich krajach Unii Europejskiej. Jesteśmy z tego bardzo dumni. Zdaniem właściciela fermy hodowla indyka jest opłacalna. - Pod warunkiem, że ma się dobre kontrakty z ubojniami - zaznacza. - Jeśli tak jest, można żyć!
W gospodarstwie stosowany jest system skarmiania koncentratami paszowymi . - Polega to na tym, że uzupełniamy mieszankę swoją pszenicą, która w 100 % pochodzi z naszych pól - wyjaśnia właściciel. - Zbieramy 3 tys. ton pszenicy. Pełne ziarno dobrze wpływa na hodowlę indyków, na ich zdrowotność i na spożycie paszy.
W BIOGAZOWNI ZAGOSPODAROWUJE ODPADY Z FERMY INDYKÓW I Z OBORY
Paweł Waligórski hoduje też bydło. Stado liczy ok. 1.000 krów mlecznych. - Najpierw były indyki, później - krowy. Zwiększaliśmy też areał - opowiada. Następnym krokiem było postawienie biogazowni - pojawił się bowiem problem z zagospodarowaniem odpadów, zarówno z fermy indyków, jak i obory. - Patrzyłem na Zachodzie, jak koledzy to robią. Spodobał mi się stosowany przez nich odzysk ciepła. Na fermie zużywamy bardzo dużo gazu, żeby ogrzać 3 ha pod dachem. Indyk potrzebuje też wysokich temperatur. To sprawiło podjęcie takiej, a nie innej decyzji. Przy okazji - produkowany jest prąd - tłumaczy właściciel. - Pozyskujemy bardzo dużo ciepła z biogazowni - to jest ponad 1 MW energii cieplnej. To bardzo dobrze wpływa na biologię indyka, mamy mniejsze spożycie pasz, również zdrowotność ptaków jest lepsza i oczywiście oszczędzamy dużo pieniędzy na ogrzewanie, szczególnie w okresie zimowym - mówi Paweł Waligórski.
Materiał do biogazowni pozyskiwany jest głównie z gospodarstwa. Wykorzystywane są w tym celu gnojowica bydlęca, pomiot indyczy (ma bardzo dobre parametry, zbliżone do kiszonki z kukurydzy) oraz kiszonka z kukurydzy. - Biogazownia o wielkości 1 MW świetnie na tych substratach pracuje - podkreśla właściciel.
ZOBACZ TEŻ - BIOASEKURACJI TRZEBA UCZYĆ SIĘ CAŁY CZAS (FILM)
BIOGAZOWNIA - LEPSZE WYNIKI W HODOWLI I PRĄD NA SPRZEDAŻ
W gospodarstwie zachodzi świetna symbioza. Na polach uprawiane są głównie pszenica i kukurydza. Pszenica - pod paszę dla indyków, kukurydza - pod kiszonki dla krów i w mniejszej części - pod biogazownię. Cały obornik bydlęcy, gnojowica bydlęca oraz pomiot indyczy trafiają do biogazowni. To bardzo ekologiczne rozwiązanie. Nie ma żadnych pryzm obornika na polach, niepotrzebne są duże płyty do składowania obornika w samym gospodarstwie, przy oborach. Gnojowica jest na bieżąco, regularnie, codziennie wywożona do biogazowni. - Mamy ciepło, którego nie musimy oszczędzać, szczególnie w okresie zimowym. Pozwala nam to na osiągnięcie lepszych wyników w hodowli indyka, a przy okazji sprzedajemy prąd - to bardzo fajny, dochodowy biznes - podkreśla hodowca.
Biogazownia została uruchomiona rok temu. - Po roku jej funkcjonowania mogę powiedzieć, że są same zalety - i ekonomiczne, i organizacyjne - stwierdza właściciel. Dzięki biogazowni udało się też ograniczyć stosowanie sztucznych nawozów - aż o 80 %. - Nasz poferment ma bardzo dobre wyniki, bardzo dobry skład i możemy go stosować na polach. Wolny jest też od wszelkich patogenów, ponieważ w biogazowni prowadzona jest beztlenowa fermentacja. W pofermencie, który stosujemy na polach, nie mamy nasion chwastów ani niebezpiecznych bakterii np. Escherichia coli. W przypadku pofermentu nie ma też tego nieprzyjemnego zapachu, jaki ma gnojowica świńska czy bydlęca. Można go więc śmiało rozlewać nawet w zwartej zabudowie, nikomu to nie przeszkadza - podkreśla hodowca.
BIOGAZOWNIA DAJE GOSPODARSTWU STABILIZACJĘ
Istotnym czynnikiem w przypadku produkcji biogazu i dalej - energii cieplnej i elektrycznej jest współpraca z dobrym laboratorium. - My współpracujemy z Polbiotechem - raz w tygodniu pobierają próbki i wysyłają nam informacje, co się dzieje w naszej biogazowni, w naszych fermentatorach - dodaje Paweł Waligórski. Jak ocenia - biogazownia daje gospodarstwu dużo lepszą stabilizację finansową. Jeśli spada cena mleka, ciągle jest ta druga „noga”, która przynosi regularne przychody i zarazem dochody. - W Niemczech takich biogazowni jest ok. 11 czy 12 tys. A u nas duże gospodarstwa myślą tylko o tym, by ciągle być coraz większym. Potem okazuje się, że są mocno zadłużone i mają tylko jeden problem - cenowy. Cen tuczników, żywca indyczego itd. Tymczasem tę produkcję można zdywersyfikować - mówi hodowca. - Taką biogazownię można zrobić we współpracy z innym gospodarstwem. Jeden ma gnojowicę świńską, drugi - bydlęcą, ktoś ma pola, ktoś inny - indyki. Trzeba tylko rozmawiać ze sobą.
HODOWCA PLANUJE ROZBUDOWĘ OBORY I POPRAWĘ MLECZNOŚCI KRÓW
Jakie ma plany? - W najbliższym czasie chcemy rozbudować oborę i zmodernizować ją - mówi Paweł Waligórski. W gospodarstwie stosowane są roboty udojowe Lely. - W znacznym stopniu usprawniają one pracę. Zapewniają trzykrotny dój, a więc wydajność, mleczność krów znacznie się poprawiają. Ruch krów jest wolny - krowa sama wybiera, czy idzie do doju, czy idzie się położyć, czy idzie zjeść - tłumaczy partnerka właściciela gospodarstwa Marzena Jaroni. - Ta swoboda powoduje, że krowy są zadowolone, a przy okazji sam robot w dużej mierze ogranicza czynnik ludzki. Ludzie tylko nadzorują, ciężkiej pracy nie wykonują.
Dzieci Pawła Waligórskiego: 13-letnia Julka i 11-letni Antoś interesują się pracą w gospodarstwie. - Jesteśmy tu praktycznie w każdy weekend. Jeździmy na fermę, do obór. Każde z dzieci deklaruje, że w przyszłości chce zostać rolnikiem - mówi Paweł Waligórski.