Izby rolnicze muszą zacząć działać
Dobiega końca IV kadencja rad izb rolniczych. Wybory już 31 maja tego roku. Najpóźniej 11 maja należy zgłosić kandydatów do komisji okręgowych w celu ich rejestracji. W poprzednich wyborach frekwencja była bardzo niska i nie przekroczyła 10%.
Do naszej redakcji coraz częściej docierają opinie, że samorząd rolniczy nie spełnia swojej roli. Marian Wysocki, właściciel gospodarstwa i radny z gminy Gołuchów (powiat pleszewski) na sesji apelował niedawno do rajców i wójta, aby nie zgadzali się na przekazywanie środków na funkcjonowanie Wielkopolskiej Izby Rolniczej. Rocznie z budżetu gminy Gołuchów na ten cel idzie ponad 20.000 zł. Wysocki podkreślał, że izba nie ma żadnego wpływu na polepszenie sytuacji rolników. Z kolei Krzysztof Szyszka, radny z Kotlina (powiat jarociński) uważa, że izba powinna istnieć. Ma też jednak zastrzeżenia do funkcjonowania tego samorządu.
- Powinien być widoczny i aktywny, bo te nasze izby rolnicze (…) zaskorupiły się w tym całym organizacyjnym bałaganie. Nie wychodzą do rolników, nie monitorują całego systemu rolnictwa. (…) Dopiero jak sami rolnicy zaczynają działać, to izby się włączają. Patrząc na ostatnie protesty, to one były wymuszone. (…). Na wspólnym spotkaniu izb z Jarocina i Środy Wielkopolskiej powiedziałem, że jak nie podejmiecie jakichś radykalnych działań, to po co się spotykać - opowiada Krzysztof Szyszka. Radny uważa, że prezesami izb rolniczych nie powinny być osoby, które są posłami. - I są w rządzie, bo to się kłóci. W izbie powinni być rolnicy z krwi i kości. Prezesi też powinni być rolnikami - mówi. Zaznacza, że będzie namawiał do udziału w wyborach i do głosowania na rolników, a nie samorządowców. - Jeżeli izby się nie zmienią, to nie ma sensu, żeby istniały - stwierdza.
W związku z takimi opiniami poprosiliśmy prezesów izb rolniczych pięciu województw (Wielkopolski, Dolnego Śląska, Opola, Łodzi i Kujawsko-Pomorskiego) o podsumowanie kadencji i komentarze, czy samorządy są dobrze postrzegane przez samych rolników. Niestety, żaden z szefów izb nie pochylił się na tymi pytaniami. Nie otrzymaliśmy ani jednej odpowiedzi.
Szukając informacji na stronach internetowych izb natrafiliśmy na wypowiedź prezesa Dolnośląskiej Izby Rolniczej Leszka Grali, który tak podsumował pracę swojego samorządu. „Dobiegła końca kolejna, czwarta już kadencja odrodzonego samorządu rolniczego. Za kilka tygodni wybierzemy delegatów na kolejną kadencję. Izby Rolnicze wkraczają w dwudziestolecie swojej obecności na polskiej wsi. Jest to doskonała okazja do podziękowania wszystkim, którzy w tej i wszystkich poprzednich kadencjach pracowali dla umocnienia idei rolniczej samorządności. Jest to o tyle ważne, że bardzo szybko zmienia się obraz naszych wsi. Rolnicy zaczynają być w mniejszości. Nasza praca zaczyna przeszkadzać współmieszkańcom - zwierzęta, nawozy, a nawet rośliny „śmierdzą”. Nikt tak naprawdę nie docenia tego, co stało się w naszych gospodarstwach. Niewielu dostrzega to, że żywność produkujemy z zachowaniem bardzo rygorystycznych norm. Dzisiaj nie spotyka się już opryskiwaczy w kwitnących łanach rzepaku, nikt nie rozsypuje rękoma środków chemicznych po roślinach. Mnie bardzo niepokoi, a wręcz bulwersuje to, że nowi mieszkańcy wsi najchętniej wysłaliby rolników na Marsa. Zgrozą jest to, że rolnicza produkcja przeszkadza tym, którzy jeszcze niedawno sami żyli z roli i hodowli. Zazdrość, zawiść...... Czy po prostu polskie piekiełko” - napisał prezes.
„Wieści Rolnicze” chciały też przeanalizować budżety wspomnianych izb rolniczych. Przypomnijmy, że środki na działalność tych samorządów to 2% odpisu z podatku rolnego, jaki przekazuje każda gmina. Pisma wysłaliśmy 10 marca. Od razu na naszego maila zareagował dyrektor biura Kujawsko- Pomorskiej Izby Rolniczej Paweł Wienconek. „A pani to pracuje dla jakich służb?” - napisał. Nic więcej nie otrzymaliśmy. Po prawie miesiącu od wysłania pism zadzwoniliśmy do poszczególnych izb. Otrzymaliśmy informacje, że prezesi bądź dyrektorzy biur nie widzą potrzeby przekazywania „Wieściom Rolniczym”, a tym samym rolnikom danych dotyczących budżetów swoich samorządów. Tylko prezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej i zarazem poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Piotr Walkowski od razu zareagował na nasz telefon. Kilka dni później otrzymaliśmy informacje odnośnie dochodów i wydatków minionej kadencji. Z danych wynika, że rocznie do „kasy” z całej Wielkopolski wpływa coraz więcej pieniędzy. W 2011 roku była to kwota 3.037.751,38 zł, a w tym roku będzie 4.312.420 zł. Przez ostatnie 4 lata w budżecie izby znalazło się 20.311.080 zł. Z kolei wydatki w latach 2011-2015 opiewają na kwotę 16.016.028 zł.
Pieniądze, jakie wpływają do budżetu przeznaczane są m.in. na szkolenia, pikniki związane z promocją produktów rolnych. Na takie zadania tylko w 2013 roku wydatkowano 3.025.866 zł. Znaczna część budżetu to wynagrodzenia pracowników biur oraz diety, jakie otrzymują delegaci. Jeśli chodzi o członka powiatowej rady, to uposażenie jest niewielkie i wynosi 65 zł za udział w posiedzeniu. Ma też zwracane koszty przejazdu (0,8358 zł za kilometr). Jednak te pieniądze należą się delegatowi tylko na cztery posiedzenia w danym roku. Z kolei delegat na walne zgromadzenie dostaje dietę w wysokości 125 zł brutto miesięcznie, a przewodniczący rady powiatowej 250 zł brutto miesięcznie.
Prezes Piotr Walkowski zrzekł się swojej diety na rzecz wydatków statutowych izby. Natomiast uposażenie wiceprezesa to 1.350 zł brutto miesięcznie. Wynagrodzenie dostają też członkowie zarządu, wynosi ono 1.125 zł brutto miesięcznie. Wielkopolska Izba Rolnicza wydaje także czasopismo „Siewca”. - Koszty druku, przygotowania materiałów i składu kształtuje się w granicach 0,90 zł brutto za sztukę. Łączny koszt wydruku za cały 2013 rok wyniósł 29.945,92 zł - wyjaśnia Katarzyna Strzyż z powiatowego biura w Ostrowie Wlkp. Pieniądze przeznaczane są także na: utrzymanie biur (ponad 112.000 zł rocznie), usługi internetowe (17.652,10 zł rocznie), usługi telekomunikacyjne (26.695,75 zł rocznie). Na wynagrodzenia pracowników biur rocznie wydaje się około 1,4 mln zł.
W Polsce jest 380 rad powiatowych. Gdy cztery lata temu rolnicy wybrali swoich delegatów, frekwencja nie przekroczyła 10%. Przeważnie, w dniu wyborów w gminie działa jedna komisja. Być może między innymi dlatego frekwencja jest niska, bo rolnikom nie chce się dojechać. Wszystkie izby podlegają Krajowej Radzie Izb Rolniczych. Tam prezesem jest Wiktor Szmulewicz. Chcieliśmy prezesowi zadać kilka pytań, m.in. kto kontroluje wydatki samorządu rolniczego, dlaczego dane dotyczące budżetów poszczególnych rad nie są opublikowane w Biuletynie Informacji Publicznej. Niestety, Wiktor Szmulewicz przez cały tydzień przed oddaniem tekstu do druku nie znalazł dla nas czasu.