Oni znaleźli receptę na sukces! Założyli 10-hektarową szklarnię
Malinowe królestwo
Jan Rutkowski jest kierownikiem pierwszych dziesięciu hektarów pod bogatyńskim szkłem, na których produkcja rozpoczęła się w listopadzie 2014 roku. Planowane jest jednak sukcesywne zwiększanie powierzchni produkcyjnej o ok. 10 hektarów rocznie i zatrudnienie nawet do 1000 osób. Gdy wchodzimy do szklarni, w nozdrza uderza mnie intensywny zapach świeżych pomidorów. To malinówka. Pan Jan oprowadza mnie po ogromnej hali, której końca nie widać. Jak okiem sięgnąć pomidory, pomidory, pomidory. Zielenią się na dole i czerwienią na górze, pozawieszane na gałęziach o długości pokaźnych lian. Jest bardzo jasno, ciepło i wilgotno. W naszym klimacie pomidor potrzebuje stałej temperatury - ok. 21 stopni na okrągło, bez względu na porę dnia i roku. W letnie miesiące ciepło płynie z zewnątrz, a w nocy i w zimne pory roku właśnie z rur z ciepłem z położonej tuż po sąsiedzku elektrowni Turów. Teraz, w okresie letnim bardziej trzeba zadbać o redukcję ciepła w dzień, a robi się to przy pomocy kurtyn oraz poprzez uchylanie partii dachu.
Rury rozprowadzone są na trzech poziomach: na dole przechodzą tzw. rury grzewcze odpowiedzialne za ogólną temperaturę i służące wózkom za szyny, w środkowej partii tzw. rury wegetacyjne. Te drugie zapewniają roślinom suchość zwłaszcza podczas procesu obrywania liści, gdy istnieje największe prawdopodobieństwo pojawienia się grzybów. Jest to tym bardziej niebezpieczne, gdyż pomidory lubią wilgotne powietrze. Najlepiej czują się i wzrastają w 75-80% wilgotności powietrza. Trzeci poziom rur przebiega pod samym dachem i odpowiedzialny jest za stopienie się zalegającego śniegu. Wszystkie trzy systemy rur działają niezależnie od siebie.
Przyglądam się pojedynczym roślinom. Rosną w długich, równych rzędach na wełnie mineralnej o grubości ok. 10 centymetrów. Do każdej rośliny dochodzi wężyk – to kropelkowy system nawadniania a wspomaga go komputer, który „wsłuchuje się” w potrzeby roślin i oblicza ich wodne pragnienie. Podczas jednego sezonu łodygi pomidorów osiągają długość ok. 10 metrów. Ich bezlistne, lecz nadal żywe partie, układane są w dolnej części „grządek”, a nowe z zielonymi i czerwonymi owocami pną się po specjalnych sznurkach ku górze, gdzie czekają na nie stabilne druty, tak aby miały się czego złapać.
Sezon trwa przez cały rok. Od poniedziałku do piątku zbieranych jest ok. 30 ton pomidorów dziennie. W sierpniu likwidowana jest stara plantacja, a już we wrześniu zakładana nowa. Niemalże przez cały rok pomidory malinowe dostarczane są do własnych sklepów, Biedronki oraz Tesco. Pan Jan nie je innych pomidorów niż te z „jego” szklarni. - Ludzie mówią, że najlepsze są pomidory z gruntu. Proszę pani, ja nie chciałbym wiedzieć, czym wszystkim trzeba pryskać te pomidory, aby ochronić je przed możliwymi zarazami - mówi i uśmiecha się do trzymanej w ręce „malinówki”. Pan Jan zwraca mi uwagę na białe kartony o wysokości ok. 50 cm. Z ich małych otworów coś wyfruwa i wpada z powrotem. To hodowlane trzmiele. Są pracowite jak pszczółki przez 6 tygodni swojego całego życia. Wprawdzie rośliny są samopylne ale dzięki trzmielom pomidory są dorodne i szybciej dojrzewają. - To najlepszy dowód na to, że nie stosujemy oprysków. Przy chemii te owady by pozdychały – mówi z przekonaniem pan Jan.