Produkcja trzody chlewnej w cyklu zamkniętym i 200 hektarów pod miastem
Gospodarstwo specjalizuje się w produkcji trzody chlewnej w cyklu zamkniętym. Rolnicy uzyskują prosięta od 120 macior. W tej chwili przychówek prosiąt i warchlaków liczy 600 sztuk. Rocznie na sprzedaż trafia 3500 tuczników.
Od 4 do ponad 200 hektarów
Pojawiłem się w gospodarstwie nieco wcześniej, co pozwoliło mi zaobserwować, jak duży ruch tu panuje. Na podwórzu parkowały samochody przedstawicieli handlowych firm sprzedających sprzęt, zajechał właśnie samochód kurierski z oczekiwaną przesyłką, a wkrótce pojawił się też bus z firmy zaopatrującej rolnictwo. Za chlewniami pracowała z kolei ekipa montująca specjalistyczny zbiornik.
Skorzystałem z okazji i pozaglądałem, gdzie można było. Widać, że gospodarze stawiają na nowoczesny sprzęt.Gospodarstwo, które bracia Jakub i Rafał prowadzą wspólnie z rodzicami: Beatą i Maciejem Schepplerami, swoje początki miało cztery pokolenia wstecz. - Mój dziadek gospodarzył tu na czterech hektarach – wyjaśnia pan Maciej. - Po nim gospodarstwo przejął mój ojciec i powiększył je do 40 hektarów. Z czasem gospodarstwo rozrosło się i teraz uprawiamy ponad 200 hektarów.
Pan Maciej twierdzi, że nie musiał martwić się o następców. Z trojga dzieci, to właśnie synowie zdecydowali się na wspólną pracę. Najpierw Rafał (27 l), który ukończył technikum mechanizacji rolnictwa, a po nim młodszy o rok Jakub, który zdobył zawód mechanika i kilka lat pracował w tym zawodzie przy naprawie samochodów ciężarowych. Ma też uprawnienia operatora koparek. Swoje wykształcenie zawodowe uzupełnił średnim o profilu rolniczym. W gospodarstwie bracia podzielili się zadaniami. - Ja jestem od techniki, a brat od produkcji – mówi Jakub. - Moje doświadczenie zawodowe pozwala mi samodzielnie naprawiać sprzęt, którym dysponujemy. Młodszy z braci dokonuje również oprysków, ale – jak sam podkreśla – pod czujnym okiem taty. - Jakub jest już zaręczony, więc wkrótce powinna w gospodarstwie pojawić się synowa i - mam nadzieję - następcy – śmieje się pan Maciej. Niepoślednią rolę w gospodarstwie odgrywa pani Beata, mama młodych rolników, która ma na głowie pokaźne obowiązki domowe, a dodatkowo pomaga mężowi i synom w gromadzeniu i porządkowanie dokumentacji. A tej z roku na rok przybywa.
Postawili na tuczniki w cyklu zamkniętym
Gospodarstwo specjalizuje się w produkcji trzody chlewnej w cyklu zamkniętym. Rolnicy uzyskują prosięta od 120 macior. W tej chwili przychówek prosiąt i warchlaków liczy 600 sztuk. Rocznie na sprzedaż trafia 3500 tuczników. Połowa obsady zwierząt przebywa w pomieszczeniach ściółkowych, druga zaś w technologii rusztowej. Zaglądamy do chlewni. Panuje w nich porządek i ład. Charakterystyczny zapach czuć dopiero w środku. - Musimy pamiętać, że funkcjonujemy prawie w mieście i zawsze komuś obecność hodowli będzie przeszkadzała – mówi Rafał. - Problemy z tym związane nie są nam obce – dodaje.
Tak duże stado wymaga obfitego zaopatrzenia w pasze. Do jej przygotowania wykorzystują całą produkcję roślinną w gospodarstwie, muszą też pewną część zbóż dokupić. Przy wjeździe do gospodarstwa widoczne są olbrzymie silosy zbożowe. - Paszę dla trzody produkujemy sami, uzupełniając ją koncentratami – wyjaśnia Jakub. - Pola obsiewamy jęczmieniem i pszenżytem, trochę pszenicą. Kukurydzę siejemy z przeznaczeniem na suszenie i do produkcji pasz. Płodozmianem jest głównie rzepak. Na wyposażeniu gospodarstwa posiadają kombajn zbożowy i wszelkie niezbędne maszyny i agregaty uprawowe. Wszystkie prace wykonują sami, korzystając także z wsparcia jednego zatrudnionego pracownika.
- Nasi rodzice i my sami doświadczamy każdego dnia sytuacji, że musimy być i agronomem, weterynarzem, i ślusarzem, przedsiębiorcą, księgowym, i – oczywiście – kierownikiem, który musi zaplanować kiedy, co i jak zrobić? - mówią bracia. Zwracają przy okazji uwagę na problem środków ochrony roślin. - Co roku ma miejsce znoszenie dobrych i sprawdzonych przez lata zapraw i środków, czego nie doświadczają rolnicy np. za wschodnią granicą. Efekt jest taki, że musimy zastosować środki dodatkowo dwa lub trzy razy, ponieważ zawartość substancji czynnej w nowym, zastępczym produkcie jest dużo słabsza, ale cena podobna do tego poprzedniego. Ale przemysł chemiczny pracuje pełną parą – dodają z przekąsem bracia.
Zapytani o problemy, na jakie jeszcze napotykają, mówią, że dziś obserwuje się brak chętnych i dobrze wykwalifikowanych pracowników, gotowych podjąć pracę w nowoczesnym gospodarstwie. To, co najbardziej im przeszkadza w planowaniu swojej przyszłości, to odwieczny w rolnictwie brak stabilizacji. - Marzy się nam, żebyśmy mieli gwarancję cen na nasze produkty co najmniej na pół roku – mówi Jakub. - Teraz sytuacja przypomina trochę loterię, w której najczęściej rolnicy są tymi przegranymi. My musimy planować na co najmniej jeden cykl uprawowy lub chowu, a nie mamy nigdy pewności co do cen nawozów, środków ochrony roślin i – co najważniejsze – efektu naszej hodowli, która wymaga ciągłego inwestowania.
Bracia są żywo zainteresowani powstaniem grupy producenckiej. Odbyły się już spotkania i wkrótce należy spodziewać się formalnego utworzenia takiej grupy.
200 hektarów na terenie dwóch gmin
Zaglądamy do pomieszczeń warsztatowych. Wśród pięciu ciągników jest też leciwy Ursus C-360. - Ten sprzęt zawsze się przydaje w gospodarstwie – mówi wesoło Jakub. - W najbliższej przyszłości chcielibyśmy dokończyć modernizację pozostałych chlewni. Zrealizowaliśmy w latach 2019/2020 ważne dla gospodarstwa inwestycję, czyli budowę zbiornika naziemnego do gnojowicy o pojemności1500m3 ze stacjonarnym mikserem. Dokonaliśmy w tym też czasie wymiany parku maszyn: siewnika zbożowego, opryskiwacza, rozsiewacza do nawozów, doposażenie ciągnika głównego oraz pomocniczego w GPS do automatycznego prowadzenia równoległego oraz sterowania nowymi maszynami – wyliczają. - Przed nami zakup drugiego głównego ciągnika oraz wymiana beczki asenizacyjnej.
Ich ponad dwustuhektarowe gospodarstwo położone jest na terenie dwóch gmin: Gniezna i Kiszkowa. Do najbardziej odległych gruntów mają do pokonania blisko 15 km. Przez ich ziemie wyznaczono przebieg krajowej S5 i z tego tytułu utracili osiem hektarów. Na szczęście dojazd do pól położonych po drugiej stronie „krajówki” nie wymaga pokonywania dużych odległości, ponieważ droga ta krzyżuje się w pobliżu z drogą wojewódzką. - Można powiedzieć, że mamy szczęście, ponieważ te tzw. „ślimaki” są nad naszymi polami – mówi Jakub.
Zarówno pan Maciej, jak i jego synowie, rozważają powiększenie gospodarstwa, ale zasoby w gminie są niewielkie, w dodatku rozdrobnione. - Kiedyś udało się nam kupić kilka hektarów w jednym kawałku, ale musieliśmy je nabyć wraz z zabudowaniami – wyjaśnia Rafał. - Przeglądamy na bieżąco pojawiające się ogłoszenia o sprzedaży lub wystawieniu na przetarg gruntów, ale coraz trudniej dokonywać zakupów – dodaje Jakub. - Ceny gruntów rolnych są i tak już wysokie i wciąż rosną. Trudno się zdecydować na zakup odległego i niewielkiego kawałka, przy którym próby czasu nie wytrzymuje rachunek ekonomiczny. Trzeba pamiętać, że nie mamy realnego wpływu na ceny naszych produktów, a inwestycji nie da się zaplanować z dnia na dzień. Przy tym areale i ewentualnym jego powiększeniu bracia nie mogą sobie pozwolić na ryzykowne eksperymenty. - Dlatego nasze zainteresowania kierujemy w stronę wysokiej jakości i niezawodnego sprzętu – wyjaśnia Jakub. - Nasz wynik finansowy także od tego zależy, a ja nie chciałbym wiecznie tkwić w warsztacie naprawczym. (A propos sprzętu i techniki, to Jakub z łatwością operuje dronem i miałem okazję otrzymać zdjęcia ich gospodarstwa „z lotu ptaka”).
Poza produkcją trzody jest czas na wypoczynek
- Gdyby mnie ktoś zapytał, czy powtórzyłbym swoje życie, gdybym miał taką okazję, to zdecydowanie mówię: tak. Ponownie zdobyłbym zawód mechanika, bo dzięki temu mogłem pracować w mechanice samochodów ciężarowych, a doświadczenie to jest mi teraz pomocne i niezbędne przy obsłudze serwisowej naszych nowoczesnych ciągników. Ponownie też zdobyłbym zawód rolnika, aby wiedzieć więcej, niż to czego nauczyłem się pracując w gospodarstwie – mówi Jakub. Słowa brata potwierdza także w odniesieniu do siebie Rafał. - Zdecydowanie wybrałbym zawód technika mechanizacji rolnictwa.
Wbrew pozorom, dość często udaje im się wypocząć, choć są to trzy- czterodniowe epizody. Potrafią sobie zorganizować dwa, trzy, niekiedy cztery razy w roku krótkie wypady wypoczynkowe. - W ubiegłym roku odwiedziłem w marcu Zakopane, We wrześniu udało się wybrać do czeskiej Pragi, a w okresie letnim do nadmorskiego Pobierowa – wylicza Jakub. Jego marzeniem jest zimowy wyjazd na narty w Alpy, bo ostatni raz miał okazję spędzić krótkie narciarskie wakacje trzy lata temu.
Raster:
Piekary, to wieś położona w gminie Gniezno, sąsiadująca z osiedlem o tej samej nazwie, które jest częścią miasta. W przeszłości była własnością klasztoru klarysek w Gnieźnie. Nazwa miejscowości pochodzi prawdopodobnie od służebności folwarku, którym zawiadywały klaryski. Był tu młyn i wypiekano chleb.
Wieś zamieszkuje obecnie ok. 530 osób, z czego tylko niewielką część stanowią rolnicy. Bliskość Gniezna powoduje, że funkcjonuje tu kilkadziesiąt podmiotów gospodarczych, niekoniecznie związanych z rolnictwem i przetwórstwem. W tej części gminy krzyżują się dwie ważna drogi: krajowa S5 i wojewódzka nr 197. Nie ma tu szkoły ale do dyspozycji mieszkańców jest świetlica wiejska z zagospodarowanym terenem wokół niej (boisko piłkarskie i kort tenisowy). W sołectwie funkcjonuje ok. 50 gospodarstw rolnych.
Można powiedzieć, że gospodarstwo Schepplerów znajduje się niemal na terenie Gniezna, bo do jego granic ma niespełna 2 kilometry. Obok płynie niewielka rzeka Wrześnica, prawy dopływ Warty.