O polskie wsie nie zabiega żaden polityk?
O 10% niższa była frekwencja w ostatnich wyborach parlamentarnych na wsiach, niż w miastach. Czy to wynik mniejszej świadomości mieszkańców terenów wiejskich? A może żadna partia polityczna po prostu nie zabiega o ich głosy?
W październikowych wyborach parlamentarnych 2015 r. wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Zdobyło 37,58 % poparcie. Na drugim miejscu znalazło się PO z wynikiem 23,6%. Partia Kukiz'15 osiągnęła 8,7 % poparcia, Nowoczesna 7,7%, Zjednoczona Lewica 6,6%, PSL - 5,2%, KORWiN - 4,9% i Razem 3,9%.
Jeszcze większe poparcie, niż w całym kraju, PiS uzyskało na terenach wiejskich, bo aż 45,4%. Dziwić może, że Polskie Stronnictwo Ludowe (kojarzone z elektoratem wiejskim) nie zdobyło nawet 10% (dokładnie 9,4%). Warto zauważyć, że o 8% więcej głosów zyskało PO (17,5%) i prawie tyle samo nowa partia - Kukiz'15 (9,2%). Zjednoczona Lewica zdobyła 5,3% głosów, Nowocześni - 4,9%, KORWiN - 4,4% a Razem 2,9%.
Czy tak niski wynik PSL-u świadczy o tym, że partia ta już dawno straciła zaufanie mieszkańców wsi? Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych przyznaje, że jest członkiem tego ugrupowania i osobiście kandydował do sejmu. Mimo to ma świadomość, iż PSL przekształciło się z „partii wsi” w „partię samorządów wiejskich”. - PSL poszło w stronę samorządową. Swój wynik cały czas opiera na wynikach swoich wójtów, burmistrzów, starostów, marszałków i ugrywa tyle, ile ugrywa - stwierdza Wiktor Szmulewicz. Jego zdaniem kompletnie żadna partia nie przedstawiła programu wyborczego dla polskiej wsi. To niestety odbiło się echem na frekwencji, niższej o 10%, niż w miastach. Można odnieść wrażenie, że mieszkańcy wsi oraz partie znalazły się w błędnym kole. Nikt nie zabiega o głosy wyborców z mniejszych miejscowości, bo i po co, skoro do urn nie chodzą. Z kolei rolnicy nie widzą potrzeby fatygowania się do lokali wyborczych, jeżeli żaden z kandydatów nie ma dla nich nic do zaproponowania. A szkoda, bo na wsi mieszka około 40% wszystkich obywateli Polski.
Wiele osób podkreśla, że brakuje silnego przedstawicielstwa terenów wiejskich, zarówno na poziomie lokalnym, jak i w rządzie. - Uważam, że jest bardzo duża grupa ludzi na wsi, która nie skorzystała z przemian. Są to małe gospodarstwa, starsi ludzie, którzy zawiedli się często przez to, że obiecywano im przez wiele lat różne rzeczy w okresie wyborczym, a później okazywało się inaczej. Ludzie ze wsi nie widzą dla siebie oferty ze strony polityków. Nikt nie zabiega dziś o głosy mieszkańców wsi. I tak naprawdę dzisiaj środowiska wiejskie przegrywają z miejskimi, bo tam jest duże skupisko ludzi, prościej zrobić kampanię, łatwiej do ludzi dotrzeć. Na wsi jest to bardzo trudne - ocenia Wiktor Szmulewicz. Zaznacza, że gdyby wziąć pod uwagę udział w wyborach samych rolników - frekwencja byłaby jeszcze niższa. - Świadczy to o słabości rolniczych związków zawodowych. Mamy związki, które organizują co jakiś czas wielkie protesty. Z reguły robione jest to pod hasłem politycznym i na tym, ktoś chce z reguły coś ugrać. Okazuje się, że jest strajk i naprawdę nic dalej się nie dzieje. Ubolewam nad tym mocno, że wieś nie ma swojej reprezentacji. Czasem mniejszości wyznaniowe, obyczajowe mają swoje większe przedstawicielstwo w sejmie niż wieś - stwierdza. Dodaje, że potrzebna jest partia, które będzie reprezentować interesy wsi. - Nie mówię, że miałaby zdobyć większość i rządzić, ale gdyby uzyskała głosy na poziomie 10 - 15%, byłaby znaczącą siłą, która mogłaby odegrać naprawdę duże znaczenie - tłumaczy.
Niską frekwencję Dariusz Suszyński, prezes zarządu Związku Młodzieży Wiejskiej tłumaczy tym, że społeczności wiejskie są zamknięte. - I często kierują się tym co ich otacza, biorąc pod uwagę to, że wybory nie mają bezpośredniego wpływu na ich sytuację życiową. Wynika to też z braku poszerzania edukacji obywatelskiej, gdzie w miastach jest sporo organizacji pozarządowych, które w różnych formach aktywizują do takich działań. Na wsiach społeczeństwa ograniczają się do wyboru sołtysa, radnych, wyborów wójta i szczebli od gminnego do wojewódzkiego - mówi. Ich słaba aktywność wynika z braku pewności siebie w tym, że każdy pojedynczy głos może mieć wpływ na to, kto będzie sprawował władzę. - Występują jednak miejscowości, gdzie frekwencje są znacznie większe niż w okolicy, bywa to składową aktywności różnych organizacji i aktywności samego społeczeństwa, które od niewielkich działań, jak wspólne wykorzystywanie funduszu sołeckiego, np. na budowę placu zabaw, potrafi brać udział w wyborach w większym procencie. Takie społeczności są bardziej aktywne, gdy chodzi o wspólny cel. Przykład, który znam to referendum w gminie Końskowola, gdzie frekwencja była powyżej 58% a w skali kraju ponad 52% - tłumaczy Dariusz Suszyński.