Z uprawą pomidorów związana od dziecka. Swoją pasją zaraziła męża
Małgorzata i Leszek Amborscy z Florentyny (gmina Żelazków, powiat kaliski) zajmują się produkcją pomidora szklarniowego na powierzchni około 2 hektarów. Posiadają również 12 hektarów, na których uprawiają kukurydzę i zboża. - W tych czasach, każdy, kto chce być rolnikiem, ogrodnikiem, to musi być pasjonatem tej pracy, bo to jest wielka loteria. Nigdy nie wiemy, czy i za ile sprzedamy - mówią.
To pani Małgorzata od dziecka związana jest z produkcją pomidorów. To warzywo uprawiali jej rodzice. Wówczas modne były tunele foliowe, które w gospodarstwie zajmowały areał o powierzchni około pół hektara. Z czasem powstawały szklarnie na wzór holenderski. - Wtedy to była trudna praca. Pomidory uprawiane były w ziemi, po skończonym sezonie tata „wymieniał” częściowo ziemie przywożoną z pola, w kolejnych latach produkcja była uprawiana na słomie i na trocinach. Pamiętam, że sadziliśmy w okresie ferii zimowych. Oczywiście pomagaliśmy rodzicom, przyjeżdżali też do nas kuzynowie. Zbiór odbywał się w okresie letnim, czyli wakacje też spędzaliśmy przy pomidorach. Kiedy zebraliśmy pomidory, trzeba było wszystko posprzątać. W okresie jesiennym tata siał poplon, a później wuja przyjeżdżał z koniem i zaorywał wszystko. Wtedy – jak to tata mówił – szklarnia odpoczywała – wspomina pani Małgorzata. Pod koniec roku ponownie wracali do szklarni, gdzie przygotowywali miejsce dla nowych sadzonek. – Teraz to praca wygląda zupełnie inaczej, jest łatwiej - podkreśla.
Kupili ziemię i mogli się rozbudować
Kiedy Małgorzata i Leszek przejęli gospodarstwo po rodzicach, podjęli decyzję o powiększeniu szklarni.
- Nie mieliśmy miejsca na rozbudowę, ale w końcu sąsiad zgodził się nam sprzedać ziemię. Ważne, że działka była po sąsiedzku, bo myśleliśmy, żeby szklarnię postawić na innej działce. Nie wyobrażałam sobie dojazdów - opowiada pani Małgorzata.
W 2006 roku małżeństwo kupiło 2 hektary. Wtedy powstała szklarnia o powierzchni pół hektara. Postawiono również kotłownię z magazynem. Z kolei w 2010 roku dobudowano kolejne 8 tysięcy metrów kwadratowych szklarni. Pozostałą część postawiono w 2016 roku. - Wtedy też stare szklarnie i starą kotłownię rozebraliśmy - opowiada.
Komputer ułatwia pracę
Praca w szklarni jest praktycznie przez cały rok. Można rzec, że sezon rozpoczyna się już na początku grudnia. Wówczas odbywają się nasadzenia. - Sadzonki kupujemy od sprawdzonego dostawcy z Piotrkowa Trybunalskiego - zaznacza rolnik. Do gospodarstwa przywożone są sadzonki na podłożu z wełny mineralnej. One ustawiane są w szklarniach i mocowane. Z kolei komputer steruje nawadnianiem i podawaniem pokarmu.
- Dobierane są nawozy i dozowane po 100 mililitrów dla każdej rośliny. Oczywiście jest to robione w odpowiednim czasie, np. co godzinę, co pół godziny czy co 45 minut. Wszystko zależy od tego, jakie jest nasłonecznienie w szklarni - wyjaśnia Leszek Amborski.
Oczywiście - jak podkreślają ogrodnicy - prace ułatwia komputer i całe oprogramowanie. To, co dzieje się w szklarni, mogą obserwować w telefonie komórkowym. Jednak z nim nie mogą się rozstawać. I czasami zdarza się, że będąc na jakiejś uroczystości, otrzymują powiadomienie, że np. lufty się nie zamknęły, a powinny. - Wtedy musimy wracać - mówią.
Przy produkcji tego warzywa ogromną rolę pełnią również trzmiele. To one zapylają kwiaty, z których powstają owoce pomidorów. - Trzmiele z jednego ula zapylą pół hektara. I wymiana jest co 4 tygodnie. Nie dopuszczamy do tego, aby w ogóle trzmieli nie było w szklarni, bo wtedy nie wszystkie kwiaty zostaną zapylone - opowiada pan Leszek. Dodaje, że największa wydajność trzmieli jest w miesiącach, w których dni są dłuższe. Gorzej to wygląda zimą. - Bo jest ciemno i zimno - mówi rolnik. Na trzmiele źle wpływają również upały.
- Tak, jak dziś, kiedy jest ponad 30 stopni Celsjusza, to trzmiele zamiast zapylać, zajmują się chłodzeniem własnego ula, żeby nie były przegrzane - wyjaśnia pan Leszek.
Praca wre, ekipa sprawdzona
Teraz w gospodarstwie państwa Amborskich wre praca. Od maja do końca września jest najwięcej pomidorów. A zbiór rozpoczyna się już pod koniec lutego. Wówczas zrywane są pierwsze warzywa. W gospodarstwie oprócz małżeństwa pracuje 12 osób. Są to mieszkańcy powiatu kaliskiego. Kiedy jest sezon, czyli od maja do września - to pomagają obywatele Ukrainy. - Ekipę mamy bardzo dobrą. Powiem, że rozumiemy się bez słów - pan Leszek chwali swoich pracowników.
Sezon kończy się w październiku. Rolnicy mają miesiąc na usunięcie podłoża i przeprowadzenie dezynfekcji. - Musimy to wykonać, żeby choroby się nie rozwijały - podkreślają.
Kiedyś rolnik musi zarobić
W szklarniach państwa Amborskich hodowanych jest kilka odmian. Przede wszystkim malinowe, śliwkowe oraz tradycyjne. - W przyszłym roku, dla naszych klientów, przygotowujemy niespodziankę, której oczywiście nie zdradzę - mówi tajemniczo pani Małgorzata.
Na razie cena pomidorów jest dobra. Za kilogram na kaliskiej giełdzie - gdzie można nabyć pomidory z gospodarstwa państwa Amborskich - trzeba zapłacić od 4,20 do 5,30 zł (data). - W tym roku warzywa są bardzo drogie i to przez suszę. I sytuacja cenowa związana z warzywami gruntowymi przełożyła się też na szklarniowe. Kiedyś rolnik musi wziąć pieniądze, bo nie może przez cały czas dokładać - uważa Leszek Amborski. Pani Małgorzata dodaje: Złoty okres ogrodników już minął. Producentów warzyw szklarniowych przybywa i dziś z jednego metra jesteśmy w stanie uzyskiwać od 50 do 60 kg. Kiedyś było to 15-20 kilogramów.
Inwestują i oszczędzają
Małżeństwo zgodnie podkreśla, że każdego roku planują jakąś inwestycję. Jednak po zakończeniu sezonu i podliczeniu wszystkich wpływów i wydatków wiedzą, na co będzie ich stać. - Czasami jest tak, że musimy z czegoś rezygnować - mówią. Przez cały czas starają się minimalizować koszty, a przy okazji dbać o środowisko. W tym roku zamontowali panele fotowoltaiczne, na które pozyskali dofinansowanie. Dzięki temu spadają wydatki na energię. Za prąd płacimy mniej od 5-7%. - Docelowo chcemy pobudować chłodnię i na tym dachu zamontować kolejne panele fotowoltaiczne - podkreśla pan Leszek. Niestety, ze względu na zmienną pogodę, jaka jest w Polsce, szklarnie ogrzewane są przez cały czas. Pomidor nie „lubi” skoków temperatur. Nie można doprowadzić do tego, aby na owocu pojawiła się rosa. Wtedy skórka pęka, a to są straty. Dlatego, kiedy noce są chłodne, to piece pracują.
Państwo Amborscy na unowocześnienie swojego gospodarstwa pozyskali środki unijne w ramach PROW 2007-2013 oraz PROW 2014-2020. Zakupiono ciągnik oraz nowe technologie, które wprowadzano w szklarniach. Są to: rynny uprawowe, komputer klimatyczny, kurtyny, opryskiwacz samojezdny, wózki do upraw, widlak.
- Dzięki środkom unijnym Polska wieś wsparcie odczuła i wyszło nam to na dobre - uważa Leszek Amborski.
Czytaj także: