Na jakie problemy natrafiają rolnicy przy stawianiu chlewni?
Budowa chlewni to złożony proces, podczas którego trzeba wykazywać się dużą dozą cierpliwości. Czego można się spodziewać? Od czego zacząć?
Każdy rolnik, który zdecyduje się na inwestycję w produkcję trzody chlewnej, musi na samym początku określić DJP (duże jednostki przeliczeniowe). To właśnie wielkość DJP przesądza o tym, czy planowana inwestycja oddziałuje na środowisko i w jakim stopniu. A od tego będzie zależała nasza droga proceduralna przy pozyskiwaniu odpowiednich zezwoleń.
Można założyć, że istnieją dwie kategorie budowanych chlewni. Pierwsza to przedsięwzięcia znacząco oddziaływujące na środowisko. Zalicza się do nich chów lub hodowlę zwierząt w liczbie nie mniejszej niż 210 dużych jednostek przeliczeniowych. W ich przypadku zawsze istnieje obowiązek przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko. W tym celu inwestor musi wystąpić o sporządzenie takiego raportu. Bez niego niemożliwe jest uzyskanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, którą wydaje wójt, burmistrz lub prezydent miasta. W sprawie realizacji przedsięwzięcia konsultuje się z regionalnym dyrektorem ochrony środowiska. Zasięga również opinii powiatowego państwowego inspektora sanitarnego.
Do drugiej grupy zalicza się chlewnie mogące potencjalnie znacząco oddziaływać na środowisko o obsadzie w liczbie nie mniejszej niż 60 dużych jednostek przeliczeniowych inwentarza. W ich przypadku potrzebę przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko może stwierdzić organ prowadzący postępowanie, a więc wójt, burmistrz lub prezydent miasta. Taką decyzję może podjąć także w stosunku do przedsięwzięcia w liczbie od 40 DJP, gdy działalność prowadzona jest w odległości mniejszej niż 100 m od terenów: mieszkaniowych, zurbanizowanych niezabudowanych czy rekreacyjno-wypoczynkowych bądź na obszarach objętych formami ochrony przyrody. Przed wydaniem postanowienia o potrzebie przeprowadzenia oceny zasięga opinii regionalnego dyrektora ochrony środowiska oraz powiatowego państwowego inspektora sanitarnego a także od 2018 roku - dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.
W przypadku stwierdzenia takiej potrzeby organy te wypowiadają się co do zakresu raportu o oddziaływaniu przedsięwzięcia na środowisko. Inwestor może nie zgodzić się z obowiązkiem sporządzenia raportu i złożyć zażalenie do samorządowego kolegium odwoławczego (SKO), a jeśli to nie pomoże - do wojewódzkiego sądu administracyjnego (WSA).
Informacja o tym, czy inwestor ma obowiązek sporządzić raport bądź nie, powinna do niego dotrzeć w ciągu 30 dni. Jeśli jednak mamy do czynienia ze sprawami skomplikowanymi, zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego, termin ten może wydłużyć się do 2 miesięcy. A co robić, gdy tygodnie mijają, a wyczekiwanego dokumentu z urzędu brak? Mamy prawo wnieść zażalenie na niezałatwienie sprawy w terminie.
W przypadku inwestycji, co do której obligatoryjnie (grupa I) bądź w wyniku wydanej decyzji (grupa II) nałożono obowiązek sporządzenia oceny oddziaływania na środowisko, mogą wypowiedzieć się ludzie oraz organizacje społeczne. Swoje wnioski i uwagi mogą kierować do włodarza gminy. Właśnie na tym etapie, za sprawą głównie działalności organizacji ekologicznych, może wydłużyć się postępowanie. Mogą one bowiem uczestniczyć na sprawach strony i odwoływać się od decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach i wnosić skargi do sądu administracyjnego. Protesty okolicznych mieszkańców czy organizacji mogą zablokować inwestycje na lata. Wiele zależy od tego, jakie nastawienie do produkcji rolnej mają sąsiedzi. Jeśli sprzeciwiają się budowie chlewni, to głównie dlatego że boją się smrodu. Ich głos jest na tyle silny, że wpływa na decyzję włodarzy gmin.
- Jeśli opór społeczeństwa jest duży, organ administracji będzie robił wszystko, żeby nie wydać decyzji środowiskowej, dlatego że on jest zakładnikiem wyborców. Jeśli 200 - 300 osób protestuje, to wie, że jeśli ustąpi i wyda decyzję środowiskową, to w kolejnych wyborach nie zostanie wybrany. I organy używają różnych sztuczek, żeby tej decyzji nie wydawać bądź maksymalnie to opóźnić - stwierdza mecenas Piotr Włodawiec.
Jeśli jednak uda nam się pokonać dotychczasowe etapy i mamy w ręku raport oraz decyzję środowiskową musimy wystąpić o decyzję o warunkach zabudowy. Dotyczy to terenów, na których nie obowiązują plany przestrzennego zagospodarowania (w znacznej części gmin nie ma uchwalonych planów). Dopiero po uzyskaniu tego dokumentu możemy wystąpić o pozwolenie na budowę. Gdy ta decyzja stanie się prawomocna, możemy przystąpić do rozpoczęcia prac budowlanych. Cały proces trwa z reguły rok, może wydłużyć się jednak do nawet kilku lat.
Nie tylko protesty ludzi stanowią bariery podczas inwestowania w produkcję zwierzęcą. Jak tłumaczy Aleksander Dargiewicz z Krajowego Związku Pracodawców i Producentów Trzody Chlewnej, problemy generuje chociażby brak obowiązujących planów przestrzennego zagospodarowania, które określają, co na danym terenie można budować. Jego zdaniem brak obowiązujących planów przestrzennego zagospodarowania daje organom administracji bardzo dużą władzę, która sprowadza się do tego, że decydują o tym, jaki obiekt może, a jaki nie może powstać na terenie danej gminy.
- Utrudnienia powoduje także brak wdrożenia, zarówno na poziomie krajowym, wojewódzkim, jak i gminnym, długofalowej polityki wspierającej rozwój sektora trzody chlewnej. Nie chodzi o wsparcie finansowe, tylko wsparcie administracyjne w postaci uproszczenia procesu decyzyjnego - stwierdza Aleksander Dargiewicz.
Bardzo długi proces inwestycyjny może odstraszać wielu rolników, którzy chcieliby rozwijać swoje gospodarstwa. Nie rozumieją tego, że podmioty blokujące inwestycje nie są pociągane do odpowiedzialności w przypadku braku podstaw merytorycznych. Rolnicy się dziwią, bo z jednej strony wymaga się od nich optymalizacji produkcji, co można zrobić właśnie poprzez jej zwiększanie, a z drugiej rzuca kłody pod nogi.
- Problemem jest niska świadomość społeczna oraz krótki horyzont czasowy w myśleniu i zapominanie o tym, że były już czasy kiedy żywności brakowało, a obecnie bezpieczeństwo żywnościowe, samowystarczalność są bardzo ważne dla bezpieczeństwa Rzeczpospolitej zwłaszcza, że ilość ludności cały czas rośnie - stwierdza Aleksander Dargiewicz.
Kolejne bariery na producentów trzody chlewnej może nałożyć tzw. ustawa odorowa. Głośno na jej temat zrobiło się wiosną tego roku. Zgodnie z projektem „ustawy o minimalnej odległości dla planowanego przedsięwzięcia sektora rolnictwa, którego funkcjonowanie może wiązać się z ryzykiem powstawania uciążliwości zapachowej” postawienie nowego obiektu inwentarskiego w liczbie nie mniejszej niż 210 DJP (1500 tuczników) i nie większej niż 500 DJP będzie możliwe w minimalnej odległości od zabudowań wynoszącej tyle metrów, ile zakłada się dużych jednostek przeliczeniowych (minimalna odległość= DJP [m]). W przypadku hodowli lub chowu zwierząt w obsadzie powyżej 500 DJP chlewnia będzie mogła powstać w odległości pół kilometra. Zdaniem hodowców wprowadzenie w życie tej ustawy uniemożliwi rozwój produkcji zwierzęcej gospodarstwom rodzinnym. Wszystkie podmioty ze środowiska branżowego skrytykowały projekt ustawy.
- Wprowadzenie minimalnej odległości w zaproponowanych wartościach, w aktualnych warunkach polskich - dużego rozproszenia zabudowy mieszkalnej, w tym tzw. zabudowy siedliskowej oraz istotnego nasycenia przestrzeni kraju obszarami chronionymi, w praktyce ograniczy miejsca lokalizacji ferm z 210 DJP i wstrzyma rozpoczęte procesy uzyskiwania zgód i decyzji w tym zakresie - stwierdził Marcin Śliwiński, prezes zarządu Gobarto w piśmie skierowanym do ministra środowiska Henryka Kowalczyka w ramach konsultacji społecznych.
Dodał dalej, że „projektodawcy całkowicie świadomie zgłaszają projekt ustawy prowadzący do rezygnacji przez Polskę z odbudowy wydanej i efektywnej krajowej hodowli będącej kołem zamachowym rozwoju przemysłu spożywczego (...) Jednocześnie proponują, aby konsumpcyjne rynki Polaków zaspokajać mięsem z importu ze wszelkimi tego negatywnymi konsekwencjami dla gospodarki, w tym pogłębianiem zubożenia rozwoju obszarów wiejskich”.
Projekt tzw. ustawy odorowej w lipcu utknął w Komisji prawniczej. Producenci rolni mają nadzieję, że na długo tam pozostanie. Jeśli wkrótce prace legislacyjne nad nią znów zintensyfikują się - z pewnością branża rolnicza będzie mówić jednym głosem.