Praca przy krowach jest coraz lżejsza
Katarzyna i Michał Kubiakowie z Pawłówka (gmina Blizanów, powiat kaliski) od lat swoje życie związali z krowami i produkcją mleka. – Można by rzec, że bydło mleczne mieliśmy od zawsze, tylko że mniejsze ilości – mówi pan Michał. Chcąc powiększyć stado, musieli wybudować nową oborę..
Katarzyna i Michał Kubiakowie są laureatami tegorocznej edycji podsumowania wydajności mlecznej Wielkopolskiego Związku Hodowców Bydła Mlecznego w powiecie kaliskim. Zajęli drugie miejsce, osiągając około 12.000 litrów mleka od sztuki.
Powiększyli stado i osiągają wysokie wydajności
Państwo Kubiakowie gospodarstwo przejęli po rodzicach pana Michała. Wówczas podjęli decyzję o tym, że stawiają tylko na bydło mleczne. – Cena mleka w porównaniu z innymi produktami rolniczymi jest bardziej stabilna – zaznacza pani Katarzyna. Jej mąż od razu dodaje. – Wolę jeść mięso wieprzowe, niż przy tym chodzić – śmieje się. Małżeństwo wówczas istniejącą stodołę przerobili na oborę. W niej mieściło się około 20 krów mlecznych. Z czasem jednak okazało się, że budynek jest zbyt mały, a oni chcieli rozwinąć produkcję. Dlatego wybudowali nową oborę wolnostanowiskową. Tam mieści się około 60 krów mlecznych i około 90 sztuk młodego bydła i opasów. Rekordzistka daje około 15.000 litrów mleka rocznie. – Ale trudno utrzymać taką krowę, aby przez cały czas dawała aż tyle mleka. Wiadomo, że taka eksploatacja zwierzęcia nie może trwać długo. Do takiej sztuki trzeba podchodzić indywidualnie, a wiadomo, że w stadzie jest 60 krów – zaznacza pani Katarzyna. – Na razie to nam wystarczy. Co będzie dalej, już pewnie zadecydują następcy – mówi pani Katarzyna. Małżeństwo ma troje dzieci. Dwie nastoletnie córki Julię i Aleksandrę oraz 12-letniego syna Szymon. I to jego właśnie pani Katarzyna i pan Michał widzą na następcę. – Zobaczymy, co będzie. Młodzież teraz nie jest przyzwyczajona do takiej pracy. Wiadomo, że technologie się zmieniają. Kiedy my zaczynaliśmy pracę, to też nie było aż tylu maszyn i udogodnień. Dlatego myślę, że kiedy już syn dorośnie, to praca będzie jeszcze lżejsza. Kiedyś hale udojowe były rzadkością. Teraz to już jest normalne. To pewnie w najbliższej przyszłości do obory wejdą kolejne roboty – uważa pani Katarzyna. Małżeństwo zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. – Nasza miejscowość graniczy z Kaliszem. Obiekty powstają coraz bliżej nas. Nie wiadomo, czy łatwo będzie można otrzymać pozwolenia na rozwijanie swojej działalności. Na razie się tym nie martwimy i robimy swoje – mówią.
Odpowiednie żywienie, wysoka wydajność
Wiadomo, że nawet najlepszy sprzęt nie zastąpi człowieka. – Jesteśmy odpowiedzialni za żywienie, inseminację i zdrowie naszych zwierząt – podkreśla pan Michał. Dawki pokarmowe przygotowuje firma, z która współpracuje małżeństwo. – Mąż je trochę modyfikuje, bo wiadomo, że trzeba brać pod uwagę pasze, jakie są w domu. I przede wszystkim kierujemy się oceną Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Przychodzą wyniki z federacji i wtedy patrzymy, czy trzeba zwierzętom czegoś dołożyć, czy raczej zabrać. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej współpracy, bo federacja pomaga – uważa pani Katarzyna. Ocena jest raz w miesiącu. – Przyjeżdża zootechnik, pobiera od każdej sztuki próbki mleka i bada – wyjaśnia. Wyniki pokazują wydajność od danej sztuki oraz średnią stada. – Widzimy parametry, czego brakuje. Bez takich danych nie da się właściwie prowadzić hodowli – mówi pani Katarzyna.
Zapasów już nie ma
Rolnicy nie kupują bydła mlecznego. Rozmnażają swoje stado. – Nie jestem za kupowaniem, bo nigdy nie wiadomo, jaką sztukę się kupi. A do stada łatwo przenieść chorobę, a trudniej z niej wyjść – mówią. Rolnicy też korzystają z pomocy lekarza weterynarii i inseminatora. – Są rolnicy, którzy ukończyli kursy inseminatora, ale my w to nie poszliśmy. Korzystamy z pomocy fachowców – mówi pan Michał.
Kiedy odwiedzam państwa Kubiaków, mają chwilę wytchnienia. – Kukurydza zasiana, czekamy na zbiór drugiego pokosu trawy – mówi pani Katarzyna. Ten rok na razie nie jest zły. – Temperatury nie są za wysokie, trochę pada, to na polu rośnie i krowy dobrze się czują, bo bydło nie lubi upałów – zaznacza pan Michał. Małżeństwo posiada 40 hektarów ziemi, w tym 20 ha dzierżawi. – Deszcze oczywiście trochę sytuację na polach poprawił. Ale ta woda jest widoczna na wierzchu, a żeby było bardzo dobrze, to musi jeszcze padać. Wówczas przybędzie wód podziemnych. Bo jak teraz będzie bardzo ciepło, to ta ziemia znowu zrobi się sucha – tłumaczy pani Katarzyna. Dodaje, że w ubiegłym roku sytuacja była bardzo zła. – Tamten rok był straszny. Gdyby się powtórzył, to pewnie byśmy musieli zmniejszyć stado. Zawsze mieliśmy zapasy kiszonki na pół roku, a teraz wyszliśmy do zera. Jeśli w tym roku nie zrobimy zapasów, to będzie bardzo źle, bo jeden rok można wytrzymać, ale kolejne lata już nie – opowiada pani Katarzyna. Dodaje, że w ubiegłym roku bardzo źle plonowała kukurydza, która jest podstawowym składnikiem pasz. – W tym roku kupiliśmy deszczownię, aby nawadniać pola kukurydzy. Na szczęście jeszcze nie musieliśmy jej używać – cieszy się pan Michał.
Na polach wysiewają mało zbóż. Uprawiają przede wszystkim kukurydzę, z której robią kiszonki. Mają też pastwiska. – Z tego względu, że mamy mało zbóż, to mamy mało słomy. Ale wymieniamy się z rolnikami. My dajemy obornik i gnojowicę, a oni nam słomę – tłumaczy pani Katarzyna.
Dój nie musi być wcześnie, ważne, że regularnie
Państwo Kubiakowie dzień rozpoczynają o godzinie 7.00. Wtedy idą do obory i przygotowują krowy do doju. – Sam dój trwa trochę więcej niż godzinę, ale już z przygotowaniem to około trzech godzin – opowiada pani Katarzyna. Dodaje, że oni nie należą do osób, które pracę zaczynają o 4 czy 5 nad ranem. – Pewnie, że po południu i wieczorem jest gorzej, bo dój zaczynamy o 19.00 i kończymy około 21.00. Krowie nie zależy na tym, aby dój był wcześnie rano. Ważne, żeby był regularnie – podkreśla pani Katarzyna.
Podobnie, jak inni producenci mleka, borykają się z tym samy problemem. – Nie możemy sobie pozwolić na dłuższe wspólne wyjazdy, bo zawsze któreś z nas musi zostać, żeby zrobić ten dój. I to jest najgorsze, że nie ma z kim zostawić tych krów. My wyjeżdżamy osobno - opowiadają.
Środki unijne na płytę i maszyny
Małżeństwo nie boi się sięgać po środki unijne. Pierwsze pieniądze, jakie pozyskali, były jeszcze z SAPARD-u. Wówczas wybudowali płytę obornikową i kupili maszyny. – Wtedy było łatwiej dostać pieniądze, bo nie było aż tylu chętnych. Tych wymogów też nie było aż tyle. My też się wtedy obawialiśmy. Ale teraz z perspektywy czasu stwierdzam, że trzeba było brać wszystko, co dawali, bo było najprościej – wspomina pani Katarzyna. Teraz jesteśmy w trakcie realizacji kolejnych zakupów w ramach programów unijnych.
Pani Katarzyna zwraca uwagę na to, że teraz rolnik musi znać się na wszystkim. – W sumie ta praca fizyczna nie zabiera tyle czasu, co papierkowa. Trzeba ze wszystkim zdążyć, a głównie z terminami. Nam pomaga księgowy, ale musimy przygotować wszystkie dokumenty, a przepisy cały czas się zmieniają i trzeba mieć kogoś, kto jest z tym na bieżąco – mówi.
Każdego roku na początku maja spotykają się producenci mleka zrzeszeni w Wielkopolskim Związku Hodowców Bydła Mlecznego. Niestety, tym razem, ze względu na pandemię, zrezygnowano ze spotkania. Analiza ilości mleka uzyskiwanych przez rolników została przeprowadzona. Wyłoniono producentów mleka, którzy osiągnęli najlepsze wyniki. – Gratulujemy laureatom. Wiem ile potrzeba czasu i pracy, aby te wyniki był wysokie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mogli się spotkać i wręczyć puchary – mówi Przemysław Kmieciński, członek Wielkopolskiego Związku Hodowców Bydła Mlecznego i zarazem prezes Zarządu Rejonowego Koła Hodowców Bydła Mlecznego w Kaliszu.
Czytaj także: