Grupy Producentów Żywca „Szymanowo” w Niemarzynie
72 rolników zrzeszonych w rawickiej grupie producenckiej produkuje łącznie 22 tysiące sztuk trzody chlewnej rocznie. - Sześć lat temu stwierdziliśmy, że razem będzie nam łatwiej. Dziś nie żałujemy naszej decyzji. Do nas może należeć każdy producent żywca. Nigdy nie skreślamy „małych” rolników - tłumaczy Paweł Rojda.
W 2006 roku grupa rawickich rolników podjęła decyzję o utworzeniu grupy producenckiej. - Stwierdziliśmy, że jeśli razem będziemy zaopatrywać się w różne środki potrzebne do produkcji roślinnej i zwierzęcej, to będzie taniej, a jednocześnie nasze produkty będzie nam łatwiej i drożej sprzedać. W naszym przypadku chodziło akurat o sprzedaż tuczników - mówi Paweł Rojda, członek zarządu Grupy Producentów Żywca „Szymanowo” w Niemarzynie. Nie było łatwo. Głównym problemem był fakt, że wiele zakładów skupujących żywiec, próbowało rozbić grupę. - Potrafili rolnikowi, który nie był w grupie, zapłacić 10 czy 20 groszy więcej niż temu, co jest członkiem. Zdarzały się też oferty dla naszych członków, że jak sprzedadzą poza grupą, to też dostaną więcej. Chyba mieli na uwadze, że grupa ma większe możliwości negocjacyjne i nie chcieli do tego dopuścić - podkreśla Paweł Rojda.
W grupie jest łatwiej
Zarówno Paweł Rojda, jak i inni rolnicy z „Szymanowa” uważają, że w grupie jest łatwiej. - W jednym roku, kiedy nie szła sprzedaż tuczników, my mieliśmy podpisane umowy z firmami i było wiadomo, że w ciągu tygodnia czy dwóch muszą od nas odebrać żywiec. Dlatego też nasi rolnicy nie mieli żadnych przestojów w produkcji. W ten sposób zauważyli, że jednak są jakieś plusy i korzyści z bycia w grupie. Moment, kiedy nie idzie sprzedać danego towaru, to też najlepsza okazja do wzmocnienia grupy - zaznacza Piotr Gill, właściciel 82-hektarowego gospodarstwa w Dąbrowie. Początkowo grupa zrzeszała przeszło 20 członków. Po dwóch latach było ich już 40, a dziś jest 72.
Jednak grupa producentów nie skupiła się tylko na sprzedaży tuczników. Już po drugim roku działalności zaczęli próbować zaopatrywać rolników w potrzebne towary do produkcji - nawozy, pasze i koncentraty. Nie mając swojej siedziby - docelowy magazyn zrobili na terenie gospodarstwa Pawła Rojdy w Zielonej Wsi. Jednak obecnie dysponują już własnym obiektem w Niemarzynie. - W czwartym roku działalności, zarząd na czele z prezesem Karolem Przybeckim zdecydował się na kupno nieruchomości po dawnej spółdzielni Kółek Rolniczych w Niemarzynie. Udało nam się zakupić obiekt i tu staramy się rozwijać - mówi Paweł Rojda.
- Jeśli widzi się takie efekty, to myślę, że warto było założyć naszą grupę. Potwierdzeniem sukcesu jest choćby założenie kolejnych grup producenckich. Dziś zrzeszamy 72 rolników, mamy swój obiekt i ciągle coś się dzieje. Należą do nas rolnicy głównie z powiatu rawickiego, ale zdarzają się też z ościennych terenów, zwłaszcza Dolnego Śląska. W grupie „wołowej” mamy rolnika aż spod Głogowa. Łącznie produkujemy 22 tys. sztuk trzody chlewnej, który najczęściej trafia do zakładów w Kutnie, Golejewie, Święciechowie i Golince. Ostatecznie rolnik decyduje, do jakiej ubojni chce sprzedać swój towar. Nasi rolnicy za pieniędzmi czekają od 3-4 dni, maksymalnie do 7. W swoich cennikach kilka ubojni stosuje wyższe ceny dla członków grup - stwierdza Paweł Rojda.
Rawstek
W 2011 roku założono kolejne dwie grupy trzodowe oraz grupę rolników produkujących bydło opasowe. Powstała ona pod nazwą Rawstek z siedzibą w Niemarzynie. W tej chwili zrzeszonych w niej jest 13 rolników. - Na razie jest to niewielka produkcja, bo około 300 sztuk rocznie, ale póki co, ten segment rynku jest niezrzeszony. Tego typu grup praktycznie nie ma w okolicy. Są grupy producentów warzyw i zbóż, ale bydła opasowego wcale - przyznaje Paweł Rojda.
Jako grupa rolnicy mogą liczyć na dofinansowanie. Początkowo otrzymywali dopłatę do każdej sprzedanej sztuki - 5% do ceny netto. - Niestety, kiedy już formalnie zawiązaliśmy grupę, to się okazało, że minister rolnictwa wprowadził ustawę, że nie można tych środków podzielić między rolników, tylko muszą one być wykorzystane na potrzeby grupy. Miało to chyba na celu, żeby grupy dalej się rozwijały. Wówczas zrobiło się trochę zamieszania i zamętu w naszej grupie. Niektórzy nasi członkowie byli bardzo zbulwersowani brakiem możliwości podziału przyznanej dopłaty między nich - wspomina Paweł Rojda. W pierwszym roku, jako grupa, sprzedali około 14 tys. sztuk trzody, dzięki czemu dostali dość spore dofinansowanie. Musiało ono być przeznaczone m.in. na szkolenia. - Za kolejne dotacje zamierzamy przede wszystkim rozbudować bazę należącą do grupy. Miejsce to było bardzo zapuszczone, ale z biegiem czasu udało nam się tu zrobić trochę porządku - dodaje rolnik.
Należąc do grupy, rolnicy otrzymują karty rabatowe na paliwo oraz bonifikaty w niektórych sklepach na zakup materiałów potrzebnych do produkcji rolniczej. - Jeśli nie uda nam się wprowadzić do sprzedaży u nas środków ochrony roślin, to zamierzamy pozyskać dla naszych rolników rabaty na ich kupno. Dla członków organizujemy też zaopatrzenie w materiał siewny. Może w przyszłości uda nam się załatwić też rabaty na usługi weterynaryjne. Od dwóch lat posiadamy również mobilną mieszalnię pasz, a nasi członkowie posiadają odpowiedni rabat na wykonanie tej usługi. - stwierdza Paweł Rojda.
- Niektórych trudno jest przekonać do wstąpienia do grupy. Są rolnicy, którzy mają negatywne doświadczenia z czasów końca lat 90., kiedy powstały grupy i niestety nie zdołały one się utrzymać. W tamtych przypadkach rolnicy od sprzedaży żywca musieli jeszcze odprowadzić pewną kwotę na rzecz grupy. Tamta forma się nie sprawdziła, a niesmak pozostał. U nas rolnik niczym nie ryzykuje. My nie zatrzymujemy ani grosza z otrzymanej ceny w ubojni. Sam jestem w grupie od samego początku. Szkoda, że rolnicy tak nieufnie podchodzą do tego tematu. Na zachodzie Europy tego typu formacje działają z powodzeniem już od przeszło 40 lat. Może u nas też musi minąć jedno pokolenie. Będzie nas więcej, to będziemy silniejsi. Gdybym dziś miał podjąć wybór czy wstąpić do grupy producenckiej, ponownie bym to zrobił. 6 lat temu wzorowaliśmy się na jarocińskich grupach. Po ich doświadczeniach wiemy, że lepiej kiedy zaczyna się od mniejszej ilości i rolnicy dochodzą, aniżeli od razy byłoby ich wielu, a po czasie zaczęliby z grupy uciekać. Lepiej dogada się mniejsza ilość osób, a potem ci dochodzący muszą się już dostosować do panujących w grupie warunków. Patrząc w przyszłość wiemy, że są założenia, iż po roku 2013 dofinansowanie do grup pójdzie w kierunku wzmocnienia wspólnych inwestycji wielu grup. Na pewno nie skorzystają na tym ci, który do grup nie należą - tłumaczy Piotr Gill