Niepokojące doniesienia służb weterynaryjnych z granicy. Chodzi o kontrole

Przypomnijmy, że na przejściach granicznych odbywają się kontrole pojazdów w związku z wykryciem na Słowacji oraz Węgrzech wirusa pryszczycy. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Do Polski płyną doniesienia o kolejnych ogniskach pryszczycy w sąsiednich krajach. Aby nie dopuścić do przedostania się wirusa do naszego kraju, od kilku tygodni na granicy stacjonują inspektorzy weterynarii - niektórzy nawet po 12 godzin, często bez do zaplecza socjalnego, w tym toalety. W ich sprawie interweniuje Ogólnopolski Związek Zawodowy Pracowników Inspekcji Weterynaryjnej.
Pryszczyca. Brak zaplecza socjalnego i jasnych zasad pracy na granicy
Sara Meskel, przewodnicząca OZZPIW wystosowała pismo do Krzysztofa Jażdżewskiego, Głównego Lekarza Weterynarii, w którym informuje o niepokojących relacjach pracowników IW uczestniczących w dyżurach na przejściach granicznych.
„Opisują one problemy organizacyjne, braki w podstawowym zapleczu socjalnym, niejasny status prawny powierzonych zadań oraz brak odpowiedniego zabezpieczenia pracy - zarówno kadrowego, jak i finansowego” - czytamy w piśmie skierowanym do Głównego Lekarza Weterynarii.
- Obiekty, które niegdyś służyły celnikom na przejściach granicznych, w chwili utworzenia strefy Schengen są niedostępne, zostały np. wynajęte lub sprzedane prywatnym podmiotom – wyjaśnia nam Sara Meskel.
I jak dalej mówi, w niektórych lokalizacjach udało się zorganizować kontener mobilny stanowiący zaplecze. Są jednak miejsca, gdzie inspektorzy nie mają dostępu do obiektu, w tym mogliby wypisać dokumenty, odpocząć czy nawet naładować telefon.
- Inspektorzy zmieniają się, ale mamy tak słabe kadry, że te dyżury mogą trwać nawet 10 - 12 godzin, przy czym inne służby zmieniają się o wiele częściej. Mają zaplecze, żeby w taki sposób w terenie pracować. My do końca nie mamy - zaznacza przewodnicząca OZZPIW.
Zgodnie z wytycznymi, na każdym przejściu granicznym ma być jeden inspektor weterynarii.
- Przy czym, w każdym powiecie, przynajmniej jedna osoba jest pod telefonem, gdyby było potrzebne wsparcie lub gdyby faktycznie coś wydarzyło na granicy - dodaje Sara Meskel.
Czy kadry inspekcji weterynaryjnej zostaną zwiększone?
Pytamy, czy istnieje szansa na zwiększenie obsady kadrowej w inspekcjach weterynarii, zwłaszcza że widmo wdarcia się wirusa pryszczycy do Polski jest coraz bardziej realne?
- Uważamy, że znowu powinna być zrobiona weryfikacja stanu kadry pracującej obecnie w inspekcji, były ruchy kadrowe w ostatnich latach i częściowo zwiększyło się zatrudnienie, ale też nie wszędzie zgodnie z potrzebami. Nie we wszystkich powiatach to zatrudnienie wzrosło zgodnie z ilością przyznanych etatów, było też tak, że zostały przeniesione na przykład środki do innej jednostki. Na papierze mamy więcej etatów niż faktycznie pracowników. Dlatego weryfikacja jest istotna. Trudno oszacować, ile etatów jest jeszcze potrzebnych. Na pewno, gdy była mowa o etatach farmaceutycznych, to było powiedziane, że trzeba przynajmniej po jednych lub dwóch inspektorów w każdym powiecie, w zależności od tego, ile obiektów jest do kontroli - zaznacza Sara Meskel.
Przewodnicząca związków zawodowych inspektorów weterynarii wyjaśnia, że w ostatnich latach zmniejszył się kłopot związany z chętnymi do pracy w inspektoratach weterynarii w związku ze stosunkowo niskimi wynagrodzeniami.
- To był zawsze problem, natomiast teraz troszkę jest mniejszy, gdyż te zarobki się poprawiły. Natomiast ciągle jest zauważalny kłopot z pozyskaniem wykwalifikowanej kadry w miejscach mniej atrakcyjnych lokalizacyjnie. Mam na myśli np. graniczne inspektoraty weterynarii przy Ukrainą czy Białorusią. Osoba, która miałaby podjąć pracę, musi fizycznie tam mieszkać albo przynajmniej w okolicy - mówi Sara Meskel.
Związki zawodowe inspekcji weterynaryjnej pytają Głównego Lekarza Weterynarii
Przewodnicząca OZZPIW w piśmie skierowanym do Krzysztofa Jażdżewskiego, pyta m.in. o to na jakiej podstawie i przez kogo zostały wydane polecenia organizacji dyżurów granicznych przez pracowników powiatowych pracowników powiatowych i wojewódzkich inspektoratów weterynarii?
Inne pytanie dotyczy czynności, które miały być wykonywane przez pracowników IW podczas dyżurów i w jaki sposób miały być kontrolowane?
Związki zawodowe pytają GLW jeszcze o to:
„Czy pracownicy byli wyznaczani lub delegowani do realizacji zadań w innym powiecie/województwie, i jeśli tak na jakiej podstawie prawnej?
Czy czas dojazdu do miejsca pełnienia dyżuru był wliczany do czasu pracy?
Jak odbywało się rozliczanie nadgodzin oraz zapewnienie posiłków regeneracyjnych i zaplecza socjalnego?
Czy przewidziano jakiekolwiek rekompensaty (finansowe lub inne) za udział w tej formie pracy, w warunkach wykraczających poza typowy zakres obowiązków?”
- Dalej nie mamy żadnych odgórnych wytycznych, przynajmniej do organizacji związkowej nie wpłynęło stanowisko głównego lekarza weterynarii. Problem polega na tym, że tak naprawdę każda z tych jednostek radzi sobie trochę sama, więc jedne osoby to traktują jako delegację, inne starają się ludzi przekierować przez „wyznaczenie”. Jest to forma współpracy z inspekcją, gdzie lekarze weterynarii, na umowę zlecenie pełnią pewne zadania inspektoratów. W gestii powiatowego lekarza weterynarii jest, by tych ludzi pozyskać i taką pracę im zlecić. Istotne jest ujednolicenie odgórnych wytycznych i wyraźne zabieganie o to, by nas nie traktować jak każdą inną jednostkę biurową. To że jesteśmy służbą cywilną, pracujemy w tak zwanej administracji państwowej, nie znaczy, że my pracujemy jak typowy urząd. A tutaj nikt, przez tyle lat, się nie postarał o to, żeby były pewne wyłączenia lub przepisy szczególne regulujące naszą pracę, szczególnie w sytuacjach kryzysowych - tłumaczy Sara Meskel.
Związki zawodowe inspektorów weterynarii wierzą, że "rozwiązania są możliwe - jeśli pojawi się przestrzeń na dialog i chęć wspólnego działania". Pismo do głównego lekarza weterynarii zostało skierowane 24 marca. OZZPIW czeka na odpowiedź.
- Tagi:
- pryszczyca
- GLW