Ukraina może zagrozić polskiemu sektorowi rolnemu? „Nie zgadzam się z tą narracją”
29 października tego roku Unia Europejska i Ukraina zawarły formalnie umowę handlową, która zastępuje poprzednie tymczasowe środki z okresu po 2022 r. i powraca do zasad określonych w Układzie Stowarzyszeniowym. Wprowadzono m.in. kontyngenty taryfowe na takie produkty, jak cukier, jaja czy drób. W umowie zawarto także system cen wejścia dla owoców i warzyw oraz wzajemne klauzule ochronne. Umowa zakłada również stopniowe dostosowanie ukraińskiego rolnictwa do unijnych standardów (np. dotyczących pestycydów i dobrostanu zwierząt).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Warto przypomnieć, że nowe kwoty i wielkości wynikające z umowy (zwiększone w przypadku niektórych produktów) dotyczą importu towarów do całej UE, a w Polsce nadal obowiązuje bezterminowy zakaz importu z Ukrainy: pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika oraz niektórych produktów ich przetwórstwa.
Polska na dobrej pozycji w UE?
Mimo limitów nałożonych na importowany towar oraz mechanizmów ochronnych, środowisko z sektora agro obawia się, że ukraińskie rolnictwo w niektórych aspektach zdominuje rodzimą produkcję. Czy niepokoje te są słuszne?
- Uważam że polskie rolnictwo jest już na tyle zakorzenione w Unii Europejskiej, na tyle wyspecjalizowane w pewnych aspektach, że, jako całość, ma wszelkie szanse ku temu, aby również - przy obecności Ukrainy - w Unii Europejskiej kontynuować swoją dobrą sytuację biznesową – przekonuje Grzegorz Kozieja, dyrektor departamentu międzynarodowy hub food and agro PNB Paribas.
W jego opinii Ukrainę trzeba zdecydowanie szanować jako konkurenta.
- Natomiast nie zgadzam się z narracją, która nam się ukształtowała przez ostatnie lata, gdzie Ukrainę postrzega się jako na czynnik, który kompletnie zniszczy pewne gałęzie polskiego rolnictwa – komentuje Kozieja.
Z uwagi na zasoby, jakimi dysponuje Ukraina, może produkować o wiele większe ilości i po niższych cenach niż Polska. Ale i na tym strona polska, w ocenie eksperta z PNB Paribas, mogłaby skorzystać.
- Będzie można wykorzystywać ich zasoby właśnie w łańcuchu wartości tych gałęzi polskiego rolnictwa, w których jesteśmy najsilniejsi – dodaje.
Pytamy zatem, w jakich sektorach Polska może zyskać?
- Myślę, że w tych głównych, w których jesteśmy najwięksi, a więc chociażby produkcji drobiu, która może mieć swoją wówczas bazę surowcową bliżej niż w Ameryce Południowej. Dalekie przepływy również bywają czasem niebezpieczne, tutaj mamy dobre połączenie lądowe. I to jest jeden aspekt, a drugi aspekt to jest jednak, mimo wszystko, ciągle duży rynek konsumencki Ukrainy, napędzany potencjalnym dołączeniem do Unii Europejskiej, wzrostem zamożności. Myślę, że to będzie powodować jeszcze większy popyt na te kategorie produktowe, które polskie przetwórstwo, oparte również w dużej mierze na polskim surowcu, jak i przetwórstwo mleka, produkcja wyrobów będą zyskiwać przy tym bliższym połączeniu – stwierdza Grzegorz Kozieja.
Białko paszowe już nie z Ameryki? Będzie nowe otwarcie na Ukrainę?
Eksperci wskazują, że dużą szansą dla polskiego sektora produkcji zwierzęcej jest nawiązanie współpracy z Ukrainą w zakresie importu białka paszowego. Kozieja wyjaśnia, dlaczego dotychczas nie sprowadzaliśmy tego towaru do Polski - decydując się na import z krajów Mercosur.
- Wcześniej tak produkcja na Ukrainie była w najmniejszej ilości, także nasze łańcuchy dostaw ułożyły się w ten, a nie inny sposób. Dodatkowo kierunek eksportowy Ukrainy był ustawiony w inną stronę niż zachód czyli Unia Europejska, więc większość klientów Ukrainy była w Azji i w Afryce - tłumaczy Kozieja.
Zmiana kierunku importu białka paszowego będzie wymagała czasu.
- Nasz import jest w tej skali, że nie odwrócimy tego bardzo szybko. Kilka dni temu podczas konferencji w Instytucie Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej doktor Plewa był łaskaw przeliczyć nasz import z krajów Ameryki Południowej, jeśli chodzi o produkty białkowe na 1 400 000 ha ekwiwalentu Ziemi, jesteśmy na tyle dużym producentem w sektorze zwierzęcym, że już mamy po prostu bardzo duże potrzeby globalnej skali, więc nie jesteśmy w stanie w krótkim czasie odwrócić i przekierować źródeł na import z Ukrainy ani zaspokoić tego swoją własną produkcją, mimo że produkcja soi u nas też powoli ale się rozwija – tłumaczy Grzegorz Kozieja.
Skutecznym kierunkiem, który niejako wywalczyli polscy rolnicy, w opinii eksperta, jest wprowadzenie regulacji dotyczących zastopowania importu surowców z Ukrainy najbardziej newralgicznych, nieco w kontrze do podejścia Komisji Europejskiej.
Ekspert nie ma złudzeń: Polska nie osiągnie przewagi nad Ukrainą w zakresie wytwarzania tańszych surowców czy produkcji polowej. Może jednak wygrać konkurencyjnie w przetwórstwie.
- W kwestiach produkcyjnych powinna być koncentracja na tych obszarach, gdzie my z kolei mamy tą kooperatywną przewagę, więc pewnie możemy konkurować w mleku lub produkcji warzyw, przetwórstwie. Tutaj ciągle jesteśmy w lepszej pozycji niż Ukraina – tłumaczy Kozieja.
Ukraina chce kupować polskie mleko
Polskie mleko, zdaniem eksperta, jest tym produktem, który zyska na umowie handlowej UE – Ukraina.
- Mamy nadwyżki w eksporcie. Rozmawiając z branżą, czy analizując kwestie rynkowe, myślę, że tu warto podkreślić jedną rzecz, że to jest dla nas rynek być może taki pierwszy, gdzie mamy dużą szansę wchodzić z produktami pod swoją marką. Wielu Ukraińców te produkty kojarzy z tego, że byli w Polsce, że je spróbowali, więc można je pozycjonować, jako produkty premium. Jest to przewaga z której skorzystamy – komentuje analityk PNB Paribas.
Producenci buraka cukrowego powinni czuć się zagrożeni?
Wśród produktów, które mają być importowane z Ukrainy w wartościach znacznie większych, niż przed wojną – jest cukier. Jak to wpłynie na europejskich producentów buraka cukrowego?
- Polski sektor produkcji cukru jest dość silny na tle Europy. Te kontyngenty dla całej Unii Europejskiej to, jeśli dobrze pamiętam to 10% w porównaniu do całej produkcji cukru w Polsce. Ukraina to konkurent, którego trzeba szanować, ale, póki co, nie mamy otwartego rynku w całości. A z kolei tą otwartość mieliśmy okazję przetestować w ciągu paru lat po wybuchu wojny. Oczywiście była to sytuacja niezwykła, ale mimo wszystko jest to pewien wskaźnik tego, jak może wyglądać sytuacja z Ukrainą w Unii Europejskiej i jak zakłady w Polsce są w stanie reagować na to. Ceny buraka mieliśmy na dość wysokich poziomach i obniżka tych cen, która ma miejsce teraz, nie wiąże się z Ukrainą a raczej z cyklem rynkowym, z którym mieliśmy do czynienia przez wiele lat i co kilka lat te obniżki się powtarzają – komentuje Kozieja.
- Tagi:
- umowa hadlowa Ukraina-UE



























