Poseł Lech Kołakowski zostawił PiS przez "Piątkę dla zwierząt"
- Co byłoby, gdyby połowa gospodarstw w Polsce upadła? Mogłoby dojść do fali samobójstw - mówi były poseł PiS, Lech Kołakowski.
O powodach odejścia z partii, o ewentualnych skutkach przyjęcia "Piątki dla zwierząt, o problemach, z jakimi borykają się rolnicy, a także pilnej potrzebie wsparcia inspekcji weterynaryjnych mówi Lech Kołakowski w rozmowie dla "Wieści Rolniczych".
Odszedł Pan z PiS-u. „Piątka dla zwierząt” przyczyniła się do podjęcia tej decyzji?
Tak, ona stała się głównym powodem, chociaż problemy w strukturach organizacji - na poziomie okręgu, jak również centrali - od kilku lat się pogłębiały. Mimo wielu monitów centrala nie reagowała. Nie godzę się na szkodliwe, wrogie zapisy dla polskiej wsi, dla producentów rolnych - w tym przypadku hodowców bydła (zakaz uboju rytualnego). Wejście w życie tej ustawy bardzo ograniczyłoby produkcję mięsa wołowego, ale odczułyby jej skutki również gospodarstwa zajmujące się produkcją roślinną. Bardzo wiele gospodarstw nie było stać na budowę dużej infrastruktury, zakup maszyn, urządzeń. Część z nich zajmuje się więc jedynie produkcją roślinną, sprzedając ją hodowcom, rolnikom, którzy mają obiekty do chowu zwierząt.