Perspektywy polskiego owczarstwa
Zastanawiającym zjawiskiem jest zestawienie naszego eksportu i importu w roku 2020: łącznie wyeksportowaliśmy 659,3 tys. ton owczego mięsa, natomiast sprowadziliśmy 685,2 tys. ton, co daje bilans ujemny na poziomie 25,9 ton. Zastanawiającym zatem jest, dlaczego jako hodowcy mamy takie problemy ze sprzedażą baraniny na rodzimym rynku.
Gdy dostałam zaproszenie na seminarium „Stan i perspektywy rozwoju owczarstwa w Polsce”, miałam dylemat czy pojechać na nie jako hodowca owiec, czy jako dziennikarz. W końcu pojechałam do Wrocławia jako dziennikarz, aby napisać Państwu o szkoleniu ale z punktu widzenia hodowcy.
Perspektywy polskiego owczarstwa. Czy pani znała profesora Nowakowskiego?
- spytała mnie kilka miesięcy temu Marta Iwaszkiewicz - dyrektorka Stacji Badawczo-Dydaktycznej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu a zarazem opiekun i pracownik tamtejszej owczarni, powołanej przed 10 laty do życia przez zmarłego dwa lata temu profesora Piotra Nowakowskiego. Nie znałam profesora, ale też i nie miałam problemu, aby się do tego przyznać. Dzisiaj, po wrześniowym seminarium w Swojczycach - dzielnicy Wrocławia, żałuję, że nie było mi dane poznać profesora Nowakowskiego osobiście i to nie ze względu na jego dorobek naukowy - ten jest bezsprzecznie imponujący i do prześledzenia w licznych publikacjach - ale bardziej ze względu na jego osobowość.
10 lat istnienia owczarni było powodem, aby pochylić się nad dorobkiem naukowym profesora i jego miłością do małych przeżuwaczy, czyli owiec, a zwłaszcza owcy okulskiej. To jego imię otrzymała owczarnia wspomnianego dnia, kiedy to udałam się do stolicy Dolnego Śląska. Gdy dotarłam na miejsce, grupa uczestników seminarium stała już przed owczarnią. Ich wartkim rozmowom towarzyszyło głośne pobekiwanie czworonogów, a wszystkim razem przygrzewało przyjemne słońce, w którym słuchaliśmy przemówień, choć określenie „przemówienia” nie pasuje do tego, co usłyszeliśmy. To były raczej wspomnienia i wirtualne rozmowy z profesorem.
Jego córka Marta podziękowała za to, że uroczystość nie odbyła się na uczelni, lecz w miejscu, gdzie jej ojciec był szczęśliwy. Wspominała jego zmęczenie po wykładach, jego głębokie bruzdy na twarzy, gdy wracał do domu po godzinach wykładów na sali uczelnianej i jego rozświetlone oczy, gdy mógł dzień spędzić w owczarni. Owce były jego życiem i pasją.
Jeden z jego przyjaciół - profesor Zbigniew Dobrzański, wspominał ich wspólne podróże naukowe i pytanie Piotra Nowakowskiego:
- Czy wiesz jakie zwierzę jest najczęściej wymieniane w Biblii?
- spytał i usłyszał, że pewnie owca.
- Tak, to prawda, ale tylko w połowie, bo druga połowa to barany
- wyjaśnił z satysfakcją profesor Nowakowski we wspomnieniach swojego przyjaciela.
Były wspomnienia, były wspólne zdjęcia z owcami i bez nich, były prezenty, a wśród nich owcze dzwonki od zaprzyjaźnionych górali i wrocławski krasnal – owczarz, do którego jeszcze powrócę w jesiennym felietonie.
1 krowa = 10 owiec
Wspomniana Marta Iwaszkiewicz rozpoczęła szereg wykładów na temat polskiego owczarstwa i jego perspektyw. Od samego początku odpowiedzialna jest za owczarnię i jej mieszkańców, a to co robi, robi z absolutnym oddaniem od 10 lat. Jest tą osobą, która każdego dnia otwiera owczarnię i tą, która ją zamyka i gasi światło. Profesor Nowakowski miał świetny pomysł i zapewnione wsparcie ze strony uczelni, ale to właśnie ona była tą osobą, której profesor powierzył najbardziej odpowiedzialne zadanie- opiekę nad zwierzętami, pracownikami, studentami i doktorantami. Ze łzami w oczach (a wzruszała się najczęściej ze wszystkich obecnych) wspominała rozmowę z profesorem, a zarazem swoim mentorem:
- Pamiętam, jak profesor chwycił mnie za ramię i spytał, czy zajmę się owcami. Spytał, choć wiedział, że moim oczkiem w głowie wcale nie są owce, lecz bydło. Gdy wahałam się z odpowiedział, dodał: „Ale przecież to to samo: jedna krowa to 10 owiec”.
Taki początek miała przygoda Marty Iwaszkiewicz z owcami, która trwa nieprzerwanie do dzisiaj.
Ujemny bilans
Nie lubię tabelek i statystyk (jak to powiedział Winston Churchill: Wierzę tylko w te statystyki, które sam sfałszowałem), ale te z wykładu dra hab. Witolda Rant ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, przykuły uwagę wszystkich słuchających. Jeśli wyobrazimy sobie sprzedaż baraniny jako tort, to czy wiecie Państwo, kto się nim zajada? Australia i Nowa Zelandia. To właśnie te dwa państwa odpowiadają za 70% światowego eksportu. W roku 2020 było to w przypadku Nowej Zelandii 386 tys. ton, a Australii - 462 tys. Największymi importerami baraniny są Chiny, Stany Zjednoczone oraz Unia Europejska. Zaznaczyć przy tym należy, że ok. 90% mięsa owczego zużywana jest w kraju pochodzenia.
A jak wygląda statystyka rynku polskiego? Otóż wg danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi w roku 2020 wyeksportowaliśmy 349,3 ton żywych jagniąt za łączną sumę 854,1 tys. Euro oraz mięsa owczego 310 ton za sumę 1.966,9 tys. Euro. Zastanawiającym zjawiskiem jest zestawienie naszego eksportu i importu w roku 2020: łącznie wyeksportowaliśmy 659,3 tys. ton mięsa, natomiast sprowadziliśmy 685,2 tys. ton co daje bilans ujemny na poziomie 25,9 ton. Zastanawiającym zatem jest, dlaczego jako hodowcy mamy takie problemy ze sprzedażą baraniny na rodzimym rynku. Zakładając, że koszty transportu nie są tak wysokie, jak w przypadku mięsa sprowadzanego z zewnątrz, rodzimy rynek powinien być nam przychylny... Moje doświadczenie hodowcy mówi jednak coś innego.
Dodatnie walory
Z wykładu dr hab. Aurelii Radzik-Rant dowiedzieliśmy się o pozytywnych walorach mięsa owczego, a zwłaszcza o jego związkach bioaktywnych takich jak chociażby kwas linolowy (CLA). Jakie są walory zdrowotne kwasu linolowego? Otóż przeciwdziała on miażdżycy, osteoporozie, cukrzycy, otyłości, stymuluje układ odpornościowy, wywiera działanie antyoksydacyjne i ma właściwości anty-kancerogenne czyli przeciwrakowe. Jeśli porównamy zawartość CLA w różnych gatunkach mięs, to okaże się, że mięso owcze ma go najwięcej, bo na poziomie 5,6 mg/g tłuszczu - dla porównania wieprzowina ma go tylko 0,6 mg/g a drób 0,9 mg/g. Same zalety, a jednak, smakoszy baraniny jest o niebo mniej niż wieprzowiny czy drobiu.
Mikrobiomy a probiotyki
Temat mikrobiomu, czyli flory jelita przybliżyła nam dr inż. Paulina Cholewińska. Teraz wiem, że najbardziej skomplikowany jest on u przeżuwaczy, no i trudno się dziwić: nam wystarczy jeden żołądek - im potrzebne są cztery, my mamy ok. 1000 gatunków bakterii - krowa ok. 5000. Już te dwa porównania budzą respekt i tłumaczą, dlaczego przeżuwacze, w tym również owce, są tak wrażliwymi stworzeniami. Rozporządzenie UE dotyczące wprowadzenia od przyszłego roku zakazu profilaktycznego stosowania antybiotyków u zwierząt, powoduje nerwowość u hodowców. Nadzieje pokładane są w stosowaniu np. probiotyków, które mają realne szanse stać się alternatywą do antybiotyków. To właśnie ich mechanizmowi działania poświęcony był w dużej części wykład dr Cholewińskiej, a ja, słuchając jej, miałam jako hodowca wielką nadzieję, że probiotyki a razem z nimi również fitobiotyki, zakwaszacze czy enzymy zagoszczą niebawem na stałe w naszych owczarniach, chlewniach i oborach.
To co cenne, to co rzadkie
W Balicach pod Krakowem znajduje się Państwowy Instytut Badawczy. Z mieszczącego się w nim Instytutu Zootechniki przyjechała dr hab. Aldona Kawęcka, aby opowiedzieć o programach ochrony zasobów genetycznych owiec. Ochroną objęte są nie tylko owce, ale również bydło, trzoda chlewna, drób oraz ryby. 32 programy obejmują 75 ras w tym 12 ras owiec. Mało kto wie, że początki tego programu sięgają lat 70-tych, a z budżetu krajowego w 1980 roku popłynęły pierwsze dotacje dla stad zachowawczych.
Na terenie Polski spośród 15 ras owiec 10 zagrożonych jest wyginięciem i wymaga ochrony. Najbardziej drastyczna sytuacja jest u merynosa barwnego ze względu na niewielką ilość matek (732) oraz tryków (52) - to stan z roku 2020. Dla porównania wrzosówek było w tym samym czasie 8324, pomorskich 8230, czarnogłówki 3487, a polskiej owcy górskiej 2150 sztuk. Ulubionej przez profesora Nowakowskiego rasy okulskiej naliczono zeszłego roku zaledwie 1185 sztuk. Hodowcy owiec ras zachowawczych mogą liczyć do dopłaty roczne rzędu 360 zł za sztukę na rok w ramach 5-letniego zobowiązania.
Wykłady się skończyły, ale rozmowom w kuluarach nie było końca. Miło było spotkać ludzi, dla których owce są ważne i którzy martwią się ich przyszłością. Moje berrichony i suffolki nie należą do ras zagrożonych, a ich hodowla niekoniecznie nas wzbogaci, ale to nie znaczy, że podpisałabym się pod powiedzeniem, że kto ma owce ten jest baran. Wierzę, że zmądrzejemy i przełoży się to na lepszy stan zdrowia konsumentów mięsa owczego, na lepszą egzystencję hodowców owiec oraz na opinie o tych czworonogach również.
ZOBACZ TAKŻE: Beztlenowce w gospodarstwie. Zwierzęta umierają po kilku godzinach
- Tagi:
- owce