Ile kobiet pracuje w rolnictwie?
Czy rolnictwo to miejsce pracy dla kobiet? Czy kobiety chętnie podejmują się prowadzenia gospodarstw rolnych? Jak było kiedyś? A jak jest teraz? Czy pań w sektorze rolnym będzie przybywać?
Kobiety z silnymi osobowościami świetnie prowadzą gospodarstwa
Rolnictwo to branża zdominowana przez mężczyzn. Nie oznacza to jednak, że kobiety, które podejmują się trudu pracy w tym sektorze, nie radzą sobie wspaniale. - Jeżeli kobieta chce oraz ma ambicje to potrafi wszystko zrobić i „nie daje się” mężczyznom – mówi Wanda Kuzyszyn z Przemkowa w woj. dolnośląskim, która wspólnie z mężem przez wiele lat prowadziła gospodarstwo rolne. Jej zdaniem wszystko zależy od cech charakteru, osobowości i determinacji, a nie płci. Pani Wanda ma 70 lat. Wspomina, że w przeszłości nie dosyć, że zajmowała się domem, to jeszcze udzielała się w gospodarstwie i pracowała zawodowo.
- Gdy przychodziłam z pracy, przebierałam się i najważniejsza wtedy dla mnie była zwierzyna. Zwierzęta stały i na mnie czekały. Trzeba było ogarnąć je, nakarmić i dopiero wtedy był czas na zajęcie się domem. Zwierzęta były w pierwszej kolejności, miałam nawet taki przypadek, że całą noc spędziłam ze świnią w chlewni. Chorowała, stosowałam tradycyjne sposoby, by jej gorączkę zbić – opowiada pani Wanda i dodaje, że w tym nawale zadań był też czas dla siebie. - Gdy człowiek był młodszy i tak miał grafik poukładany, że czasu musiał być na wszystko – dodaje.
Jej zdaniem w relacjach damsko – męskich, w tym i w branży rolnej, liczy się partnerstwo.
- Obowiązki zawsze były dzielone na nas dwoje, na mnie i na męża. To od samych kobiet zależy, czy faceci będą nimi kierować i mówić: „ach ty nie nadajesz się do prowadzenia gospodarstwa, idź do garów”. Mój mąż ostatnio na spotkaniu towarzyskim wspomniał, że żonę to trzeba sobie wychować… aby do garów, w pranie się nie wtrącała!” Słuchacze tym tekstem byli zszokowani. A on dodał: „no tak, bo ja sobie w domu robię co chcę, chcę to gotuję, chcę to piorę i sprzątam. U nas jest partnerstwo”. Na co sobie pozwolimy, jak się wcześniej dogadamy, tak mamy – stwierdza pani Wanda.
Jej zdaniem znaczenie kobiet w rolnictwie będzie rosnąć. Coraz więcej będzie pań wykształconych w tym kierunku. Będą też częściej decydować się na obejmowanie kierownictwa na farmach.
- Myślę, że teraz kobiety są inne. Panie coraz więcej biorą sprawy w swoje ręce. A mężczyźni niektórzy są tacy, że się boją i nimi trzeba czasem pokierować - opowiada pani Wanda.
30% pracujących w rolnictwie to kobiety
- W ogólnej liczbie 1,3 mln pracujących użytkowników, 887,8 tys. to mężczyźni (68,7%). Rozkład płci wśród użytkowników gospodarstw indywidualnych jest zbliżony zarówno wg spisu rolnego 2010 jak i spisu 2020 – mówi Karolina Walaszczak z Głównego Urzędu Statystycznego.
Kobiety pracują w mniejszych gospodarstwach
Poza tym kobiety są częściej użytkownikami gospodarstw o mniejszej powierzchni – do 10 hektarów.
- W skali województw udział kobiet i mężczyzn wśród użytkowników gospodarstw jest zróżnicowany i waha się o około 15 punktów procentowych. Najwyższy odsetek mężczyzn pełniących rolę użytkownika jest w województwie kujawsko-pomorskim a kobiet użytkowników - w województwie podkarpackim – zaznacza Karolina Walaszczak z GUS.
Podobnie statystyki przedstawiają się w innych krajach Unii Europejskiej. Jak wynika z danych Eurostatu na 2013 rok średnio tylko 30 proc. gospodarstw rolnych było zarządzanych przez kobiety. Trzeba jednak wspomnieć także o pewnych odchyleniach. Na Litwie na przykład 47 procent gospodarstw jest zarządzanych przez kobiety, a w Holandii tylko 5 procent.
Parlament Europejski podejmuje działania w kierunku zwiększenia roli kobiet w rolnictwie. W kwietniu 2017 roku przyjął raport, który dotyczył właśnie udziału pań w sektorze rolnym. Unijni prawodawcy wierzą bowiem, że kobiety mogą odegrać kluczową rolę w odnowie obszarów wiejskich, które nie muszą być skazane na urbanizację.
Kobiety odchodzą z gospodarstw z powodu pieniędzy
O niepokojących trendach w rolnictwie mówi pani Beata z powiatu gostyńskiego w Wielkopolsce. Wspólnie z mężem prowadzi gospodarstwo specjalizujące się w produkcji mleka.
- Wiele moich koleżanek musiało opuścić prace w gospodarstwie na rzecz zatrudnienia, bo niestety nie udawało się już z tego gospodarstwa wyżyć. Wiele osób rezygnuje z gospodarstwa z uwagi na trudną sytuację i ogromną niepewność – stwierdza pani Beata.
Z rolnictwem pani Beata związana jest od dziecka. Wywodzi się z rodziny rolniczej i przejęła gospodarstwo po rodzicach. Nie miała okazji pracować w innym zawodzie, niż rolniczka. Mimo to nie żałuje.
- Lubię robić to co robię. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie wyobrażam sobie pracy w innym miejscu niż gospodarstwo, bo jeśli sytuacja mnie do tego zmusi, to będę skłonna poczynić pewne kroki. W młodości pojawiały się myśli, że może chętnie bym spróbowała swoich sił w innych branżach, ale ostatecznie przejęłam po rodzicach schedę. Kiedyś w gospodarstwach było inaczej, gdy rodzice powiedzieli: „ty masz zostać w gospodarstwie” to nikt się nie przeciwstawiał. Dziś jest inaczej. To raczej wielu dorosłych zniechęca do pracy w rolnictwie swoje dzieci z uwagi na trud i niepewność. Nie masz ani jednego dnia wolnego czy to niedziela czy święto, ja pracuję 7 dni w tygodniu. Nie jest to łatwe – komentuje pani Beata.
Zadania, jakie spoczywają na pani Beacie to dojenie krów, opieka nad cielakami, prowadzenie ewidencji zwierząt. - Na mojej głowie są też obowiązki domowe, zadbanie o ogród, teren przy domu. Każdy dzień kończy się późno wieczorem, czasem nawet o 23.00 - mówi rolniczka.
Czy w jej opinii młodych kobiet chętnych do prowadzenia gospodarstw będzie przybywać?
- Znam młode dziewczyny, które chętnie zajmują się pracą na roli, ale jest coraz mniej takich pań, wyjeżdżają do miast, kończą studia i mniej chętnie wracają na wieś – stwierdza pani Beata.
Czytaj także: Aleksandra Filipiak - właścicielka nowej obory, plantacji truskawek i hoteliku
Ta rolniczka ma 24 lata i swoją chlewnie na tysiąc sztuk świń
Są na szczęście i kobiety, które chcą wiązać swoją przyszłość z rolnictwem. Doskonałym przykładem takiego podejścia jest 24 – letnia Justyna Wlaźniak z okolic Piotrkowa Trybunalskiego. Prowadzi własny obiekt inwentarski na tysiąc sztuk i kończy studia zootechniczne w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Ważną decyzję dotyczącą swojej przyszłości zawodowej podjęła już pod koniec liceum.
- Cały czas wdrażam się w pracę w rolnictwie. Studiuję, by jeszcze więcej się nauczyć i by wejść w branżę na 100 procent. Poza tym dużo wiedzy pozyskuję od rodziców. Fajną kwestią jest to, że jest się szefem dla samego siebie, nikt nie nadzoruje mi tego dnia pracy - opowiada pani Justyna.
Zadania, jakie codziennie spoczywają na młodej rolniczce (jeśli nie jest na uczelni) to kontrola warunków mikroklimatycznych panujących w budynku oraz zdrowotności świń a także przygotowanie żywienia, a więc zwierzętom zadanie paszy.
- Sprawdzam jak działają wszystkie mechanizmy, czy wszystko jest w chlewni w porządku. 2 dziennie takie obchody trzeba zrobić. Jako studentka mam obowiązek nauki. Ale na szczęście mam ogromne wsparcie w rodzicach, który mnie zastępują, gdy mnie nie ma - opowiada pani Justyna.
Justyna Wlaźniak zaznacza, że pracuje w gospodarstwie rodzinnym. Jej rodzice posiadają własne obiekty inwentarskie, brat także.
Czy są zadania w rolnictwie, których, jej zdaniem, nie powinna imać się kobieta? - Musiałabym bardziej nad tym się zastanowić, ale wydaje mi się, że nie. Bardziej to jest kwestia chęci niż powinności. Nie każda kobieta chciałaby na przykład padlinę wyciągać z kojca – stwierdza młoda rolniczka.
W rolnictwie nadal są stereotypy?
Potwierdza, że są czynności, których w gospodarstwie się nie podejmuje. Ale bardziej wynika to z podziału obowiązków i zdobycia odpowiedniej wiedzy oraz doświadczenia.
- Nie operuję maszynami rolniczymi, ale myślę, że gdy się nauczę, to też wsiądę na traktor. Osobiście nie pracuję w polu, nie wywożę gnojowicy, ale uważam, że nie jest to kwestia tego, że ja nie chcę, tylko nawału rzeczy i umiejętności, które muszę się jeszcze nauczyć. Uważam, że w przyszłości nie będę miała z tym problemu, by to robić. Choć nadal panuje taki stereotyp, że w pole to facet powinien jechać – mówi pani Justyna Wlaźniak.
W jej opinii niestety stereotypów, o dominującej roli mężczyzn, panujących w branży rolnej jest jeszcze więcej. Powoli są obalane, trzeba jednak nad nimi jeszcze popracować.
Na szczęście są kobiety, które „nie dają” się utartym schematom i idą pod prąd. Kończą studnia rolnicze i podejmują się prowadzenia gospodarstw rolnych
- Mam koleżanki na SGGW, które interesują się rolnictwem i w tym kierunku chcą podążać – mówi pani Justyna.
Czytaj także: 350 hektarów, park jeleni i rolniczka u steru [ZDJĘCIA]