Ta przegrana może spowodować lawinę spraw o odszkodowania przeciwko hodowcom

Na inauguracyjnej konferencji prasowej przedstawił pan plan działania i swoje priorytety, najbardziej chyba jednak zaskoczyły dziennikarzy pierwsze decyzje, które pan podjął. Między innymi ta o wsparciu finansowym rolnika spod Łodzi, Szymona Kluki, który musiał zapłacić sąsiadowi odszkodowanie za zapachy ze swojej chlewni. Jak udało się panu przekonać władze PSL-u, żeby dały na to partyjne pieniądze?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To dla nas sprawa honorowa. Zapowiadaliśmy jako Polskie Stronnictwo Ludowe wsparcie i pomoc rolnikom, którzy borykają się z wieloma problemami. Są wśród nich te, które wynikają, z braku oddzielenia funkcji produkcyjnej i mieszkalnej wsi. Bywa, że obok gospodarstwa sprowadzają się sąsiedzi, którzy w momencie, kiedy kupują działki są zachwyceni położeniem, krajobrazem, a później zaczynają się problemy związane z tym, że obok jest prowadzona produkcja rolnicza bądź są zakłady produkcyjne z nią związane. Ktoś, kto kupuje działkę, powinien już w tym momencie wiedzieć, gdzie się buduje i z czym to może się wiązać. Pomoc panu Szymonowi Kluce to nie tylko wsparcie finansowe - dopłacenie do kwoty, którą zebrali rolnicy w internetowej zbiórce, ale też pomoc prawna. Jestem też po spotkaniu z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, którego nakłaniam do tego, żeby złożył skargę nadzwyczajną. Podobnych spraw jest dużo, a po takich wyrokach może ich być jeszcze więcej, bo to pokazuje, że można taką sprawę wygrać, można dostać odszkodowanie. Więc chcemy doprowadzić do zmiany przepisów i to jest jedno z kluczowych zadań, które stoją przede mną.
Żeby rolnik mógł rozwijać hodowlę i żniwować po 22.00
Problem może rozwiązać ustawa o funkcji produkcyjnej wsi. Na jakim etapie jest ta ustawa?
Jest przygotowany projekt rządowy i on będzie przechodził całą ścieżkę legislacyjną. Najpierw tą część rządową, później parlamentarną i podpis prezydenta.
Czy już w samym rządzie projekt nie natrafi na problemy? Bo raczej nie ma tam rolników, ale są ministrowie, którzy mają domy na wsi i chcą sobie w nich mieszkać sielsko i anielsko.
Mam nadzieję, że i w rządzie, i w parlamencie znajdziemy w tej sprawie większość i przeprowadzimy ten projekt. On jest też konsultowany ze związkami zawodowymi, z organizacjami branżowymi, tak żeby przygotować jak najlepsze rozwiązanie - nie tylko udawane. Tu jest kilka kwestii, chociażby tematy związane z kodeksem karnym, kodeksem wykroczeń, bo nie powinno być tak, że po 22.00, jeśli rolnik wyjeżdża w pole, czy wraca z tego pola, to już ma interwencję policji, bo okoliczni mieszkańcy dzwonią.
To znaczy, że zmiany w kodeksie karnym też są planowane?
Tak, o tym też rozmawiamy, żeby jak najwięcej tych kwestii uporządkować. I zdajemy sobie oczywiście sprawę, że 100 % problemów nie rozwiążemy, bo zawsze się pojawi jakaś nowa sytuacja, której w tym projekcie nie ma. Natomiast musimy jak najwięcej takich trudnych sytuacji wyeliminować. I tutaj jest kwestia tego, żeby stwierdzić, czy uciążliwości mają charakter stały. Czy jest to jakiś hałas czy zapach nieprzyjemny krótkookresowy, kiedy rolnik wywozi obornik, gnojówkę czy gnojowicę na pole albo kiedy sprząta swoje płody rolne, zwozi zboże, kukurydzę. To wtedy jest to zrozumiałe, tak?
Nie może być tak, że ktoś buduje się pomiędzy już istniejącymi gospodarstwami, dostaje zgody w oparciu o przepisy, które mówią o zabudowie zagrodowej, która sama już z definicji jest miejscem produkcji rolnej, a potem domaga się odszkodowań.
Rolnik, który już tam na miejscu działa, nie będzie zamykał produkcji tylko dlatego, że ktoś kupił obok działkę.
Ale czy może tę produkcję jeszcze rozszerzyć?
To też powinno się w ustawie znaleźć. Być może jeszcze trzeba będzie to rozszerzyć o zapis, że to nie jest tylko kwestia istniejących zabudowań, ale sąsiednie gospodarstwo może się rozwijać i powiększać. Jeśli jest to zgodnie z przepisami prawa, to nie powinno się blokować rozwoju.
To znaczy, że ktoś, kto będzie chciał wybudować w ciągu zabudowy zagrodowej sobie dom, będzie jakoś informowany, instruowany, będzie musiał podpisać jakiś dokument, że wie o tym, że mieszka wśród rolników?
Tak, takie jest założenie, że ktoś po prostu deklaruje, że wie, z czym się wiąże mieszkanie wśród rolników. Bo nikomu nie można zabronić wybudowania się na wsi. Często są to dzieci rolników, które wyprowadziły się do miasta, a chcą wrócić. Albo rodzice zostają w domu rodzinnym, a dzieci chcą wybudować się obok. Nie możemy tego blokować. Ale też często to powtarzam, zdrowego rozsądku nie zastąpią nam żadne przepisy ani unijne, ani krajowe.
Jakie programy wsparcia dla hodowców przygotowuje minister
Przypadek Szymona Kluka to przypadek rolnika, który produkuje świnie. W tym dziale produkcji, niestety, mamy zapaść. Z drugiej strony mamy w Unii Europejskiej Danię, która świetnie funkcjonuje, jeśli chodzi o trzodę chlewną, zwłaszcza prosięta, którymi zalewa nasz rynek. W jaki sposób ministerstwo chce wesprzeć produkcję świń, czy w ogóle chce ją wspierać?
Zdajemy sobie sprawę z tego, że produkcja zwierzęca jest odpowiedzią na nadwyżki w produkcji roślinnej. Wiele zboża, które znajdzie się w naszych magazynach, silosach, spichlerzach po tych kradzionych żniwach nie będzie spełniać parametrów, by być zbożem konsumpcyjnym. Więc zostanie z automatu zbożem paszowym, którym możemy karmić zwierzęta. Im mniejsza będzie liczba pogłowia trzody chlewnej, bydła, drobiu, tym więcej problemów będziemy mieli z tą nadwyżką. Kolejna rzecz to oczywiście bezpieczeństwo żywnościowe, które polega na tym, że trzeba mieć swoje warchlaki, swoją trzodę, bo inaczej będziemy uzależnieni od importu.
Wskazała pani redaktor na Danię. Tam jest to postawione na dwóch silnych nogach. Jedna to produkcja zwierzęca, druga produkcja energii elektrycznej. To są biogazownie, panele fotowoltaiczne na budynkach. Rolnik, kiedy trafia na tzw. świński dołek, jak to często bywa, ma stabilne dochody zapewnione z tytułu stałych wpływów z produkcji energii. W Polsce też chcemy rozwiązań, które pomogą odtworzyć potencjał, żeby wzmacniać hodowlę i odbudowywać pogłowie trzody. Chociaż łatwe to nie jest, bo od 2014 roku przegrywamy walkę z ASF -em. I to jest jedno z wyzwań. Musimy przygotować programy, które pozwolą rolnikom odbudować pogłowie trzody chlewnej w Polsce. Z jednej strony to programy w ramach planu strategicznego na lata 2023 -2027. Z drugiej programy, które pozwolą zachować bezpieczeństwo bioasekuracyjne w gospodarstwach utrzymujących trzodę chlewną. A też dodatkowe pieniądze na niskooprocentowane kredyty na odbudowę stanu pogłowia.
Czy należy wspierać duże hodowle
Niedawno rozmawiałam z Aleksandrem Dargiewiczem, prezesem Polpigu. I on, kiedy go pytałam, jaki jest, jaki jego zdaniem jest pomysł dobry na to, żeby przeciwstawić się spadkowi pogłowia trzody chlewnej, twierdził, że tak naprawdę trzeba wesprzeć duże gospodarstwa, takie które mają do 750 macior.
I tu mamy sprzeczność. Bo z jednej strony każdy mówi, że coraz większa produkcja w jednym miejscu będzie dawać dochody. A z drugiej strony ktoś pisze skargi, protestuje, że nie chce, żeby powstały w bliskim sąsiedztwie duże obiekty hodowlane.
Ja bym tak naprawdę nie stawiał takiej tezy, że duży musi być wsparty i będziemy mieli wyniki. Bo pytanie: ten, który ma 20 tysięcy, czy dziesięciu, którzy mają po 2 tysiące? Wiem, że jest większy problem z niską opłacalnością i małym gospodarstwom trudniej się utrzymać. Stąd ta koncentracja i zwiększanie. Nie sądzę, że gdyby ktoś miał przy 500 sztukach odpowiedni dochód, to jego marzeniem byłoby ciągłe zwiększanie obsady.
Dużych producentów trzeba więc wykluczyć ze wsparcia?
Gospodarstwo, które jest wpisane w konstytucji, które mamy przede wszystkim wspierać, to gospodarstwo rodzinne do 300 hektarów. Ale to nie znaczy, że mamy zostawić bez żadnego wsparcia te większe. Inaczej wspieramy te do 300, a inaczej te o większym areale. Bo tu już zysk wynika ze skali produkcji. Te duże gospodarstwa produkują na rynek, zapewniają bezpieczeństwo żywnościowe. Mniejsze za to mogą funkcjonować i działać korzystając z uproszczonych zasad rolniczego handlu detalicznego, sprzedaży bezpośredniej, które pomagają w skracaniu łańcucha dostaw. Ich wsparcie na pewno nam się odpłaci dobrymi rozwiązaniami i produktem wysokiej jakości, który może pojawić się na naszych rynkach.
Czy hodowcy mogą dostać wyższe dopłaty bezpośrednie?
Spada liczba gospodarstw, które mają produkcję zwierzęcą. Czy poprzez dopłaty bezpośrednie będzie można jakoś próbować wesprzeć tych rolników?
Wspieramy ich, realizując ekoschematy dobrostanowe. Po to, żeby właśnie pokazać, że ta produkcja, która wymaga więcej pracy, większych nakładów jest dodatkowo premiowana. Z czego wynika jej spadek? Gospodarstwa przejmują młodzi rolnicy. Następcy niekoniecznie chcą brać się za ten najtrudniejszy obszar, bo produkcja zwierzęca jest najtrudniejszą częścią prowadzenia gospodarstw. Musimy przez 365 dni w roku dbać o te zwierzęta. To jest często problem z wyjazdem nawet na weekend, nie mówiąc o dłuższym urlopie.
Wielu młodych rolników przejmuje gospodarstwo i po prostu idzie do etatowej pracy.
Idzie do pracy, zostawia sobie produkcję roślinną, bierze kilka dni wolnego, żeby najpierw obsiać, później zebrać. A te zabiegi po drodze, to oczywiście są w stanie zrobić po godzinach i w dni wolne od pracy. Druga rzecz: nawet zwiększając gospodarstwo i opierając się właśnie na tej produkcji roślinnej oraz dodatkowej pracy, można dobrze żyć.
Można by zrobić tak, że rolnik, który ma produkcję zwierzęcą, podobnie jak młody rolnik, może liczyć na większe dopłaty. Nie tylko ze względu na dobrostan.
W przyszłości, oczywiście po 2027 roku będziemy mieli nowe otwarcie i tutaj możemy też szukać takich rozwiązań, które będą premiować produkcję zwierzęcą.