1200 tuczników to za mało - chce więcej!
Młody zootechnik na razie zajmuje się tylko tuczem, ale zaznacza, że docelowo chce mieć cykl zamknięty, pomimo tego, że teraz jest mniej pracy.
- Przychodzą gotowe warchlaki i najgorszą robotą zajmuje się ktoś inny. Ze względu jednak na zdrowotność zwierząt lepiej jest mieć całą produkcję w swoim gospodarstwie - tłumaczy pan Daniel.
Przez pierwsze trzy lata swojej działalności ściągał duńskie warchlaki, teraz jednak stawi na polskie. Na pytanie - dlaczego, odpowiada, że po to, aby faworyzować polską hodowlę.
- Polskie warchlaki są nieco tańsze niż duńczyki, jakieś 20-30 zł na sztuce, ale traci się na nieco mniejszych przyrostach dobowych i na zużyciu paszy - na duńczyku miałem zużycie 2,7 kg na kilogram przyrostu, a na polskim 2,9 kg. W sumie końcowy rachunek ekonomiczny wychodzi na zero - tłumaczy rolnik.
Mięsność na polskim tuczniku oscyluje między 57 a 58%, ale jest za nią tak mała dopłata, że nie ma co się siłować.
- Między 56 a 60% mięsności jest tylko 12 groszy różnicy. Najważniejsze jest mieć wyrównaną mięsność i wagę. Każda ubojnia sobie to chwali - konkluduje.