Nikt nic nie wie, a hodowla kuleje
Obecnie krajowa produkcja trzody chlewnej znajduje się w dołku. Powodem tego jest drastycznie spadające pogłowie loch, a także tuczniki coraz częściej produkowane na bazie importowanych prosiąt. Kto za to odpowiada? Zła struktura hodowli? A może brak systemu informacji między hodowcami, producentami i rzeźniami?
Polska posiada przestarzałą strukturę hodowli, co powoduje, że jest niekonkurencyjna w stosunku do Zachodu.
- Polska weszła do Unii Europejskiej z liczbą około 740.000 gospodarstw utrzymujących świnie, przy średniej efektywności produkcji 15 tuczników/lochę/rok. Uznani analitycy rynku wskazują, że obecnie jest tylko około 50 ferm produkujących duże, konkurencyjne dla Duńczyków, rynkowe partie prosiąt. Stąd stały deficyt takich stawek prosiąt na rynku i ich wysokie ceny - tłumaczył dr Tomasz Blicharski podczas konferencji „Przyszłość rozwoju produkcji trzody chlewnej w Polsce”.
Brak producentów prosiąt w naszym kraju jest przyczyną ich rosnącego importu. Liczący się na rynku rolnicy nie chcą kupować mniej niż 300 osobników, a taką ilość może sprzedać jedynie hodowca posiadający minimum 200 loch. Takich potencjalnych producentów mamy w naszym kraju około 200. - Dotychczasowy model produkcji opartej na małych gospodarstwach i chlewach nie sprawdził się. Rynek oczekuje jednocześnie dużych i wyrównanych partii tuczników. Aby sprostać wymaganiom rynku i konkurencji europejskiej, musi nastąpić znacząca koncentracja stad przy jednoczesnej specjalizacji produkcji (w cyklach otwartych) - tłumaczył naukowiec.
- Gdybym ja miał hodować lochy, to nie tworzyłbym stada 200, ale 1.000 sztuk. Uważam, że dopiero taka ilość jest opłacał na. Jednakże przy tym układzie trzeba zatrudnić około czterech osób, które byłyby odpowiedzialne za zwierzęta. Niestety, nie da się zorganizować pracy tak, jak w tradycyjnym gospodarstwie, czyli biorąc pod uwagę tylko wkład rodziny - mówi Remigiusz Bilski, specjalista ds. trzody chlewnej z firmy PH Konrad.
Tuczenie warchlaków jest prostsze niż tworzenie stada zarodowego i zawsze można z niego zrezygnować. Decydując się na hodowlę loch, trzeba najpierw zainwestować, potem je kryć i dbać o profilaktykę. A pierwsze pieniądze z zysku pojawią się po około roku od rozpoczęcia działalności. W przyszłym roku ruszą programy unijne, które będą promowały rozwój stad zarodowych, może to spowoduje większe zainteresowanie hodowców. - Nie można powiedzieć, że w Polsce są tylko małe chlewnie. W województwie kujawsko-pomorskim są tuczarnie na nawet kilkanaście tysięcy sztuk. Tamtejsi rolnicy przeznaczali środki z obrotu na inwestycje, oczywiście wspierając się kredytami, bo chcieli rozwijać swoje przedsiębiorstwa. Oni teraz mają stabilną sytuację finansową - opowiada specjalista.
Ważnym problemem jest fakt, że w zasadzie nie ma precyzyjnych danych na temat importu i eksportu świń oraz mięsa z krajów Unii Europejskiej. Wydaje się, że żadna instytucja w naszym kraju nie monitoruje obrotu prosiętami, tucznikami rzeźnymi oraz mięsem zarówno w kraju, jak i między Polską a innymi państwami UE. Nie ma również weryfikacji materiału rzeźnego i producentów, ze względu na ochronę danych osobowych. Rolnik kupujący prosięta musi wierzyć sprzedawcy na słowo. Może jedynie kontrolować partię tuczników i następnym razem wybrać innego dostawcę. - Mamy system dotyczący młodzieży hodowlanej. Jednakże nie są to osobniki ocenione, tylko wystawione do sprzedaży. Istnieje wewnętrzny system w agencji. Ale ARiMR swoich danych nie udostępnia. W Polsce nie ma banku informacji, ponieważ jest to ogromne przedsięwzięcie logistyczne i wiąże się z pieniędzmi, a gospodarstw hodowlanych jest tyle, że objętość informacji przerastałaby możliwości finansowe agencji - tłumaczy Piotr Polok, kierownik fili POLSUSU w Opolu i Poznaniu.
Jest problem z klientami, którzy nie chcą płacić za prosięta w jednej firmie i zaczynają kupować w innej. Ta druga nie wie, że jest to nierzetelny kontrahent. Nie ma systemu, w którym można by go sprawdzić. Konkurencyjni dostawcy warchlaków kontaktują się między sobą, ostrzegając się przed dłużnikami. Teoretycznie jest to nielegalne, ale stanowi jedyną możliwość ochrony przed nieuczciwymi nabywcami.
Czy zatem wzorem może być dla nas system, jaki ma Dania, w którym można w pełni kontrolować pochodzenie świń, zarówno hodowlanych, jak i tuczników? - Mając numer kolczyka, można przez internet sprawdzić fermę, z której pochodzi - imię, nazwisko, adres rolnika, jaki ma status zdrowotny świń i poziom salmonelli, a przez mapy google można obejrzeć jego fermę - mówi pracownik PH Konrad. System istnieje w tym kraju od 30 lat. Oznacza to, że Polska jest o taki okres do tyłu. - A w dodatku nigdy nie dogonimy tamtejszej struktury hodowli. Obecnie jesteśmy tuczarnią Duńczyków - dodaje przekornie Bilski. Paradoksalnie w chwili obecnej pewniej jest kupić duńskiego warchlaka niż polskiego, bo przynajmniej wiadomo, skąd on pochodzi. - Miałem klientów, którzy przy wyższej cenie prosiąt w Danii postanowili przerzucić się na polskie i się nacieli - mówi specjalista.
- Myślę, że Duńczycy są w zupełnie innym położeniu. Są tam duże fermy i nie ma ich więcej niż kilkadziesiąt tysięcy. Poza tym każde gospodarstwo ma zdiagnozowany stan zdrowotny. U nas tego nie ma i nie można takiego statusu sprawdzić. Uważam, że stworzenie takiego systemu w Polsce jest bardzo trudne pod względem logistycznym, a także bardzo drogie. Wątpię, że ktoś chciałby w to zainwestować - mówi Piotr Polok. - Według prawa polskiego, każdy członek systemu musiałby wyrazić zgodę na to, że chce w nim być zamieszczony i zadeklarować, jaki ma status zdrowotny stada. A z tym jest różnie. Polskich hodowców, którzy mają certyfikaty zdrowia jest w systemie POLSUSU dwudziestu kilku. A w Danii jest to 100%. Nie można porównywać tych dwóch krajów, ponieważ 75% wyprodukowanego w Danii materiału trafia na eksport i taki system kontroli jest im niezbędny. Natomiast w Polsce w przeciągu ostatnich dwóch lat nie pamiętam, aby jakiś materiał hodowlany wyszedł poza granice kraju - tłumaczy kierownik fili POLSUSU.
Kolejnym problemem jest brak obiektywizmu osób prowadzących kontrolę jakości w rzeźniach. Rolnicy nie mogą skonfrontować opinii o dostarczonym towarze, bo otrzymują ocenę pocztą, po kilku dniach. Wtedy tuszy nie ma już w rzeźni. - W Szwecji, Danii, Holandii czy w Niemczech kontrola jakości w rzeźniach jest opłacana częściowo przez producenta, częściowo przez przemysł. U nas kontroler podlega wyłącznie przemysłowi mięsnemu - tłumaczył podczas wywiadu dla Wieści Rolniczych prof. dr hab. Janusz Buczyński z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
- Lekarze weterynarii w rzeźniach prowadzą badania od strony zdrowotnej. Natomiast oceną mięsności zajmują się osoby przeszkolone w Zakładzie Technologii Mięsa i Tłuszczu w Instytucie Biotechnologii Przemysłu Rolno- Spożywczego w zakresie obsługi aparatów do oceny poubojowej. Podczas moich wizyt w rzeźniach widziałem, że tusze przechodzą przez punkt pomiarowy tak szybko, iż obsługujący nie ma czasu na zastanowienie, skąd dana sztuka pochodzi. Ja, sprawdzając wydruki, zauważałem pewne błędy, ale było ich niewiele i rozkładały się po połowie - jeden na plus, jeden na minus. W Polsce jest dopuszczonych w tej chwili kilkanaście aparatów do oceny mięsności, mogą one się różnić czułością, także pewne różnice na pewno się pojawią - tłumaczy Piotr Polok.
Zaniedbania władz i przemysłu, wpływające na obecną sytuację struktury hodowli trzody chlewnej w Polsce
DO NAJWAŻNIEJSZYCH ZANIEDBAŃ ZE STRONY PAŃSTWA ZALICZYĆ NALEŻY:
- Niepodejmowanie skutecznych prób i niewdrażanie mechanizmów mających na celu poprawę struktury produkcji świń. Niezwykle drobiazgowe kontrole urzędników zniechęcające producentów i inne podmioty związane z produkcją trzody chlewnej do rozwoju.
- Korzystanie w zakresie ochrony sektora, przede wszystkim z unijnych, a nie własnych, instrumentów prawnych.
- Brak poszukiwania i uruchomienia możliwych prawnie instrumentów polityki krajowej, które w wielu krajach zostały wprowadzone w postaci różnych uregulowań, między innymi w celu poprawy konkurencyjności produkcji, przez bezpośrednie lub pośrednie obniżenie kosztów produkcji
- Praktycznie zaprzestanie funkcjonowania Ośrodków Doradztwa Rolniczego w zakresie aktualizowania i podnoszenia profesjonalnej wiedzy hodowców i producentów świń. Ośrodki Doradztwa Rolniczego w zasadzie pomagają rolnikom przede wszystkim w ubieganiu się o dotacje i inne formy wsparcia ze strony UE.
- Brak dopuszczalnych w UE mechanizmów ochrony rynku przed produktami niskiej jakości. Przykładowo, tusze z krajowych świń badane są na pozostałości antybiotyków, tusze importowane nie.
- Brak przepisów chroniących producentów świń przed nieuczciwymi odbiorcami żywca.
ZANIEDBANIA PO STRONIE PRODUCENTÓW I HODOWCÓW ŚWIŃ:
- Nieprzywiązywanie uwagi do efektywności produkcji oraz lekceważenie rachunku ekonomicznego, związanego z prowadzoną działalnością.
- Brak profesjonalizmu w zakresie zasad organizacji i zarządzania produkcją. Nieprzestrzeganie zasady „całe pomieszczenie pełne - całe pomieszczenie puste”.
- Niewykorzystywanie, przez większość producentów prosiąt, mającego miejsce na świecie oraz w Polsce postępu genetycznego.
- Niedocenianie specjalizacji produkcji (prosięta lub tuczniki) w aspekcie obniżenia kosztów odchowu prosiąt i tuczników oraz w aspekcie ochrony ich zdrowia, poprzez przerywanie łańcucha chorobowego.
- Mała aktywność Izb Rolniczych i funkcjonujących w obszarze rolnictwa zrzeszeń i związków na rzecz
HODOWCÓW I PRODUCENTÓW ŚWIŃ, W TYM PRZEDE WSZYSTKIM:
- Brak w zasadzie jakichkolwiek działań na rzecz przeciętnego producenta świń.
- Mała skuteczność oddziaływania związków na Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi w wielu obszarach - od określenia jasnej, dalekowzrocznej polityki wobec sektora do zabiegania o stworzenie klimatu sprzyjającego eksportowi świń i wieprzowiny.
- Nieoddziaływanie przez związki hodowców i producentów w kierunku integracji poziomej i pionowej. W tym przede wszystkim niezabieganie o tworzenie powiązań kapitałowych i kooperacyjnych między producentami żywca a przemysłem mięsnym oraz paszowym.
- Nieinwestowanie przez grupy producenckie we własne wytwórnie pasz, premiksów oraz rzeźnie i przetwórnie, a także sieci sklepów.
- Brak dbałości o podnoszenie poziomu zawodowego członków związku.
ZAKŁADY MIĘSNE:
- Nie sprzyjają one powstawaniu grup producenckich poprzez oferowanie producentom indywidualnym większych stawek za żywiec niż grupom.
- Wynagrodzenie za tuczniki wypłacane jest grupom zazwyczaj z dużym opóźnieniem.
- Zakłady mięsne nie dbają o podnoszenie poziomu wiedzy swoich kooperantów.
- Brak jest zainteresowania małymi partiami prosiąt, co powoduje szybki spadek pogłowia loch. W rezultacie sukcesywnie rośnie import prosiąt i warchlaków, w tym głównie z Danii i z Niemiec.