“Król Żyta” zorganizował strajk. Skandowano: Kołodziejczak do dymisji!
9 lutego 2024 r. zapewne zapisze się na kartach naszej historii. To dzień Strajku generalnego polskich rolników. Dzień pełen emocji, w którym jasno, głośno i wyraźnie gospodarze, zgromadzeni na strajku w Gołuchowie, mówili: stop Zielonemu Ładowi, stop importowi produktów rolnych z Ukrainy, stop ograniczaniu hodowli w Polsce. Nikomu nie przeszkadzała deszczowa aura.
- Rolnicy, jesteście tu, by walczyć nie tylko o swoją przyszłość, ale także przyszłość waszych dzieci - mówił Dawid Maliński.
- Widzimy, jaka jest pogoda. Mogliśmy siedzieć w domu, każdy ma przecież swoje obowiązki, swoją pracę, ale jesteśmy tu, żeby wyrazić swoje niezadowolenie. (...) Problem mamy przede wszystkim z nieszczelną ukraińską granicą i napływem towarów stamtąd. To jest niezgodne z prawem. Tak to nie powinno wyglądać. Ceny naszych płodów rolnych są coraz niższe. Dochodzi nawet do takich sytuacji, że niektóre punkty przestały kupować nasz towar, który jest towarem dobrej jakości - podkreślał Waldemar Janowski, rolnik z gminy Kotlin, zajmujący się produkcją pszenicy, kukurydzy, rzepaku oraz buraków cukrowych.
Zwrócił przy tym uwagę na następującą rzecz: - Rozumiemy wojnę na Ukrainie. Rozumiemy ich problem. Musimy jednak wiedzieć jedno - towar, który tu przyjeżdża, to nie jest towar od rolników ukraińskich. To jest towar oligarchów (...) z USA, Danii, którzy na Ukrainie mają hektary. Pieniądze z jego sprzedaży nie trafiają do Ukraińców.
Frekwencja na strajku przeszła najśmielsze oczekiwania
Organizatorzy strajku spodziewali się, że do Gołuchowa zjedzie ok. 70-80 ciągników z następujących powiatów: pleszewskiego, jarocińskiego, kaliskiego i ostrowskiego. Frekwencja przeszła najśmielsze oczekiwania. - Do Gołuchowa wystartowaliśmy z Kotlina. Na miejscu zbiórki było nas ok. 60-70. Po drodze dojeżdżali do nas kolejni rolnicy. Na moje oko, patrząc na ten plac (przy krajowej “12”, na wlocie od strony Pleszewa), jest z 200 traktorów, a myślę, że będzie jeszcze więcej. Nie przypuszczałem, że nas - rolników tylu tu będzie, choć każdy widzi, co się dzieje. Żeby tu przyjechać nikogo nie trzeba było namawiać - opowiadał Waldemar Janowski.
"Kołodziejczak do dymisji!"
Protestujący w trakcie strajku zaznaczali również do rządzenia rolnictwem - zarówno na szczeblu państwowym, jak i europejskim powinno się podchodzić z dużą dozą rozwagi, a nie traktować tematy agro, jak grę w Farming Simulator. Gospodarze domagali się także dymisji wiceministra rolnictwa Michała Kołodziejczaka.
- Michał Kołodziejczak mówi: “Nie teraz jest czas na protesty, nie wychodźcie na drogi. (...). Ludzie, nie dajcie sobie zamydlić oczu” - podkreślał Dawid Maliński.
Rolnicy zgromadzeni w Gołuchowie bardzo krytycznie podchodzili też do rządów nowego szefa MRiRW.
- Pan Siekierski chce się z nami spotykać on-line - tak być nie może. Kto to widział, żeby spotkania z ministrem rolnictwa odbywały się przez Internet! - mówił organizator gołuchowskiego strajku.
Na ten sam aspekt uwagę zwracał Waldemar Janowski. - Nie ma rozmów ze stroną rządzącą. Wyjechaliśmy więc na ulice, pojawiło się utrudnienie w ruchu. Przepraszamy za to innych uczestników ruchu drogowego, zwłaszcza tych z miast, choć dziś muszę powiedziedzieć, że zauważyłem bardzo miłą sytuację. 24 stycznia, gdy braliśmy udział w proteście, przeważnie mieliśmy pokazywany środkowy palec, dziś nikt tego nie zrobił, wręcz przeciwnie - relacjonował gospodarz. - Ludzie jednak widzą, że coś się dzieje, że to dotyczy właściwie wszystkich - dopowiedział.
Wielu rolników mówiło także o tym, że jeśli sytuacja na rynkach rolnych się nie poprawi, wówczas przyjdzie im się przekwalifikować na inne zawody, bo ich działalność jest nieopłacalna. - Moje główne źródło utrzymania to gospodarstwo rolne, ale jeśli będą zmuszony, podejmę pracę zawodową - zaznaczył jeden z naszych rozmów podczas strajku.
ZOBACZ WIDEO: