Jak zarabiać na rolniczym handlu detalicznym? [ZDJĘCIA, VIDEO]
- 1/5
- następne zdjęcie
Po co sprzedawać przez pośredników, skoro można bezpośrednio? Julita i Piotr Pankiewicz oferują warzywa, owoce i przetwory przed swoim domem. Ich pomysł na rolniczy handel detaliczny okazał się strzałem w dziesiątkę!
Piotr Pankiewicz odziedziczył 5-hektarowe gospodarstwo w Plewiskach koło Poznania po rodzicach w 1989 roku. Wówczas nie miało ono z ogrodnictwem nic wspólnego. - Rodzice prowadzili tradycyjny wypas trzody chlewnej i krów, wysiewali zboża - opowiada Piotr Pankiewicz. On jednak zdecydował się pójść w troszkę innym kierunku. Ukończył technikum ogrodnicze i rozpoczął żmudną pracę na zmianę profilu produkcji. Obecnie grunty rolne przeznaczone są całkowicie pod siew i sadzenie warzyw oraz krzewów i drzew owocowych. Przez pewien okres Pankiewicze sprzedawali towar poprzez spółdzielnię ogrodniczą. Gdy ta upadła, warzywa trafiały na poznańską giełdę Franowo.
- Pojawił się także epizod ze sprzedażą hurtową czy indywidualnym wożeniem produktów do sklepów - wspomina pan Piotr.
W międzyczasie do gospodarstwa zaczęli sami przychodzić okoliczni mieszkańcy z zapytaniem, czy mogą kupić warzywa bezpośrednio od rolnika. To dało impuls do rozpoczęcia nowej gałęzi dystrybucji - sprzedaży na terenie gospodarstwa. Wieść o smacznych oraz zdrowych warzywach szybko się rozniosła i do rolników zaczęło pukać coraz więcej osób. Pankiewicze uznali, że skoro mogą dotrzeć bezpośrednio do klientów indywidualnych, to po co korzystać z pośredników, którzy płacą mniej za towar i narzucają swoją marżę?
- Nie ukrywam, że wiele lat szukałem swojego sposobu gospodarowania na małym areale. Testowaliśmy różne uprawy. Różnie to bywało... Była sprzedaż hurtowa, przez giełdy. Jeden rok pasowała cena, na drugi rok ludzie nasiali czy nasadzili więcej i było bardzo ciężko cokolwiek sprzedać - mówi pan Piotr.
Rolnicy zdecydowali się całkowicie postawić na sprzedaż bezpośrednią. - Dziś jedynym punktem dystrybucji jest posesja, a w skrajnych wypadkach giełda Franowo, gdy czegoś jest już więcej. Ale najczęściej dotyczy to maliny lub poziomki. I ewentualnie truskawki - opowiada ogrodnik. Największą zaletą takiej formy dystrybucji jest oczywiście wyższa cena, nawet o 50% niż przy sprzedaży hurtowej. Rolnik zwraca uwagę także na większą stabilność. - Sprzedając poprzez giełdy jesteśmy narażeni na bardzo duże wahania cen, które często decydują o opłacalności - stwierdza Piotr Pankiewicz.
Sprzedaż w systemie bezpośrednim wymaga innej organizacji pracy, tym bardziej, że, aby być towar był atrakcyjny dla klienta, trzeba stawiać na bogatą gamę warzyw i owoców. - Przez tyle lat wyrobiliśmy system, którym się kierujemy. Wpadki jednak i nam się zdarzają. Jedno trzeba wysiewać, inne pielić, a jeszcze inne sprzedawać i tak w kółko. Nie można sobie odpuścić pewnych elementów w danym dniu i przełożyć na kolejny, bo potem może dojść do spiętrzenia prac i braku czasu na zrobienie wszystkiego. Niektóre warzywa, takie jak fasolka, koperek i rzodkiewka siejemy w kilku rzutach. Zbiór odbywa się na bieżąco - opowiada Piotr Pankiewicz. Rolnicy przekonują, że wysiewają takie ilości, jakie są w stanie zbyć. Zdają sobie sprawę z tego, że ludzie na własne potrzeby kupują mało. Najważniejsze jednak, by wracali. A tak właśnie się dzieje.
- Na początku kupią troszkę na próbę. Stwierdzają, że jest dobre i wracają w kolejnych latach. Przekonują się do tego, że ta jakość nie zmienia się i zostają stałymi klientami - mówi mieszkaniec Plewisk.
- 1/5
- następne zdjęcie