Konkurencja z Ukrainy zniszczy polskie rolnictwo? To wiemy na dziś
29 października tego roku Unia Europejska i Ukraina zawarły formalnie umowę handlową, która zastępuje poprzednie tymczasowe środki z okresu po 2022 r. i powraca do zasad określonych w Układzie Stowarzyszeniowym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wzajemne klauzule i kontygenty dla Ukrainy
Wprowadzono m.in. kontyngenty taryfowe na takie produkty, jak cukier, jaja czy drób. W umowie zawarto także system cen wejścia dla owoców i warzyw oraz wzajemne klauzule ochronne. Umowa zakłada również stopniowe dostosowanie ukraińskiego rolnictwa do unijnych standardów (np. dotyczących pestycydów i dobrostanu zwierząt).
Wielkości kontyngentów taryfowych dla Ukrainy (w tonach) wybranych produktów:
Mięso drobiowe - 120 000 (było 90 000)
Jaja - 18 000 (było 6 000)
Cukier biały - 100 000 (było 20 070)
Miód - 35 000 (było 6 000)
Mięso wołowe - 12 000
Mięso wieprzowe - 40 000
Mięso baranie - 2 250
Pszenica zwyczajna - 1 300 000 (był 1 000 000)
Kukurydza - 1 000 000 (było 650 000)
Jęczmień i peletki - 450 000 (było 350 000)
Import z Ukrainy pod kontrolą
W jaki sposób postrzegana jest umowa handlowa UE-Ukraina? Zdań na ten temat jest wiele. Pewne jest jedno, po ogromnych zawirowaniach, jakich doświadczyli polscy rolnicy w ostatnich latach w związku z ATM (autonomicznymi środkami liberalizującymi) i masowym napływem produktów do Ukrainy, wprowadza pewien porządek.
Zauważają to Andrzej Przepióra i Paweł Dopierała z Wielkopolskiej Izby Rolniczej, którzy wskazują, iż dzięki tej umowie handel ma być bardziej przewidywalny, ale jednocześnie Ukraina ma mieć możliwość zwiększania – w określonych ramach – eksportu. Tym samym import ukraińskich produktów nadal będzie możliwy, jednak odbywać się będzie z ograniczeniami i pod kontrolą.
W odniesieniu do nowej umowy handlowej UE-Ukraina zawarto mechanizmy ochronne i nadzorcze w stosunku do polskiego rolnictwa, w tym:
kontyngenty i stopniowe otwieranie rynku – najważniejsze kategorie produktów (m.in. określone rodzaje zbóż, drobiu, miodu) objęto limitami ilościowymi lub szczególnymi warunkami, dzięki czemu nagle nie zaleją one polskiego rynku;
możliwość stosowania środków tymczasowych lub zabezpieczających – środki ograniczające import będą mogły zostać przyjęte w sytuacji lokalnego lub sektorowego zagrożenia;
fazy dostosowawcze i wymogi standardów – Ukraina ma stopniowo dostosowywać swoją produkcję do unijnych standardów, dzięki czemu jej produkty nie będą już tak konkurencyjne cenowo;
monitoring i możliwość interwencji krajowej – Polska i inne państwa członkowskie otrzymają narzędzia, które monitorują przepływy towarów i sygnalizują skutki dla lokalnych rynków.
Źródło: WIR
Branża drobiarska nie ufa zapewnieniom Brukseli
W jakim stopniu te ograniczenia i kontrole będą przestrzegane, zależy już w dużym stopniu od Unii Europejskiej. Katarzyna Gawrońska, prezes Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz wątpi w skuteczność mechanizmów taryfowych – przyznanych kwot importowych po obniżonej lub zerowej stawce celnej.
- Analizy przeszłego handlu z Ukrainą dowodzą, że ukraińskie przedsiębiorstwa nie miały „kłopotu ekonomicznego”, aby realizować wysyłki towarów poza wielkościami określonymi w kontyngentach bezcłowych czy obniżonych stawkach celnych, tym samym decydowały się na opłacenie ceł i skorzystanie z kontyngentów w ramach WTO – komentuje przedstawiciela sektora produkcji drobiu i jaj.
Branża drobiarska jest jedną z kilku, które najmocniej wskazują zagrożenie płynące z handlu z Ukrainą. Obecnie polscy producenci są numerem jeden w eksporcie drobiu w Unii Europejskiej. Walczą o to, by ten status zachować. Z pewnością nie jest im na rękę zwiększenie kontyngentu na unijny import ukraińskiego drobiu, który wzrósł w stosunku do czasów sprzed wojny o jedną trzecią - z 90 000 do 120 000 ton. Jeśli chodzi o jaja, kontyngent eksportowy zwiększył się trzykrotnie, rosnąc z 6 000 do 18 000 ton rocznie.
Producenci nie protestowaliby tak głośno przeciwko zwiększaniu dostaw, gdyby nie rażące podwójne standardy Brukseli. Unia z jednej strony narzuca własnym rolnikom wyśrubowane normy ekologiczne i dobrostanowe, a z drugiej otwiera granice dla towarów z Ukrainy czy krajów Mercosuru, gdzie produkcja odbywa się znacznie niższym kosztem i przy mniejszym rygorze.
- Brak logiki i rozsądku unijnych lobbystów w kierunku liberalizacji handlu z państwami, którym nie jest odgórnie narzucana unijna polityka bloku: dobrostan – środowisko – standardy sanitarne, jest działaniem wymierzonym przeciwko unijnym producentom, których de facto Bruksela powinna chronić – mówi prezes Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz.
Katarzyna Gawrońska, prezes Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz: Polska jest silnym producentem mięsa drobiowego i jaj na rynku unijnym, który nie boi się konkurencji. Uznanie dla naszych produktów wynika z optymalnych warunków cenowych w zestawieniu z wysokim poziomem standardów sanitarnych i dobrostanowych. Odporność sektora w kryzysach udowodniła, że polskie towary są gwarantem bezpieczeństwa żywnościowego nie tylko w naszym kraju, ale też w skali globalnej. Wydawać by się mogło zatem, że opinie analityków sektorowych, że bez problemu będziemy funkcjonować z Ukrainą na rynku Wspólnoty, są prawdziwe. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Aby tak się stało, musiałyby obowiązywać zasady „fair play” w rozgrywkach konkurencyjnych. Urzędnicy z Brukseli taką szansę nam jednak odbierają.
Wzrost importu cukru o 500%
Do umowy handlowej UE-Ukraina krytycznie odnosi się także sektor produkcji buraka cukrowego. W przypadku cukru również ma nastąpić wzrost importu. Wielkość bezcłowych kontyngentów na cukier biały zwiększono z niewiele ponad 20 tys. ton sprzed wojny do 100 000 ton. Różnica jest wyraźna.
Rafał Strachota, dyrektor biura Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego jest zdania, że otwieranie się Unii Europejskiej na cukier z państw trzecich jest całkowicie nieuzasadnione. Jak wskazuje, cukier pochodzący z Ukrainy trafia do UE po znacznie niższych kosztach produkcji, wynikających m.in. z odmiennych standardów środowiskowych, fitosanitarnych i społecznych.
- Różnice te powodują, że konkurencja nie ma charakteru równych zasad, co prowadzi do poważnych zaburzeń na rynku – podkreśla Rafał Strachota.
Co ważne, jeżeli do obecnej sytuacji dodamy także potencjalny napływ cukru z krajów Mercosur, całkowita ilość towaru mogącego trafić do UE bez cła może przekroczyć, według obliczeń Strachoty, 1,5 mln ton.
- Jest to poziom, który znacząco przewyższa możliwości absorpcji rynku i stoi w sprzeczności z polityką utrzymania stabilności sektora rolno-spożywczego w Europie – mówi przedstawiciel Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego.
Sektor produkcji buraka już teraz jest w kryzysie.
Rafał Strachota, dyrektor Biura Krajowy Związek Plantatorów Buraka Cukrowego: Umowa z Ukrainą stanowi kolejny kontyngent, który znacząco zwiększy ilości cukru mogącego wjeżdżać na rynek Unii Europejskiej bez cła. Wprowadzenie kolejnych preferencji dla Ukrainy – choć motywowane względami politycznymi i solidarnościowymi – nie uwzględnia realnej sytuacji ekonomicznej europejskiego sektora cukrowniczego, w tym szczególnie producentów w Polsce.
Pszczelarze boją się ukraińskiego miodu?
Z 6 do 35 tys. ton ma wzrosnąć także limit eksportu miodu z Ukrainy. Co na to polski sektor miodu? Opinie są rozbieżne. Przemysław Rujna, sekretarz generalny Polskiej Izby Miodu przekonuje nas, że import miodu przez Unię Europejską jest realną koniecznością a nie zagrożeniem, m.in. dlatego, że wielu odmianowych miodów w Polsce po prostu już nie produkujemy. Co więcej, Rujna zauważa, że UE ma ok. 42% niedoboru miodu, a Ukraina odpowiada za 28% jego importu.
Z kolei w Polsce, jak dalej wskazuje, samowystarczalność to ok. 67%, co oznacza ponad 30% braków. Przedstawiciel Polskiej Izby Miodu wskazuje na jeszcze jedną ważną kwestię. Tłumaczy, że nie da się zwiększać liczby pasiek, bo w wielu regionach występuje wysokie napszczelenie – ponad 7 rodzin pszczelich/km² wobec optymalnych 3 – co oznacza brak pożytków, czyli brak roślin miododajnych, a co za tym idzie pszczoły nie mają z czego robić miodu.
Z taką retoryką nie zgadza sie pszczelarka Jowita Krzyżanowska - Kupczak ze Związku Zawodowego Rolnictwa i Obszarów Wiejskich „Regiony". W jej opinii sytuacja na rynku miodu w Polsce jest coraz trudniejsza.
- Polscy pszczelarze już borykają się z zagrożeniem z Chin i Ukrainy, które rośnie. Boimy się także umowy z Mercosur. (…) Nieprawdą jest, że u nas w Polsce miodu brakuje. Obecnie sytuacja wygląda tak, że mały producent znajduje zbyt, bo sprzedaje lokalnie. Ale jest pewien odsetek pszczelarzy, którzy produkują już naprawdę duże ilości. I ci ludzie naprawdę mają problem ze zbytem, bo wypierają ich Chiny i Ukraina. Mają miody z zeszłego roku u siebie, na półkach i nie mogą tego sprzedać po odpowiedniej cenie - komentuje Jowita Krzyżanowska - Kupczak.
Rolnicy sieją defetyzm?
Co o umowie UE-Ukraina oraz ewentualnym wejściu Ukrainy do Unii sądzą analitycy rynków rolnych? Czy niepokoje polskich producentów są słuszne? W opinii Grzegorza Koziei, dyrektora departamentu międzynarodowego hub food and agro BNP Paribas rzeczywiście Ukrainę trzeba szanować jako konkurenta.
- Natomiast nie zgadzam się z narracją, która nam się ukształtowała przez ostatnie lata, gdzie Ukrainę postrzega się jako czynnik, który kompletnie zniszczy pewne gałęzie polskiego rolnictwa – komentuje Kozieja.
Analityk wskazuje, że dużą szansą dla polskiego sektora produkcji zwierzęcej jest nawiązanie współpracy z Ukrainą w zakresie importu białka paszowego.
- Dzięki temu chociażby sektor drobiarski zyskałby bazę surowcową bliżej niż w Ameryce Południowej - stwierdza Kozieja.
Polskie mleko na Ukrainę
Duże nadzieje wiąże się z rozwojem eksportu polskiego mleka i jego przetwórów na Ukrainę.
- Mamy nadwyżki w eksporcie. To jest dla Polski być może pierwszy rynek, gdzie mamy dużą szansę wchodzić z produktami pod swoją marką. Wielu Ukraińców te produkty kojarzy z tego, że byli w Polsce, że je spróbowali, więc można je pozycjonować, jako produkty premium. Jest to przewaga z której skorzystamy – komentuje analityk BNP Paribas.
Grzegorz Kozieja, dyrektor departamentu międzynarodowy hub food and agro BNP Paribas: Uważam że polskie rolnictwo jest już na tyle zakorzenione w Unii Europejskiej, na tyle wyspecjalizowane w pewnych aspektach, że, jako całość, ma wszelkie szanse ku temu, aby również - przy obecności Ukrainy - w Unii Europejskiej kontynuować swoją dobrą sytuację biznesową
Polska potrzebuje ukraińskiego rzepaku?
Pszenica, kukurydza, rzepak, słonecznik i niektóre produkty przetwórcze, pochodzące z tych surowców objęte zostały bezterminowym zakazem importu z Ukrainy do Polski. Embargo, mimo wejścia w życie nowej umowy, nadal obowiązuje. Z takiego obrotu sprawy nie są do końca zadowoleni polscy producenci oleju. Alarmują: mamy za mało surowca do przerobu. Jak twierdzi Adam Stępień, dyrektor generalny Polskiego Stowarzyszenia Producentów Oleju, surowiec z Ukrainy może być efektywnym elementem zabezpieczającym niedobory krajowe.
- Oczywiście nie mówimy tutaj o zastępowalności, bo polskie moce przerobowe, jeżeli chodzi o rzepak, przekraczają możliwości pozyskania tego surowca na chwilę obecną – wyjaśnia Adam Stępień.
Biorąc pod uwagę najlepsze możliwe scenariusze rynkowe, polska branża przetwórstwa olejowego jest w stanie przetworzyć 4,1 miliona ton nasion rzepaku. A w tej chwili przerabia w granicach 3,6-3,7 milionów ton.
Pytamy, czy istnieje ryzyko, że w przypadku zniesienia embarga na rzepak, ceny tego surowca na polskim rynku mogłyby spaść?
- Nie widzę takiego zagrożenia. Niezależnie od tego, jak wygląda sytuacja lokalnie, nie ma przeceny na rynku rzepaku. Jest to generalnie towar deficytowy w Europie - zaznacza Adam Stępień.
Nie można zaklinać rzeczywistości. Trzeba brać się do roboty
W temacie umowy handlowej z Ukrainą wypowiedział się dla nas także prof. Wawrzyniec Czubak, który przyznał, że ukraińskie gospodarstwa, wielkością zdecydowanie dominują nad polskimi. Są też świetnie przygotowane do konkurencji na globalnych rynkach.
Prof. Wawrzyniec Czubak, Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu, przewodniczący komitetu ds. rolnych Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej: Gdyby odrzucić emocje na bok, pozostaje to, co zawsze powtarzam, gra jest do jednej bramki, która się nazywa: konkurencyjność. Każdy musi się przygotować na swój sposób, więc nie można dzisiaj zamknąć oczu i uznawać, że nic nam nie grozi, jeżeli kwestia członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej jest przesądzona. Trzeba, mówiąc wprost, wziąć się do roboty i pomyśleć, gdzie są nasze możliwości niszy rynkowych, specyficznego obszaru produkcji dla gospodarstw rolnych.
- Tagi:
- umowa handlowa
- Ukraina






























