Leszek Hądzlik: W zwiększaniu wydajności krów nie ma nic złego
Z Leszkiem Hądzlikiem, prezydentem Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka rozmawia Dorota Jańczak
Tworzycie jedną z największych organizacji zrzeszających rolników w Polsce. Obecnie przynależy do was 11 tys. członków. Dajecie hodowcom informacje z zakresu genetyki, składu mleka czy paszy i cały czas unowocześniacie oraz poszerzacie swoją ofertę.
Kiedyś rzeczywiście byliśmy organizacją, która uczyła się od innych, była uboższym kolegą. A teraz jest inaczej. 2,5 roku temu zorganizowaliśmy zjazd Komitetu Oceny Wartości Użytkowej w Krakowie. Goście z zagranicy byli pod wrażeniem. Nasze laboratoria zajęły cztery miejsca w pierwszej dziesiątce co do jakości usług i wyników. W 2016 roku we wrześniu zorganizowaliśmy Światowy Zjazd Bydła Rasy Simentalskiej w Krakowie i w Arłamowie oraz w czerwcu 2017 roku Zjazd Europejskich Związku Hodowców Bydła Czerwonego w Małopolsce. Wdrażamy coraz to nowsze programy i systemy, których zadaniem jest wspomóc hodowcę i producenta mleka w uzyskaniu jak najlepszych rezultatów w pracy: dobre geny, dobre mleko i - od niedawna - dobre mięso.
Czytaj także: Najlepszy buhaj, jak go znaleźć?
Jakie były początki Federacji?
Stworzenie Polskiej Federacji Hodowców Bydła było inicjatywą całkowicie oddolną. W latach 90-tych działały regionalne związki producentów bydła. Do hodowców coraz bardziej docierała świadomość, że siła przebicia w kraju będzie większa, jeśli związki połączą się. W 1995 roku podjęto decyzję o powołaniu Federacji. Początkowo była to typowa działalność społeczna.
Poznaj najlepszych. Mleczna Gala i najbardziej wydajne obory [ZDJĘCIA]
Kreowanie polityki hodowlanej przez samych hodowców było wtedy chyba czymś niespotykanym w Polsce.
Jeszcze do teraz niektóre „betony” uważają, że tę politykę powinna kreować instytucja państwowa, reszta powinna ją wspierać, a hodowca tylko wykonywać swoją pracę. Takie zdanie padło, gdy tworzyliśmy genomikę. Oczywiście wszyscy się oburzyliśmy, wiedząc jak funkcjonują Związki Hodowalne Europy Zachodniej. Politykę hodowlaną, dotycząca produkcji mleka powinni tworzyć hodowcy, a instytucje są do tego, by ich wspierać. Korzystamy z szerokiej wiedzy uniwersytetów czy jednostek, które robią doświadczenia oraz doniesień świata, który w wielu kwestiach, nie da się ukryć, jest od nas dalej.
Pan został szefem Federacji w 2003 roku.
Tak, właściwie to dwa razy odmawiałem bycia kandydatem na to stanowisko. Gdy wyraziłem zgodę i zostałem wybrany prezydentem Federacji miałem wówczas jednego pracownika - dyrektora biura, i od tego zaczęliśmy. Doskonale wiedzieliśmy, że ocenę użytkowości mlecznej może wykonywać ten, kto prowadzi księgi bydła, dlatego też wystąpiliśmy o ich przejęcie z Krajowego Centrum Hodowli Zwierząt.
I oni się zgodzili na to bez problemu?
To w rzeczywistości nie było tak oczywiste. Było wiele utrudnień, ale udało nam się porozumieć. Mam wielką wdzięczność do pracowników Krajowego Centrum Hodowli, którzy wyrazili zgodę na zaoferowaną przez nas pracę w Federacji. Cały czas była opinia, że hodowcy nie potrafią zarządzać, nie są przygotowani do tego typu działań, że to prawdopodobnie nie wróży nic dobrego. Przekazano nam na szczęście 30 pracowników. Z każdym rokiem hodowcy coraz bardziej nam zawierzali. Widzieli, że słuchamy ich i wnosimy wiele dobrego, w tym funkcjonalności, które są normalnością w świecie.
Czytaj także: Jakie będą ceny mleka w tym roku?
Dlaczego hodowcy powinni korzystać z oceny użytkowości mlecznej?
Ocena użytkowości mlecznej dalej wiele informacji, które są nieodzowne w prawidłowym zarządzaniu stadem. W ciągu dwóch dni od pobrania próbki hodowca ma dostęp on-line do wielu informacji indywidualnych o każdej krowie łączących się w różne zestawienia. Dzięki tak błyskawicznej informacji, w przypadku wykrycia nieprawidłowości, może szybko zareagować. Jako jedni z nielicznych w UE dajemy hodowcy możliwość wykrycia subklinicznej ketozy czy kazeiny, pracujemy także nad kwasicą. Poza tym producent mleka może otrzymać od 1 do 5 groszy więcej na litrze sprzedanego surowca w zależności od mleczarni.
Ile osób pracuje obecnie w Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka?
Obecnie mamy 1100 pracowników, w tym 700 zootechników i 790 tys. sztuk bydła pod oceną. W 2004 roku było 1050 pracowników i 500 tys. sztuk bydła pod oceną. Pokazuje to, że wydajność naszej pracy wzrasta. Swoje biura oceny mleka mamy we wszystkich województwach w Polsce, za wyjątkiem świętokrzyskiego i lubuskiego. Do tego dysponujemy 4 nowoczesnymi laboratoriami mleka, 2 laboratoriami paszy, 11 biurami hodowli oraz 3 stacjami kalibracji mlekometrów. W Parzniewie zbudowaliśmy laboratorium genomiczne, gdzie rocznie genotypujemy 4-5 tys. sztuk. Poza tym w Poznaniu powstało Centrum Genetyczne pod kierunkiem prof. Tomasza Strabla, które przeprowadza analizy genetyczne prowadzące do optymalizacji doskonalenia populacji bydła mlecznego w Polsce w zakresie chociażby zdrowotności racic, wymienia czy płodności. Świat jest daleko z przodu, natomiast pracując w tym konsorcjum genomicznym, łatwiej nam będzie wymieniać się wiedzą i przyspieszyć rozwój. Mam nadzieję, iż Instytut Zootechniki podejmie wyzwanie współpracy z nami. To poszerzy gamę naszych ofert.
Na czym polega genomika? I dlaczego jest ona tak istotna?
Genomika jest to nowa technologia, która wkroczyła do hodowli bydła mlecznego od początku XXI w. Pozwoliła ona oceniać wartość hodowlaną samców i samic na podstawie genomu czyli pojedynczych genotypów. Można je oceniać zaraz po urodzeniu z dużą dokładnością oraz dla wszystkich nowych cech. Te informacje pozwalają określić materiał żeński i męski, są przy tym bardzo pomocne podczas selekcji tzn. wyboru do dalszej hodowli, a w przypadku buhajków przyspieszają postęp w ocenie aż pięciokrotnie.
Jak bardzo odbiegamy od osiągnięć światowych w genetyce bydła?
Niestety, ale jeszcze wiele nam brakuje. Do tej pory byliśmy bardzo mocno wyhamowani. Prawo było jedno w UE, natomiast w Polsce było interpretowane tak, że do 2014 roku nie mogliśmy używać nasienia zgenomowanego. Natomiast cała Europa to robiła. Byli odważni, którzy sprowadzali do Polski buhaje, ale gdy urodziło się zwierzę z nasienia zgenomowanego mogło być nie uznane. I wtedy pojawiały się problemy ze sprzedażą. Na dzisiaj genotypujemy dwudziestwo krotnie mniej zwierząt aniżeli czołowe kraje w hodowli była mlecznego.
Te przepisy wynikały z obaw przed nieznanym?
Raczej z braku chęci. Pierwsze nasienie zgenomowane wprowadzane zostało na rynek polski dopiero w 2015 roku. I od tego czasu zauważamy postęp. Po pierwszym roku stosowano już 30% tego nasienia, w 2016 roku - 50%, także jest coraz lepiej. Ale inne kraje rozwinięte poziom stosowania wyselekcjonowanego nasienia mają na poziomie 80%. Genotypowanie w naszym kraju jest bardzo drogie. Trzeba więc znaleźć mechanizmy wsparcia, bo w innych krajach to państwo dopłacało do tego, jak np. w Irlandii, która ma milion zgenotypowanych sztuk bydła.
Mimo takich ograniczeń udaje się poprawić wydajność obór w Polsce
Zrobiliśmy ogromny postęp, jeśli chodzi o inwestycje, prowadzenie stad czy produkcję mleka. Nie wszyscy uznają zwiększanie wydajności, szczególnie politycy, którzy nie mają pojęcia o produkcji mleka i mówią „po co nam taka wydajność?”. Uważam, że stan, który obecnie osiągamy, jest normalnością, szczególnie, jeśli porównamy się do takich krajów, jak Hiszpania, Holandia, Węgry, Szwecja czy Finlandia. W 2017 roku średnia roczna wydajność od jednej krowy wśród obór pod oceną wyniosła 7 865 kg mleka. Najgorzej, gdy ktoś na uczelni opowiada, że im wyższa wydajność, tym większe problemy zdrowotne krów. Nasza obora w Drzewcach i wiele innych w kraju takiej teorii zaprzecza, bo na przełomie 2016 oraz 2017 roku jej wydajność skoczyła z 9 000 do 11 600 kg. Okres między wycieleniowy spadł do poniżej 400 dni, mamy ponad 65% cielnych sztuk w stadzie. Poprawiła się zdrowotność wymion.
Jakie są wydajności na Zachodzie?
W niektórych krajach UE wynoszą one około 10-11 tys. Trzeba jednak pamiętać, że w tych państwach pod oceną jest nawet 100 procent obór - jak w Holandii czy 80% - jak w Czechach. Hiszpania natomiast ma bardzo dobrze rozwiniętą genetykę. Nie ma dużej wydajności w Nowej Zelandii, która decyduje o światowym rynku mleka. Tam jest 6 mln krów w systemie pastwiskowym, które karmi się w małym stopniu dodatkowo melasą. Dla tych producentów jedynym kosztem jest hala udojowa, a cena jest na wysokim poziomie 33 eurocentów/litr mleka. Im nie zależy na zbyt dużej wydajności jednostkowej, bo jest to niepotrzebne.