Uprawiają 90 ha, utrzymują bydło opasowe i kury nioski. To nie wszystko [VIDEO]
- Rodzice zawsze wpajali mi zasadę, że trzeba pracować i myśleć. Jeśli te dwie rzeczy będą na miejscu, to zarówno w gospodarstwie, jak i w życiu, wszystko się ułoży - mówi Piotr Wojciechowski, który wspólnie z żoną i rodzicami prowadzi gospodarstwo w miejscowości Bieczyny (woj. wielkopolskie).
- Obecnie uprawiamy 90 ha, zdecydowana większość to użytki własne. Poza tym prowadzimy hodowlę bydła opasowego i utrzymujemy kury nioski - mówi Piotr Wojciechowski. - Zaczynałem w 1977 roku od 17 ha. Stopniowo rozbudowywaliśmy gospodarstwo - uzupełnia jego ojciec Adam, zaznaczając, że powoli oddaje pałeczkę synowi ze względu na wiek i stan zdrowia. - Wielu prac nie mogę wykonać już sam, ale ile mogę, to pomagam. Myślę, że syn, a w przyszłości wnuk, który bardzo dobrze się zapowiada, będą nadal rozwijać gospodarstwo - dodaje.
Odważne decyzje w odpowiednich momentach
- Moi rodzice nigdy nie bali się podejmować odważnych decyzji. 15 lat temu wyłączyli z produkcji działkę o areale 7,5 ha. Została ona podzielona i przeznaczona na działki budowlane - mówi Piotr Wojciechowski Według niego był to bardzo dobry ruch, który do dzisiaj pozwala uzyskiwać dodatkowe środki, wspomagające rozwój gospodarstwa. - Wyłączone z produkcji grunty były naprawdę słabej jakości, ale decyzja rodziców, żeby jednym pociągnięciem pióra zaptrzestać uprawy na kawałku o powierzchni 7,5 ha była naprawdę odważna. Dzisiaj to procentuje - podkreśla Wojciechowski.
Przeznaczenie ziemi rolnej na działki budowlane, to tylko jedna z niekonwencjonalnych decyzji podjętych przez rolników. Już od 10 lat na ich gruncie rolnym stoi turbina wiatrowa. - Kiedy pojawił się temat budowy wiatraka, w społeczeństwie nie było jeszcze takiej świadomości nt. odnawialnych źródeł energii. Ludzie nie wiedzieli, z czym to się wiąże. Krążyły zabobony - wspomina Piotr Wojciechowski. - Dwie dominujące plotki głosiły, że kury w wiosce nie będą znosić jajek, a krowy nie będą dawać mleka - dodaje jego ojciec Adam. Protesty mieszkańców ze względu na ich bezpodstawność zostały jednak ostatecznie oddalone. - Wiatrak udało się wybudować. Co ważne, odbyło się to jeszcze przed wprowadzeniem tzw. ustawy wysokościowej, która by nam to uniemożliwiła - mówi Piotr Wojciechowski, dodając, że obecność turbiny w okolicy gospodarstwa nie wiąże się z żadnymi negatywnymi skutkami. - Wręcz przeciwnie, jest to dla nas dodatkowy przychód, a także duża ilość zielonej energii.
Po wiatraku czas na farmę
Zadowoleni z efektów, jakie przynosi farma wiatrowa, rolnicy przed dwoma laty poszli za ciosem i zdecydowali się na wydzierżawienie areału 3,5 ha pod farmę fotowoltaiczną. - Pojawił się u nas przedstawiciel jednej z firm zajmujących się tego typu instalacjami, podał nam wstępne warunki, później przysłał projekt umowy. Zapoznaliśmy się z dokumentami, skonsultowaliśmy je z adwokatem i zdecydowaliśmy się na dzierżawę - tłumaczy młodszy z Wojciechowskich. - Całe formalności związane z pozwoleniem na budowę tego typu instalacji były po stronie firmy. Trwało to mniej więcej dwa lata. My w tym czasie normalnie mogliśmy wykorzystywać wydzierżawioną działkę do produkcji rolnej - dodaje Piotr Wojciechowski, zaznaczając, że pole jest bardzo dogodne do uprawy, ale gleba na nim jest raczej słabej jakości. - Przy odpowiedniej agrotechnice i nawożeniu, zwłaszcza organicznym, ten użytek nadawał się pod uprawy bardziej wymagających gatunków i odmian roślin, ale jednak zdecydowaliśmy się na pójście w kierunku farmy PV, bo jest to dla gospodarstwa dodatkowy zastrzyk gotówki, co jest bardzo istotną sprawą. Poza tym jest to zielona energia w którą warto inwestować - tłumaczy rolnik, uzupełniając że budowa farmy nie uszczupliła wcale areału gospodarstwa. - W zamian dokupiliśmy pole o podobnym obszarze. Zaciągnięty kredyt będziemy spłacać z pieniędzy otrzymywanych z dzierżawy gruntu pod farmę - tłumaczy. Ekipa budowlana weszła na wydzierżawiony pod fotowoltaikę areał w kwietniu br. Budowa zakończyła się mniej więcej na początku września. - Obecnie farma jest w momenice oddawania jej do użytku. Umowę dzierżawy podpisaliśmy na 29 lat, ale wcale nie jest powiedziane, że po tym okresie nie wrócimy na tym polu do produkcji roślinnej - zaznacza rolnik.
Bogaty płodozmian
Produkcja roślinna w gospodarstwie jest mocno zróżnicowana. - Uprawiamy buraki cukrowe i kukurydzę - przede wszystkim na kiszonkę, ale zdarzały się także lata, kiedy zbieraliśmy ją na ziarno. Poza tym są jeszcze: pszenica, rzepak, lucerna, owies, pszenżyto i trwałe użytki zielone, więc płodozmian mamy naprawdę dość bogaty - mówi Piotr Wojciechowski. Większość gleb to typowa mozaika. Jak zaznacza Wojciechowski senior, nie są to zbyt dobre klasy bonitacyjne: - Klasa III b, to już u nas naprawdę dobry grunt. Dlatego też mamy produkcję zwierzęcą, bo ja bez obornika nie wyobrażam sobie produkcji roślinnej na tych ziemiach. Z tego też względu cały areał jest uprawiany z pomocą pługa. - Wychodzimy z takiego założenia, że pług najlepiej radzi sobie z wymieszaniem, przykryciem i odpowiednim wykorzystaniem obornika. Dobrze wykorzystany nawóz naturalny bardzo wzbogaca życie biologiczne gleby i próchnicę, a to prowadzi do lepszych wydajności - uzupełnia Piotr Wojciechowski.
Hodują opasy i sprzedają jaja
Bydło opasowe jest utrzymywane przez Wojciechowskich w systemie wolnostanowiskowym. - Budynki są pootwierane, nawet zimą. Przy odpowiedniej cyrkulacji powietrza nie mamy problemów z chorobami - zaznacza młodszy z Wojciechowskich. - Jeśli chodzi o rasy, to mamy krzyżówki towarowe: matka - krowa HF, a ojciec - byk mięsny. Staramy się kupować do opasu cielęta, które rokują duży przyrost - dodaje. Sytuacja na rynku według rolnika jest obecnie dość stabilna i zadowalająca. - Wiadomo, że zawsze może być lepiej, ale w porównaniu do trzody chlewnej, którą utrzymywaliśmy wcześniej, to jest naprawdę dobrze - podkreśla Piotr Wojciechowski. Właśnie ze względu na odejście od hodowli świń, w gospodarstwie pojawiły się w pewnym momencie kury nioski. - Chcieliśmy jakoś wykorzystać budynki, które nie nadawały się do utrzymywania bydła. Wpadliśmy na pomysł, żeby produkować ekologiczne jaja - mówi rolnik. - Kury są utrzymywane przez moją żonę i mamę. Karmimy je paszami naturalnymi. Dajemy im dużo zielonek, żeby wzbogacić żółtko. Nie dodajemy żadnych substacji dodatkowych, barwników, hormonów czy stymulatorów - dodaje. Jajka sprzedawane są przez rolników głównie w Poznaniu. - Mamy tam szerokie grono odbiorców, którzy nas sprawdzili i bardzo chwalą sobie nasz produkt. Działamy w ramach Rolniczego Handlu Detalicznego. Możemy posiadać 350 kur. Nie przekraczamy tej liczby. Jajka sprzedajemy po 1-1,2 zł - w zależności od wielkości - tłumaczy Wojciechowski.
Wydajny park maszyn
Przy tak dużym areale i hodowli, gospodarstwo Wojciechowskich potrzebuje dużo wydajnego sprzętu do pracy. I taki posiada. - Mamy 3 ciągniki marki New Holland, a poza tym dwa poczciwe Ursusy: C-330 i C-360 3P. Też bardzo dobre ciągniki. Poza tym bardzo ważną rolę odgrywa u nas ładowarka teleskopowa JCB - mówi Piotr Wojciechowski. Jego informacje uzupełnia ojciec - Adam. - Gospodarstwo, które ja przejąłem, było bardzo rozdrobnione. Rolnicy w okolicy mieli areały około 20 ha, ale czasami nawet w 15 kawałkach. To też trochę blokowało rozwój - mówi rolnik. - Gdy byłem młody, proponowałem innym rolnikom, żeby zamieniać się gruntami, ale była taka mentalność, że ojcowizny to oni nie chcieli oddawać. Teraz się to zmienia. Ludzie myślą bardziej ekonomicznie. Dochodzimy już do pól 5-hektarowych. Największy kawałek mamy 25 ha. Tam można już rozwinąć tym dużym sprzętem skrzydła - dodaje.
Pomogły fundusze unijne. Jaka będzie przyszłość?
Rodzinie Wojciechwskich od momentu pojawienia się dofinansowań unijnych z dodatkowych środków udało się skorzystać już 8 razy. - Najpierw rodzice korzystali z pomocy na zakup maszyn, później już wspólnie udało nam się pozyskać pieniądze na modernizację gospodarstwa. Ja dostałem pomoc dla młodych rolników. Teraz korzystam już z kolejnych środków na zakup sprzętu - mówi Piotr Wojciechowski. Według niego, mimo trudnej obecnie sytuacji rynkowej, rodzinne gospodarstwa rolne mają przed sobą przyszłość, muszą się jednak cały czas rozwijać. - Żywność zawsze będzie potrzebna. Ba, populacja jest coraz większa, więc trzeba będzie stawić czoła temu, żeby całą ludność wykarmić, dlatego też uważam, że mamy nadal duże pole do rozwoju gospodarstwa. Trzeba iść cały czas do przodu, bo jak stoi się w miejscu, to tak naprawdę się cofa - tłumaczy. - Dla nas pewnym bezpieczeństwem jest to, że mamy kilka źródeł dochodu, które się uzupełniają - podsumowuje.