Studia z przesiadkami, kompleksami i pracą na gospodarstwie
Okazuje się, że studentów z miasta jest o ponad 300 tysięcy więcej niż osób, które studiują i pochodzą ze wsi. Liczba miastowych wyniosła 728 768, a studentów ze wsi - 382 547. Dane pochodzą z 2022 roku. *
7 przesiadek w 34 godziny na studia
Anita Misiorek pochodzi z Wilkowyi (województwo wielkopolskie, powiat jarociński). Od zawsze wiedziała, że chce studiować.
- Moja mama cały czas powtarza, że ma nadzieję, że wyższe wykształcenie pomoże mi, żebym nie musiała się w życiu tak fizycznie napracować, jak ona z tatą - opowiada Anita, która aktualnie jest na V roku prawa na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie oraz na V roku kryminologii na Akademii Policyjnej w Szczytnie.
Anita nie wiąże przyszłości z gospodarstwem, inaczej niż Lidia Skrzypczak, która także pochodzi z Wilkowyi. Lidia od najmłodszych lat pomagała rodzicom w gospodarskich pracach. Dopiero w wieku 34 lat podjęła decyzję, że chce rozpocząć naukę na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu na kierunku ogrodnictwo.
- Kilka lat temu otrzymałam gospodarstwo od rodziców, co w jakimś stopniu również wpłynęło na moją decyzję. Zdobytą na uczelni wiedzę chcę wykorzystać w rozwoju mojego gospodarstwa. Jest ono dla mnie sposobem na życie. Chciałabym, aby również przynosił dochody - wyjaśnia Lidia.
Z rolnictwem wiązał również przyszłość Sergiusz Balcer, który pochodzi z Kuchar (województwo wielkopolskie, powiat pleszewski). Po ukończeniu liceum i zdaniu matury chciał uzyskać wykształcenie. Studia rozpoczął we Wrocławiu.
- Wybór padł na zootechnikę, ponieważ wychowałem się w gospodarstwie gdzie utrzymuje się trzodę chlewną. W obecnych czasach w gospodarstwie jest tyle różnych dokumentów do wypełniania, wniosków i formularzy - głównie przez internet. Dlatego, chcąc się w tym odnaleźć, postanowiłem pójść na studia. Wiedza i doświadczenie, jakie tam zdobyłem na pewno mi w tym pomaga.
Studiowanie dla ludzi ze wsi wiąże się z różnymi trudnościami. Anita mieszka i studiuje w Olsztynie, ale gdy zaczynała naukę mieszkała w Szczytnie. Gdy po raz pierwszy sprawdziła dojazd do tej miejscowości pociągiem - okazało się, że pokonanie trasy trwałoby 34 godziny, z około 7 przesiadkami.
- Wiedziałam, że to niemożliwe, żeby tak podróżować. Powiedziałam, więc swojej instruktorce prawa jazdy, że muszę zdać do połowy września, bo od października będę dojeżdżać samochodem na Mazury. Udało się - wyjaśnia Anita. By odciążyć rodziców z kosztów związanych z dojazdami, ogłaszam się na pewnej aplikacji internetowej i proponuję wspólny przejazd. Dzięki czemu zwraca mi się duża część kosztów - przyznaje.
Sergiusz twierdzi, że z dotarciem nie miał problemów.
Na studia początkowo dojeżdżałem pociągami, a następnie samochodem - mówi.
Lidia wybrała z kolei miejsce nauki, które nie jest aż tak bardzo oddalone od jej domu.
- Uczelnia znajduje się w Poznaniu - muszę dojechać więc około 70 km. Nie stwarza to dla mnie problemów. Mogę dotrzeć tam prywatnym samochodem czy skorzystać z bezpośrednich połączeń kolejowych.
Studia i praca w gospodarstwie. Czy można to połączyć?
Dojazdy to oczywiście niejedyny koszt podwyższenia wykształcenia. Opłacenie mieszkania, studiów i życia jest często niemożliwe bez uzyskania stypendium czy pomocy rodziców. Nie wspominając już o potrzebnym sprzęcie, książkach czy innych pomocach naukowych. Kiedy Anita szła na studia, posiadała 9-letni komputer. Wiedziała, że będzie jej potrzebny nowy sprzęt.
- Mogłabym poprosić o niego rodziców, ale stwierdziłam, że będzie lepiej, jeżeli sama sobie zapracuję. Zawsze pomagałam w obrządku zwierząt, ale tym razem zapisywałam godziny. Ustaliłam z mamą stawkę godzinową - 5 lat temu było to 12 zł. Przepracowałam 260 godzin i dumnie jechałam do sklepu z elektroniką po nowego laptopa.
Sergiusz pracuje w gospodarstwie. Lidia także, a dodatkowo dorabia na niepełny etat. Anita natomiast szuka zarobku, głównie w okresie letnim. Wszystko ze względu na to, że studiuje dwa kierunki studiów od poniedziałku do niedzieli. Ciężko byłoby, więc jej pogodzić pracę z nauką.
- Latem staram się pracować jak najwięcej, by móc sobie zarobić na własne potrzeby - te związane chociażby z utrzymaniem samochodu czy wakacjami.
Cała trójka naszych bohaterów od początku starała się osiągać wysokie wyniki w nauce, co skutkowało uzyskaniem pomocy finansowej. Lidia otrzymuje stypendium od rektora. Podobnie jak Sergiusz, gdy studiował. Anicie co roku także udaje się zdobyć stypendium naukowe, socjalne nigdy jej nie przysługiwało.
Z zootechnikami z miasta różnie bywa…
Anita stresowała się, że będzie na swoich studiach jedyną osobą ze wsi i że z tego powodu mogłaby być obiektem kpin czy też żartów.
- Miałam na początku kompleks tego, że pochodzę ze wsi, a moi rodzice są rolnikami. Z tyłu głowy pojawiała się myśl, że być może jestem z tego powodu gorsza, szczególnie od osób mieszkających w dużych miastach - tłumaczy.
Jednak później okazało się, że w grupie Anity połowa ludzi pochodziła ze wsi. To dodało jej otuchy.
- Zupełnie zmieniło się moje podejście do tego tematu, ale do tego też trzeba po prostu dojrzeć. Dzisiaj śmiało mówię wszystkim, że pochodzę z Wilkowyi, a zaraz po tym tłumaczę, że to nie ta wioska z Rancza. Gdy pytają, czy mam rodziców z branży, już się tego nie wstydząc - odpowiadam, że nie - moi rodzice są rolnikami - dodaje Anita.
Lidia studiuje z osobami pochodzącymi zarówno ze wsi jak i z miasta.
- Nie zauważyłam, by pochodzenie ze wsi miało wpływ na podejście do nauki. Bardziej jest to indywidualna sprawa. Jeśli ktoś podejmuje studia i okazuje się, że jednak nie spełniają one oczekiwań, to czy będzie to osoba ze wsi czy z miasta, to taka nauka nie przyniesie żadnych wyników - zaznacza Lidia.
Z kolei Anita twierdzi, że często zdarza się, że studentom z wioski bardziej zależy.
- Takie osoby chcą się po prostu wykształcić, by móc później ze wsi uciec i mieć lepszy start na przyszłość - wyjaśnia Anita i dodaje - Choć wiadomo, wszystko zależy od podejścia studenta.
Sergiusz również nie odczuł różnicy na studiach pomiędzy tym, że ktoś pochodził z małej wioski czy z dużego miasta.
- Myślę, że akurat dla zootechnika pochodzenie z małej wsi było atutem. Każdy na wsi widział w życiu krowę, kurę czy świnie, a z zootechnikami z miasta różnie bywało - mówi Sergiusz i dodaje - Gdy ktoś specjalizował się w zwierzętach domowych, to naprawdę znam przypadki, że nie widzieli zwierząt gospodarskich na oczy.
Skok na głęboką wodę. Z małej miejscowości do wielkiego miasta na studia
Dostosowanie się do nowej sytuacji, przenoszenie się z wioski do wielkiego miasta może nie być wcale takie łatwe.
- Najgorszy jest ten pierwszy szok - mówi Anita. - Wracasz do mieszkania i nie ma w nim nikogo. Przez pierwszy rok mieszkałam w Szczytnie, to jest miasto mniejsze od Jarocina. Jednak po roku przeprowadziłam się do Olsztyna. Tu jest zupełnie inaczej - wszystkiego więcej. Trzeba było do tego przywyknąć i się przyzwyczaić - wyjaśnia Anita i dodaje - Dla mnie osobiście najtrudniejsze jest to, że mieszkam tak daleko od domu, czyli 5 godzin drogi samochodem. W Wilkowyi jestem więc zazwyczaj jakieś 3 dni w miesiącu. Nie licząc świąt, które spędzam wspólnie z rodziną.
Dla Sergiusza także najtrudniejszy był sam początek. Przeniesienie się z małej i spokojnej wsi do Wrocławia było bardzo dużą zmianą.
- Na uczelni największym problemem był brak dzwonków, który mówił nam kiedy zaczynają się lub kończą zajęcia. Dodatkowo własna organizacja planu zajęć i zapisy na nie. Początkowo, wyzwaniem było też przemieszczanie się pomiędzy zajęciami. Bywały sytuacje, że odbywały się one w różnych częściach miasta.
Sytuacja wygląda inaczej, gdy wybierzemy studia zaoczne. To też jest pewna zmiana, ale już nie aż tak wielka. Lidia studiuje niestacjonarne, co wiąże się z tym, że 2-3 weekendy w miesiącu przebywa na uczelni.
- Zajęcia prowadzone są od 8.00 do 20.00. Dwa dni z rzędu są czasem ciężkie do przetrwania. Pochodząc z miejscowości oddalonej kilkadziesiąt kilometrów od uczelni, musisz poświęcić jeszcze ponad godzinę na powrót do domu - tłumaczy Lidia.
Kiedy pochodzisz z gospodarstwa, często, decydując się na studia, musisz mimo wszystko wypełnić swoje obowiązki związane z pracą na wsi. Lidia wyjaśnia, że da się to pogodzić głównie ze względu na to, że największa ilość prac w gospodarstwie skumulowana jest w okresie wakacyjnym, czyli w czasie wolnym od zajęć. Dodatkowo, studiując zaocznie może rozłożyć sobie ilość materiału do nauki na cały tydzień.
- Jestem też mamą trójki dzieci w wieku szkolnym. Każde z nich również potrzebuje mojej uwagi. Myślę, że systematyczność i dobra organizacja czasu to podstawa. Jednak także pomoc domowników jest tutaj nieoceniona - podkreśla Lidia.
Anita, mimo że na co dzień mieszka daleko od domu, kiedy wraca, stara się pomóc w pracy, tyle, ile może.
- Spędzam w domu zazwyczaj te 3 dni w miesiącu. Pomagam im więc w oprzątaniu zwierząt, gdy jestem - zawsze po południu w sobotę. Jeżeli mam wolne np. ferie, czy święta, to też staram się pomóc. Mamy około 140 zwierząt, więc praca z nimi wymaga jednak dużej ilości czasu. Im nas jest więcej, tym, wiadomo, szybciej to idzie. Wychodzę z założenia, że to dzięki rodzicom mogę studiować dwa kierunki studiów jednocześnie, przy tym nie pracując. Dlatego jak tylko mogę, staram się im jakoś odwdzięczyć. Mój brat się ze mnie śmieje, że jestem rolnikiem na weekendy. Zjawiam się raz na jakiś czas i rządzę, ale ktoś musi - śmieje się Anita i dodaje - Szczególnie, jeżeli chodzi o przeprowadzanie bydła, które nie jest zbyt przyjemne, a musi zostać wykonane.
Sergiusz, gdy był na studiach, starał się uczyć wszystkiego na bieżąco i robić projekty z wyprzedzeniem.
- W weekendy pracowałem na gospodarstwie, inaczej tego nie dało się pogodzić. Troszkę inaczej wyglądało to podczas pandemii, ponieważ można było zabrać telefon czy laptopa do pracy w gospodarstwie. Najważniejsze było, by nie tracić nic z zajęć i być na bieżąco. Wtedy nikomu nie przeszkadzało nasze zaangażowanie w pracę - podkreśla Sergiusz.
Czy na uczelniach w Polsce powinny zostać wprowadzone zmiany, by ułatwić start osobom z wiosek?
Lidia uważa, że to finanse często są powodem odkładania decyzji o rozpoczęciu nauki.
- Mimo, że uczelnie oferują różne formy pomocy finansowej jak np. stypendia socjalne czy zapomogi, to jednak kryteria dochodowe wciąż dyskwalifikują wiele osób - wyjaśnia Lidia i dodaje - Może finansowanie przez państwo studiów zaocznych lub chociaż dofinansowanie do nich, zachęciłoby większą ilość osób do podjęcia nauki na uczelniach wyższych?
Z kolei Sergiusz myśli, że na samej uczelni, nie potrzeba wprowadzać żadnych zmian.
- Największym problemem są chyba połączenia autobusowe i pociągowe. Czasami jest tylko jedno dziennie, co bywa problematyczne w razie jakiś sytuacji awaryjnych.
Przeczytaj także: KGW - dobre miejsce dla pań i panów [VIDEO]
- Tagi:
- studenci
- studenci ze wsi
- wieś