Ceny ON. Szykują się duże podwyżki!
- Całkiem realny jest scenariusz, że od początku przyszłego roku będziemy mieli do czynienia z dużo wyższymi cenami paliw - mówi Grzegorz Maziak redaktor naczelny serwisu e-petrol.pl.
- Obecnie notujemy obniżki w cenach rafinerii. Spodziewamy się, że w tym tygodniu ceny mogą trochę spaść, bo widzimy bardzo wyraźne umocnienie się złotówki w relacji do dolara. To jest sytuacja z ostatnich dni i to się pewnie przełoży na bieżącą sytuację cenową na rynku paliw. W sprzedaży detalicznej może to oznaczać spadki nawet o kilkanaście groszy - tłumaczy Grzegorz Maziak. - Co ciekawe, ceny będą mocniej spadać w przypadku diesla, więc to powinno ucieszyć rolników - dodaje.
Od nowego roku podwyżki... duże podwyżki
Według eksperta w dłuższej perspektywie wiele wskazuje jednak na to, że na przełomie stycznia i lutego przyszłego roku, ceny paliw pójdą w górę. Wszystko za sprawą embarga na dostawy ropy i paliw z Rosji, które w przypadku surowca wejdzie w życie już w grudniu, a dla produktów naftowych ma obowiązywać od lutego przyszłego roku.
- To embargo może skomplikować bilans popytu i podaży w całej Europie. My, Polska też jesteśmy importerem rosyjskiego diesla, więc te luki będziemy musieli uzupełnić w inny sposób - mówi Maziak. - A ten sposób pewnie będzie droższy, bo jeżeli będziemy się bić z całą Europą o to, żeby paliwo do nas dotarło, to pewnie trzeba będzie zapłacić za to więcej - dodaje.
- Wiele wskazuje na to, że jeżeli ktoś może, to powinien zrobić większe zakupy teraz. Muszę przy tym zaznaczyć, że mamy bardzo dynamiczną sytuację, jeżeli chodzi o środowisko międzynarodowe i czynniki nieprzewidywalne mogą wiele namieszać. Jeżeli jednak sytuacja w Ukrainie się nie uspokoi i premia za ryzyko, którą mamy dzisiaj w cenach nie zniknie, to taniej na pewno nie będzie - zaznacza redaktor naczelny portalu e-petrol.pl.
Dużym znakiem zapytania jest także sytuacja gospodarcza. - To, że paliwa są teraz trochę tańsze niż przed kilkoma tygodniami, to też jest element związany z tym, że inwestorzy na rynkach naftowych obawiają się, że słabnące tempo wzrostu gospodarczego odbije się negatywnie na popycie na paliwa. W związku z tym, jeżeli faktycznie sytuacja będzie się pogarszać, to te ceny też mogą znaleźć się pod presją - tłumaczy ekspert.