Kto wideł w ręku nie miał, nie zrozumie [WYWIAD]
Działa pan obecnie w branży nieruchomości, jest pan wiceprzewodniczącym Rady Powiatu Krotoszyńskiego, Prezesem Europejskiej Federacji Sumo, ale wielu pewnie pamięta początki pańskiej kariery zawodowej - w hodowli trzody chlewnej.
Moja kariera rozpoczęła się kiedy byłem małym, 11-letnim chłopcem w zasadzie, bo już wtedy, zmuszony sytuacją, pracowałem i zajmowałem się rozładunkiem węgla, zbieraniem makulatury, złomu, butelek i szmat. Prawie za rodzinny biznes można uznać coroczną sprzedaż świerku, piasku i porządkowanie grobów. U schyłku poprzedniego ustroju ze znalezieniem pracy był problem i pomyślałem, że ludzie zawsze będą chcieli jeść, a mięso było wtedy na kartki i przyszło mi na myśl, że zacznę od hodowli trzody. W jej trakcie pojawiła się możliwość handlowania mięsem z uboju gospodarczego.
O jakiej skali hodowli rozmawiamy?
Hodowla była prowadzona przeze mnie od prosięcia, po warchlaki i tuczniki. W takim jednym ciągu, w różnym wieku ta trzoda, w najlepszym okresie to było blisko 200 sztuk. Okazało się, że można było na tym zarobić, ale wtedy, jak się samemu je poddawało ubojowi i handlowało mięsem, a nie żywcem. Działalność prowadziłem od 1986 – 1991 r. Wtedy zaprzestałem hodowli, gdyż otworzyłem zakład przetwórstwa mięsnego i potrzebny do produkcji żywiec kupowałem od miejscowych rolników z Krotoszyna i okolic.
Dziś zakładu pan już nie prowadzi. Co się z nim stało?
Po wejściu Polski do Unii Europejskiej te małe zakłady - które nie tylko ja prowadziłem, pewnie było ich około 15 w powiecie krotoszyńskim, a z tego, co mi jest wiadomo, dzisiaj został jeden lub dwa - poprzez obostrzenia wynikające z przepisów unijnych sukcesywnie były likwidowane. Ja w 2006 r. postanowiłem, że nie będę kontynuował – restrykcje prawa unijnego były dla mnie nie do spełnienia. Na przełomie 2001/2002 wyczuwałem, że Polska dąży do wejścia do UE, podjąłem więc decyzję o dywersyfikacji i inwestowaniu w nieruchomości i uruchamiałem już wtedy gałąź, która dzisiaj stanowi praktycznie 100% mojego biznesowego zajęcia.
Czy pańskim zdaniem Unia zaszkodziła polskiemu rolnictwu?
Mimo tego, że zostałem zmuszony do zamknięcia zakładu przez obostrzenia, to uznaję członkostwo Polski w Unii jako bardzo pozytywne, biorąc pod uwagę swego rodzaju bilans zysków i strat. Trzeba sobie powiedzieć jasno – jak bardzo różni się polska wieś od tej sprzed 30 laty. Wtedy w niejednym miejscu mogliśmy zobaczyć, że rolnik orał koniem albo zdezelowanym ciągnikiem, a dziś to jest zupełnie inny świat.
Jaka jest więc pańska diagnoza sytuacji w polskim rolnictwie?
Dziś, przez wojnę na Ukrainie, Polska boryka się z niekontrolowanym zalewem zboża, ale też drobiu, miodu czy owoców miękkich i stracono kontrolę nad ich przywozem do Polski. Miała być krajem tranzytowym, a została w zasadzie końcowym odbiorcą i opłacalność produkcji u polskiego rolnika stała się u niektórych gwoździem do trumny. Jakie jest moje zdanie? Pomagać Ukrainie – tak, zamordować naszych rolników – nie.
Eksperci wskazują, że jednym z najważniejszych czynników, które określą przyszłość naszego rolnictwa jest nieuchronne otwarcie granic unijnych na produkty ukraińskie gdy skończy się wojna. Jak pańskim zdaniem się do tego przygotować?
Kształtowanie Wspólnej Polityki Rolnej w Unii Europejskiej należy do działających tam specjalistów. Muszą zostać opracowane programy, aby nadać temu ramy, a Polska ma swojego komisarza ds. rolnictwa, by nie doszło do sytuacji, która wymknie się spod kontroli i doprowadzi do bankructw na polskiej wsi. Trzeba też wskazać w tym miejscu, że dopłaty bezpośrednie, które trafiają do Polski również nie są równe dla wszystkich – a czym się różni polski rolnik od francuskiego czy niemieckiego?
Jakie jest remedium na bolączki?
Polska wieś się zmienia – dlaczego? Dzięki pracowitości i determinacji rolników. Dla nich najważniejsza jest stabilność i gwarancja cen, bo to niezbędne, by rolnik mógł inwestować. Jeśli nie będzie pewien ceny jaką dostanie, to na czym ma się oprzeć, jak ma na przykład korzystać z kredytu. A w ogóle kredytowanie w rolnictwie to odrębna kwestia. Dziś rolnicy oczekują uczciwości ze strony elit politycznych i polskich, i unijnych. Kto wideł w ręku nie miał, nie zrozumie. Jeśli ktokolwiek dziś zazdrości polskiemu rolnikowi – to niech spojrzy na jego spracowane ręce i niech powie, czy chce się zamienić.