Obława na byka. Jest za niego nagroda!
Byk uciekł z obory. Jego właściciel wyznaczył za złapanie zwierzęcia tysiąc złotych.
Jedni bez wahania odpowiadają, co się z nim dzieje. - Panie, dawno jest przerobiony na kiełbasy - mówi pewna osoba. Drudzy, że w żadnym wypadku i na byka simentalskiego, który prawie przed miesiącem uciekł z jednego z gospodarstw w Drogoszewie, nadal trzeba uważać, bo przed jego rogami nawet drzewo może człowieka nie uchronić. Faktem jest, że ostatnio był widziany w okolicach osady Osówiec, (gmina Borek Wielkopolski, powiat gostyński, woj. wielkopolskie) w ostatnia niedzielę maja. Już dwa razy próbowano go schwytać, ale za każdym razem scenariusz był ten sam: zwierzę, gdy tylko zobaczyło ludzi, pognało w las i rozpłynęło się niczym widmo pośród kniei.
Normalnie maratończyk
Właściciel byka rasy S/M dokładnie pamięta, kiedy zwierzę uciekło. - To było 1 maja. Uciekł około godziny dwunastej - mówi Piotr Maćkowiak z Drogoszewa, który sprowadził bydło do Polski ze Słowacji półtora miesiąca wcześniej - 13 marca. - Tylko tam był na luzie a u mnie był uwiązany - dodaje rolnik. Właśnie, jako prawdopodobną główną przyczynę ucieczki simentala właściciel podaje, że na obczyźnie wychowywał się wolno na pastwiskach, a w Polsce musiał przyzwyczaić się do łańcucha w oborze. W każdym razie w majowe przedpołudnie byk postanowił znów poczuć słodki smak wolności i wykorzystał okazję, że właściciel wyrzucał obornik na polu zrywając się z uwięzi. - Jak uciekł to prawie pod Borek pobiegł. Później na Koszkowo i Grodnicę - mówi Piotr Maćkowiak, który oblicza, że samego pierwszego dnia zwierzę przebiegło około 35 kilometrów. - I on w ogóle zmęczony nie był - dodaje. Po telefonie na policję osoby, która jeszcze 1 maja zauważyła byka, właściciel w asyście policjantów starał się pochwycić zbiega. - Mieliśmy go już w zasięgu ręki, ale jak w las poszedł, to już było po sprawie - opowiada Piotr Maćkowiak. Poszukiwania zakończyły się o koło godziny 18-tej.
„Szedł” ze sześćdziesiąt na godzinę
Dwa, trzy dni później kolejny obserwator dostrzegł zwierzę i zgłosił sprawę na numer alarmowy. - Dwa radiowozy przyjechały, bo miał być niby na Dąbrówce, ale tam nikt nic nie widział. Później zadzwoniliśmy do człowieka, który to zgłaszał i mówi, że jest w Godurowie. Przy lesie w Godurowie go wypatrzyliśmy i zaszliśmy - relacjonuje rolnik z Drogoszewa. Ale jak dojrzał obławę „czmychnął” pod Grodnicę. - I w Grodnicy później go po polu samochodem goniłem, jednak znowu wbiegł w las i zniknął - kontynuuje właściciel przebiegłego, a być może po prostu wystraszonego zwierzęcia. Jeszcze tego samego dnia przyszła następna informacja o pojawieniu się byka. Piotr Maćkowiak pojechał w podane miejsce, ale żadnego śladu po uciekinierze nie było. Ostatnia wiadomość, że simental jest cały i zdrów i nie został „przerobiony na kotlety” pochodzi ze wspomnianej niedzieli, 21 maja.
Tylko żeby wyszedł na „gołe” pole
Piotr Maćkowiak jest trochę zrezygnowany „postawą” swojego byka, który jak widać doskonale wie, że pod osłoną zieleni może znaleźć schronienie. Rozpytywał, czy nie można było by zwierzęcia po prostu uśpić specjalnym środkiem. - Dzwoniłem kiedyś w tej sprawie do weterynarii (...) Jakby co, to mam się odezwać. (...) Tylko, żeby to zrobić, to trzeba go namierzyć. Ale jak jest w lesie, to jest ciężka sprawa. Musiałby być na jakimś gołym polu - dochodzi do wniosku właściciel. Gdy nie będzie innej możliwość przygotowany jest nawet na odstrzelenie zwierzęcia, tym bardziej, że nie widzi sposobu na to, aby byk wrócił do obory. Biorąc pod uwagę jego historię oraz obecną sytuację, uważa, że byk mógł już „do reszty zdziczeć”.
To nie jest sarna
Jak podają przykłady, zbiegłe zwierzęta gospodarskie, w tym bydło, mogą przez długi czas żyć bez pana i mieć się dobrze. Piotr Maćkowiak sam zna taki przypadek. - Mam takiego znajomego w Kunowie, co mu jałówka uciekła i mówił, że ją dwa lata gonił - opowiada. Również jemu zdarzało się, że bydło zerwało się z łańcucha, ale zawsze zostawało w pobliżu gospodarstwa. - Takiego przypadku, jak ten jednak jeszcze nie miałem - dodaje rolnik. Raczej nie obawia się, że simental kogoś zaatakuje, gdyż jak widać po jego dotychczasowym zachowaniu, stroni od ludzi. Ale gospodarz martwi się jedno. - Byle nie wyszedł na główną drogę i ktoś w niego nie uderzył. Bo to jest jednak duże zwierzę, ma ze 450 kilo. To nie sarna - tłumaczy Piotr Maćkowiak. Byk uciekł z Drogoszewa, a obecnie najczęściej widywane jest „za miedzą”, choć właściwszym określeniem byłoby chyba „za drogą”, gdyż rejon jego poruszania się to Osówiec-Grodnica-Koszkowo - okolice drogi krajowej nr 12.
Byk może się skusi
Aby uniknąć groźnej sytuacji, oprócz prób złapania właściciel wyznaczył nawet nagrodę za byka. - Jak żywego ktoś mi go przyprowadzi, to 1000 złotych nagrody mogę dać - deklaruje. W ostateczności chce także „zaapelować” do samczych instynktów zwierzęcia. - Jeszcze myślałem, żeby zawieźć mu jakąś krowę w ten las. Może wtedy by przyszedł - kończy Piotr Maćkowiak.
Najpierw usypiamy
Powiatowa Inspekcja Weterynaryjna w Gostyniu, czyli pierwsza instytucja, do której powinien zgłosić się właściciel zwierzęcia, które uciekło z gospodarstwa podaje, że mimo iż byk nie atakuje ludzi, nie wiadomo jak się zachowa, gdy się go spłoszy. Dlatego trzeba zachować ostrożność. Gdy zwierzę pojawia się, najlepiej poinformować służby weterynaryjne, które w takim przypadku, jeżeli zajdzie taka konieczność podejmą decyzję o odstrzale zwierzęcia. Ale jak mówi Wioletta Chałas-Stercuła, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gostyniu jest to ostateczność. - W pierwszej kolejności należy użyć środka usypiającego, aby obezwładnić to zwierzę - wyjaśnia szefowa gostyńskiej weterynarii. Taką czynność może wykonać lekarze weterynarii, który jest przeszkolony do użycia odpowiedniego sprzętu lub myśliwy, pod nadzorem weterynarza czuwającego m.in. nad zastosowaniem odpowiedniej dawki środka znieczulającego. Taka metoda jest stosowana przykładowo przy chwytaniu wolno wałęsających się psów, z których każdy podejrzewany jest o zarażenie wścieklizną.
Potrzeby byłby naprawdę gruby łańcuch
Usypienie byka dałoby komfort przy jego transporcie, ale raczej zwierzę nie trafiłoby bezpośrednio do gospodarstwa Piotra Maćkowiaka. - Po powrocie będzie musiało być wyizolowane i zbadane w kierunku chorób zakaźnych, chociażby enzootycznej białaczki bydła, gruźlicy bydła czy brucelozy bydła, ponieważ nie wiemy, jaki będzie miało status epizootyczny [czyli, czy nie jest zarażone jakąś chorobą bądź wirusem - przyp. red.] - wyjaśnia Wioletta Chałas-Stercuła. Przyznaje również, że gdy simental poczuł wolność, w rodzaju tej, jaką miał na Słowacji, może być rzeczywiście problem z przystosowaniem go do życia „na uwięzi”. - Właściciel musiałby naprawdę mieć gruby łańcuch, co też może skończyć się niebezpiecznie dla byka. Dlatego wydaje mi się, że należałoby to zwierzę, jeżeli będzie złapane (...) odizolować, przebadać i jednak skierować do zakładu ubojowego (...). Dla bezpieczeństwa właściciela, dla bezpieczeństwa innych ludzi i samego zwierzęcia - dodaje Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gostyniu.
Wioletta Chałas-Stercuła potwierdza, że zwierzę, które wyrwało się ze swojego naturalnego środowiska, jakim jest na przykład gospodarstwo, może doskonale radzić sobie poza nim. - Zawsze znajdzie jakieś pożywienie przeznaczone dla innych zwierząt, które chociażby myśliwi wystawiają do lasu lub podejdzie sobie do jakiegoś gospodarstwa i „poczęstuje się” kiszonką. I to będzie trwało - opowiada weterynarz. Na koniec podkreśla, że choć Powiatowy Lekarz Weterynarii stoi na straży zdrowia i życia zwierząt, to nadrzędne znaczenie ma tutaj oczywiście życie ludzkie. Dlatego jeżeli nie będzie innej możliwości i wystąpi niebezpieczeństwo, że byk może spowodować m.in. wypadek na drodze, to zostanie poddany eutanazji. - Jeżeli zajdzie więc taka konieczność, to ja podejmę taką decyzję o odstrzale - podsumowuje Wioletta Chałas-Stercuła.
Zbiegły byk to pierwszoroczniak szwajcarskiej rasy SM (Simental) o numerze kolczyka SK 812690348 ważący około 450 kilogramów.
Rysopis: biała głowa, umaszczenie czerwone
Znaki szczególne: łańcuch na szyi
Z informacjami dotyczącymi byka można zgłaszać się pod numerem telefonu właściciela: 607 303 238