Bezorkowo uprawia 800 ha. Susza jest jego największym problemem [VIDEO]
Jarosław Borowski prowadzi gospodarstwo rolne nastawione na produkcję roślinną. Od 10 lat rolnik uprawia pola w systemie bezorkowym. To próba walki z niedostateczną ilością opadów. Straty powodują także dziki.
- Gospodaruję na areale około 800 ha. Uprawiamy 300 ha kukurydzy, 200 ha pszenżyta, 140 ha rzepaku i 160 ha trwałych użytków zielonych - mówi Jarosław Borowski - rolnik z miejscowości Gądków Wielki położonej w województwie lubuskim.
35-latek 10 lat temu zrezygnował z chowu zwierząt.
- Zajmowaliśmy się wtedy produkcją bydła mlecznego. Następnie poprzez krzyżowanie wypierające weszliśmy w bydło mięsne rasy Limousine. W pewnym momencie stwierdziłem jednak, że jest to nieopłacalne i zrezygnowaliśmy z tego na rzecz prowadzenia tylko produkcji roślinnej i wykonywania usług rolniczych - przyznaje Borowski.
Rolnik tłumaczy, że obecnie dochodowość produkcji roślinnej jest bardzo uzależniona od opadów, które są coraz większą niewiadomą w całej Polsce.
- Uprawa roślin niestety nie gwarantuje opłacalności na zadowalającym poziomie. Oczywiście, jest z tego jakiś zysk, ale w związku z niepewną sytuacją pogodową, inwestycje w gospodarstwie trzeba odkładać na lata następne, bo niestety nie ma gwarancji, że pogoda dopisze na tyle, żeby zebrać zadowalające wyniki - zaznacza 35-latek.
- Susza jest największym problemem na ten moment, tym bardziej, że gospodaruję na lekkich glebach, które nie trzymają wilgoci - dodaje.
Poza brakiem wystarczającej ilości opadów, straty w uprawach polowych powoduje rolnikowi również zwierzyna łowna.
- Jest bardzo dużo dzików, a ogrodzenia nie są w stanie zapobiegać zniszczeniom roślin. Oczywiście możemy liczyć na odszkodowania od Lasów Państwowych, ale nie są one wystarczające, aby pokryć stratę w plonie i zlikwidować zniszczenia na polach - mówi otwarcie Jarosław Borowski.
Do tej pory rolnik nie zdecydował się na nawadnianie swoich pól. Jak sam mówi, nie ma na to za bardzo pomysłu. Pola są położone w taki sposób, że nie dosięgają do żadnego zbiornika wodnego z którego można by skorzystać. Studnia głębinowa to natomiast bardzo duża inwestycja.
- Od lat korzystamy za to z uprawy bezorkowej i ona rzeczywiście przynosi nam wymierne korzyści. Lepiej magazynujemy wodę w glebie. Nie zmienia to jednak faktu, że bez deszczu nie ma mowy o zadowalających wynikach
- zaznacza rolnik, który uprawia głównie gleby należące do klas bonitacyjnych w przedziale od 4b do 6z. Płody rolne, jakie zbiera ze swojego areału, sprzedaje w okolicach żniw.
- Magazyny pozwalają mi na przechowywanie 2-3 tys. ton zbiorów, co jest jednak dla nas niewystarczające, dlatego też zboża i rzepak sprzedajemy w okolicach żniw, a jedynie kukurydzę przechowujemy do momentu, w którym ceny są sprzyjające - tłumaczy Borowski.
W związku z dodatkowym źródłem dochodu, jakim jest świadczenie usług rolniczych, gospodarstwo Jarosława Borowskiego posiada bardzo rozbudowany park maszyn.
- Skupiamy się głównie na omłocie zbóż i kukurydzy. Pracujemy na dwóch kombajnach Claas Lexion 660. Są to kombajny klawiszowe - mówi rolnik.
Poza tym do głównych usług należy także uprawa bezorkowa maszynami marki Köckerling.
- Bardzo mocno promujemy uprawę bezorkową. Uważam, że jest ona dobrym wyjściem szczególnie na naszych lekkich glebach, które dominują w okolicy. Pracujemy w takim systemie już od 10 lat, ale od mniej więcej 5 lat mamy to dopracowane w sposób bardzo dobry
- zaznacza Borowski, dodając, że w jego gospodarstwie nie ma już pługa.
- Ostatniego pozbyliśmy się wiosną ubiegłego roku i prawdopodobnie ta maszyna już nigdy do nas nie wróci - mówi 35-latek.
Według Borowskiego uprawa bezorkowa nie zwiększa presji chwastów. Obecny trend wycofywania kolejnych środków ochrony roślin nie jest więc dla niego problemem.
- Jeżeli wykonamy zabieg orki i w kolejnym sezonie bądź za kilka lat zrobimy to ponownie, to jednak te nasiona z zewnętrznej warstwy gleby, które następnie zostały przyorane, po kolejnym takim zabiegu znów wracają na powierzchnię. Trzeba pamiętać, że nasiona np. rzepaku potrafią leżeć w ziemi kilkadziesiąt lat, czekając na dobre warunki do skiełkowania, a nasiona chwastów mogą czekać nawet 100 lat. Dlatego też, według mnie, jeżeli ktoś twierdzi, że orka zapobiega zachwaszczeniu, to uważam, że jest w głębokim błędzie - tłumaczy właściciel gospodarstwa.
Wśród ciągników, z których korzysta obecnie Jarosław Borowski, sam wyróżnia trzy - te o największych mocach. Są to przedstawiciele marek: John Deere, Claas oraz Case.
- Nasz park składa się również z maszyn, które są już pełnoletnie, ale wcale nie uważamy, że działają one gorzej, bo pracuje się nimi dobrze, są tanie w naprawach i eksploatacji, a poza tym nie mają elektronicznych systemów i komputerów, które mogą w każdej chwili odmówić posłuszeństwa. W takich wypadkach pozostaje serwis, który czasami nie jest w stanie naprawić ich: po pierwsze szybko, a po drugie tanio. Młotek, przecinak, klucz 13-stka i 17-stka skutecznie przywracają starsze ciągniki do życia - śmieje się Jarosław Borowski.
Nowsze traktory, które posiada , wyposażone są w nawigację satelitarną. Rolnik korzysta z sygnału, który gwarantuje mu dokładność pracy w granicach 2-3 cm.
- Naprawdę bardzo fajnie to działa. Polecam GPS każdemu rolnikowi, który jeszcze z tego nie korzysta - mówi Borowski.
Rolnik w czasie rozmowy z nami otwarcie przyznaje, że rolnictwo nie jest łatwym biznesem. Robi się wręcz coraz trudniej.
- Chciałbym powiększyć areał, ale nie jest to konieczne do budowania kapitału gospodarstwa. Jest tak, ponieważ te hektary, na których gospodarujemy, przy lepszym wykorzystaniu, np. przy zamontowaniu deszczowni, innych systemów uprawy czy uprawy innych roślin mogą śmiało zapewnić dostatni poziom egzystencji na co dzień. Specjalnie głodu ziemi jako takiego nie odczuwam - podsumowuje.