Juliusz Młodecki: Rolnicy nie są przestępcami
Rozmowa z JULIUSZEM MŁODECKIM, prezesem Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych
Jak pan ocenia zakaz stosowania m.in. w uprawie rzepaku zapraw zawierających substancje z grupy neonikotynoidów?
To jest błąd. Z paru powodów. Po pierwsze nie ma wiarygodnych badań, które by potwierdzały szkodliwość neonikotynoidów dla pszczół. Więcej jest emocji niż fachowej wiedzy. Po drugie zakaz stosowania środków ochrony roślin zawierających neonikotynoidy spowodował konieczność stosowania zabiegów nalistnych na jesieni przeciwko szkodnikom, których do tej pory nie zwalczaliśmy w ten sposób, czyli śmietce kapuścianej, pchełkom kapuścianym itd. To są szkodniki, które przedtem były zwalczane właśnie przy pomocy zapraw.
Po trzecie brak tych zapraw wcale nie spowodował obniżenia ceny nasion. My stosujemy gorzej zaprawione nasiona, płacimy tyle samo, a ponosimy jeszcze dodatkowe nakłady, koszty na ochronę insektycydową po wschodach.
Rolnicy oceniają, że wprowadzenie tego zakazu jest dla nich bardzo niekorzystne. Czy Krajowe Zrzeszenie Producentów Rzepaku prowadzi jakieś działania, by ten zakaz został zniesiony, czy lobbujecie w tej sprawie? W niektórych krajach zakaz nie obowiązuje - został zniesiony w Finlandii, Danii, Estonii, Bułgarii, Rumunii.
Te kraje rzeczywiście go zniosły. Wprowadziły dopuszczalne przez Komisję Europejską odstępstwo stosowania neonikotynoidów na 120 dni, czyli na okres siewów. Oczywiście, KZPR wystąpiło do ministerstwa rolnictwa z szeroko uzasadnionym przez autorytety naukowe wnioskiem - potwierdzały one nasze argumenty o braku rzeczywistych badań i obserwacji pozwalających powiedzieć, że te substancje są szkodliwe dla pszczół. Niestety, otrzymaliśmy odpowiedź negatywną. Trzeba uczciwie powiedzieć, że nie jesteśmy jedynym krajem - więksi producenci, jak Francja i Niemcy również wprowadziły ten zakaz. Lobbujemy jednak w tej sprawie zarówno na forum Polski, jak również jako uczestnicy grupy roboczej oleistych COPA COGECA, łącznie z naszymi partnerami, w Komisji Europejskiej. Przedstawiamy różne argumenty, staramy się o to, aby po dwuletnim okresie moratorium, czyli czasowym wprowadzeniu zakazu, być przygotowanym na to, by pokazać argumenty, że ten zakaz jest nieuzasadniony. Współpracujemy z COBOREM (Centralnym Ośrodkiem Badania Odmian Roślin Uprawnych - przyp. red.), który na naszą prośbę będzie prowadził badania pokazujące, jaki jest wpływ braku neonikotynoidów na plantacje i jakie trzeba przez to robić dodatkowe zabiegi.
Jakie skutki może przynieść przedłużenie zakazu stosowania neonikotynoidów w zaprawach?
Po pierwsze - wzrost kosztów produkcji, po drugie - może stanowić niebezpieczny precedens do wycofywania kolejnych substancji aktywnych w uprawie, nie tylko rzepaku, ale również innych roślin, przy uwzględnieniu bardzo wątpliwych argumentów. Ponadto pozbawia nas skutecznego oręża, by produkować stosunkowo tanio, dobrze i dużo. Trzeba sobie jasno powiedzieć - ja nie znam rolników, którzy by w nadmiarze stosowali środki ochrony roślin albo stosowali je niezgodnie z zaleceniami. To są naprawdę sporadyczne przypadki. Współczesne rolnictwo bez chemii się nie obędzie.
Pszczołom to podobno nie przeszkadza - rzepak kwitnie dopiero po 8 miesiącach od zaprawienia...
Jest takie stare powiedzenie kardynała Richelieu - Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam. Nie wiem, czy te organizacje ekologiczne są naprawdę przyjaciółmi pszczelarzy. My mamy mnóstwo zdjęć, na który widać pasieki wystawione na pola rzepakowe - i co, pszczelarze sami zabijają swoje pasieki?
Dane pokazują, że ilość rodzin pszczelich wzrasta. To, że co jakiś czas zdarzają się jakieś perturbacje zdrowotne u pszczół, o niczym nie świadczy. One były zawsze, nawet wtedy kiedy jeszcze nikt nie słyszał o środkach ochrony roślin.
Pewnie najprościej „przyczepić się” do rolników i im utrudniać pracę...
Rolnicy nie są przestępcami. Chcą produkować, ale muszą mieć narzędzia do produkowania. Odbieranie im kolejnych narzędzi do produkowania na przyzwoitym poziomie, jest podcinaniem gałęzi, na którym opiera się rolnictwo. Bez chemii nie może w tej chwili funkcjonować. Obecny poziom chemizacji nie jest na poziomie DDT. Czasem mam jednak wrażenie, że obrońcy środowiska są właśnie na tym poziomie. Będziemy robić wszystko, co możliwe, żeby to „wyprostować”, ale głową muru nie przebijemy.
Juliusz Młodecki ma 58 lat. Od 35 lat prowadzi z żoną gospodarstwo, które obecnie liczy 150 ha i jest nastawione na produkcję roślinną (rzepaku i buraków) i zwierzęcą (trzoda chlewna, 90 macior w cyklu zamkniętym).
W zarządzie Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych jest od początku jego istnienia. W poprzedniej kadencji był jego wiceprezesem. Od czerwca pełni funkcję prezesa. - Najważniejsza rzecz dla całego zrzeszenia to zapewnienie stabilizacji produkcji rzepaku w Polsce. Żeby to zrobić, trzeba pilnować dwóch rynków: spożywczego, który jest stały, ale dla niego potrzeba tylko miliona stu tysięcy ton rzepaku i rynku technicznego, biopaliw, który jest w stanie zagospodarować kolejne dwa miliony, dwa i pół miliona ton rzepaku - mówi o zadaniach KZPRiRB jego prezes. Podkreśla, że rzepak jest rośliną bardzo potrzebną w gospodarstwach - dla płodozmianu, dla zbiorów, dla bioróżnorodności, dla spełnienia obecnych kryteriów zazielenienia. - Dla dużych gospodarstw niespecjalnie jest inna alternatywa, jeśli chodzi o płodozmian. Tego musimy pilnować, a są różne zagrożenia - środki ochrony roślin, tzw. czynnik ILUC (wskaźnik pośredniej zmiany użytkowania gruntu, czynnik ILUC określa poziom emisji gazów cieplarnianych związanych ze zmianą użytkowania gruntów - przyp. red.). Stabilizacja produkcji rzepaku jest więc priorytetem - dodaje Juliusz Młodecki.
Bardzo ważne jest też przekonanie plantatorów do zrzeszania się w związku branżowym. - Związki powinny być wiodącym elementem, który reprezentuje interesy rolników. Im większe zaangażowanie plantatorów, im większe członkostwo, tym większa siła przebicia związku. A z tym bywa różnie - przyznaje prezes KZPR. - Rolnicy mają oczekiwania, kiedy jest źle. Kiedy jest lepiej, chęć zrzeszania się, aktywnego uczestnictwa jest mniejsza. To problem wielu związków branżowych, jeśli nie wszystkich.