ASF. Lekarz weterynarii: podmienić próbkę krwi do badania?
Taką propozycję lekarz weterynarii, zajmujący się zwalczaniem ASF, chciał złożyć rolnikowi. Omyłkowo zadzwonił... do dziennikarza Wspólnoty Radzyńskiej, o tym samym nazwisku.
W poniedziałek, 10 września, tuż po godzinie 15:00 lekarz weterynarii świadczący usługi na rzecz Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej zadzwonił do dziennikarza Wspólnoty Radzyńskiej. Zrobił to przez pomyłkę, bowiem redaktor nosi identyczne nazwisko jak rolnik, do którego lekarz zamierzał zadzwonić.
- Mamy uwalnianie gminy w tej chwili z tej zapowietrzonej strefy i mam u pana krew pobrać. Podłożyć od kogoś, czy będziemy się szarpać? - mówił weterynarz.
Wybrał numer przez pomyłkę
Lekarz miał numer telefonu do dziennikarza z relacji służbowej, ponieważ redaktor zajmuje się problematyką ASF i pisze o wydarzeniach związanych z tą chorobą. Jeździ w teren, spotyka się z rolnikami i czasem ze służbami weterynaryjnymi.
Podczas jednego z takich spotkań lekarz weterynarii poprosił dziennikarza o dane personalne i numer telefonu, żeby wskazać go jako świadka. Zapewne dlatego potem przez pomyłkę wybrał jego numer.
Rozmowa telefoniczna lekarza weterynarii z dziennikarzem Wspólnoty z dnia 10 września br.
AK.: Dzień dobry, A. K. się kłania, szefuniu. Mamy uwalnianie gminy w tej chwili z tej zapowietrzonej strefy i mam u pana krew pobrać. Podłożyć od kogoś, czy będziemy się szarpać?
Andrzej Dejneka: Nie bardzo rozumiem.
AK.: No wezmę od kogoś i podam jako próbkę od pańskiej świni. Czy przyjeżdżać i pobierać krew?AD.: Wie pan z kim pan rozmawia?
AK.: Pan Dejneka?
AD.: No.
AK.: Nie z Piech?
AD.: Nie, nie, nie. Ze Wspólnoty proszę pana.
AK.: Aaaaaaaaaa. Przepraszam.
AD.: Nie ma za co. Bardzo ciekawie pan powiedział. Do widzenia.
Bał się, że świnia padnie
Następnego dnia redaktor pojechał do miejscowości, w której lekarz prowadzi praktykę weterynaryjną, jednak nikogo tam nie zastał. Ustalił, że lekarz jest w sąsiedniej wsi. Spotkał się tam z lekarzem i zapytał, dlaczego ten zaproponował podmianę próbki krwi? Lekarz tłumaczył, że chodziło o to, że pobierał od świni w ostatnim czasie krew kilka razy i obawiał się, że przy kolejnym pobieraniu zwierze mogłoby paść.
Tak z rozmowy tłumaczy się lekarz weterynarii
W dniu 10 września br. w godzinach porannych w gospodarstwie mojego klienta pobierałem krew od tucznika do badania w kierunku ASF. Badanie to miało umożliwić ubój gospodarczy. Zaznaczam, że w wyżej wymienionym gospodarstwie jest tylko jedna sztuka trzody chlewnej, przez co w przeciągu krótkiego okresu była ona poddawana kilkukrotnemu inwazyjnemu zabiegowi pobierania krwi. Po pobraniu krwi zastanawialiśmy się z klientem czy przy ewentualnym następnym pobraniu w/w sztuka nie padnie zwłaszcza, że w niedalekiej przyszłości miało nastąpić uwalnianie obszaru zablokowanego po wystąpieniu ognisk ASF, co wiąże się z ponownym pobieraniem krwi. Traf chciał, że o akcji uwalniania dowiedziałem się już w ciągu kilku godzin od pobrania krwi. Dzwoniąc (w moim mniemaniu) do mojego klienta bezceremonialnie i w formie czarnego humoru nawiązałem do naszej porannej rozmowy. Jak widać nie był to najszczęśliwszy pomysł.
W poniedziałek, 20 sierpnia, Wojewoda Lubelski, Przemysław Czarnek, spotkał się z rolnikami we wsi Dawidy. W spotkaniu uczestniczył też ks. Stanisław Chodźko, duszpasterz rolników diecezji siedleckiej. Podczas rozmowy rolnicy mieli uwagi i wątpliwości co do działań lekarzy weterynarii. Wówczas Wojewoda powiedział, aby zgłaszać do niego podejrzenia nieprawidłowości w działaniach służb weterynaryjnych. Mając to na uwadze, wysłaliśmy treść rozmowy telefonicznej pomiędzy lekarzem weterynarii a dziennikarzem do Przemysława Czarnka z prośbą o komentarz.
ZOBACZ TAKŻE: ASF. Ognisko w chlewni na 1400 świń!
Przemysław Czarnek, wojewoda lubelski uznał sprawę za skandaliczną.
Sprawa jest absolutnie skandaliczna i nie ma przyzwolenia na tego typu działania. Uzyskałem informację od służb weterynaryjnych, że lekarz, który rozmawiał z panem redaktorem, nie jest pracownikiem Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej, a lekarzem, któremu inspekcja zleciła tego rodzaju czynności – czyli pobieranie próbek krwi. Z tego co wiem, powiatowy lekarz weterynarii już dzisiaj, w związku z tą sytuacją rozwiązuje z nim umowę o współpracy. Ponadto przeciwko niemu trafi zawiadomienie do rzecznika dyscyplinarnego lekarzy weterynarii, gdzie zostanie uruchomiona procedura związana ze wszystkimi sankcjami, jakie w tym momencie powinny być wobec lekarza zastosowane przy tego typu zachowaniu, łącznie z pozbawieniem prawa wykonywania zawodu. To już jednak nie jest kwestia wojewody tylko służb, które zajmują się dyscypliną w zawodzie lekarza weterynarii. Ja podjąłem w tej sprawie natychmiastowe działania – wojewódzki lekarz weterynarii został przeze mnie poinformowany o sytuacji, zbadał sprawę i wszelkie czynności są w przygotowaniu. W pierwszej kolejności jest to rozwiązanie współpracy z lekarzem przez powiatowego lekarza weterynarii
Do sprawy odniósł się też ks. Stanisław Chodźko, który wspiera właścicieli gospodarstw dotkniętych ASF.
- Mam nadzieję, że będzie to gorzka lekcja dla środowiska lekarzy weterynarii i że wyciągną z tego wnioski i przestaną likwidować rodzinne gospodarstwa, gdzie hoduje się zdrowe świnie o smacznym mięsie - mówi.
Wysyłał rolników do Ministerstwa
20 czerwca br. bohater naszego artykułu, wspólnie z Anną Gołacką, parczewskim powiatowym lekarzem weterynarii, brał udział w akcji wybijania 1140 świń w gospodarstwie w miejscowości Dawidy. Rolnik miał świnie w 3 budynkach. Nie u wszystkich zwierząt stwierdzono chorobę, ale zabito wszystkie. Przeciwko temu protestowało bezskutecznie ponad 100 okolicznych rolników.
Taka rozmowa odbyła się wówczas pomiędzy lekarzem weterynarii a rolnikami:
Lekarz: Każdy z państwa postulatów jest słuszny, tylko co wy robicie w tym miejscu i co chcecie uzyskać od ludzi do czarnej roboty? Przecież my jesteśmy tutaj od zapieprzania, a nie do podejmowania decyzji.
Rolnicy: Nie może pan odmówić wykonania tego?
Lekarz: A dlaczego mam odmówić?
Rolnicy: Bo pieniądze?
Lekarz: Powinniście być pod Ministerstwem Rolnictwa, a nie tu.
Jak zakończyła się ta historia w sądzie? Nie uwierzysz!